Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PO - PIS. Rozgrywki polityków

Aneta M. Krawczyk
Aneta M. Krawczyk
„Nienawidzę i będę mordował”. To tragiczny finał politycznych rozgrywek nas wszystkich: najsłabszego meczu pierwszej, drugiej i trzeciej ligi polityków.

Reprezentacja polska i kadra medialna kopią siebie nawzajem i swoich kibiców. Kibice, czyli obserwatorzy życia politycznego, nie są ze stali i rozgrywają własny mecz w debacie swojego sumienia. Kochają i nienawidzą, jak na igrzyskach.

Politycy wszelkiego autoramentu nawołują do merytorycznych sporów, jakie powinny się toczyć w każdej demokracji. A przed oczami zwykłych ludzi, choćby oglądających codzienne kontrujące „Fakty” i „Wiadomości”, czy różnej maści programy publicystyczne w konkurujących stacjach telewizyjnych, rozgrywa się autentyczny spektakl gladiatorów.

Ludzie przed telewizorami i monitorami komputera często wierzą, że to, czym krzyczy wirtualny świat polityków i komentatorów, dzieje się naprawdę. Czy to złudzenie?

– My tak naprawdę jesteśmy kolegami i spieramy się poza kamerami – mówi Bartosz Arłukowicz.
– Nieprawda! – krzyczy sumienie kibica.

Ten wirtualny świat przekazu politycznego łączy się z emocjami obserwatorów, podkręconymi w informacyjnej spirali medialnej i w programach typu show. Bo to, co wypisują tu i ówdzie internauci, o czym się mówi w świetle jupiterów, to jest walka na śmierć i życie. Walka o to, w co wierzysz. O to, co najważniejsze. O prawdę.

Oczyszczenie w tym dramacie nie nastąpi. Póki nie nastąpi debata merytoryczna i wspólne przyznanie się, że nikt nie jest bez winy. Ale nikt nie chce być oczyszczony: wszak wszyscy są czyści. I ja, i Ty. Tylko śmietnik naszych opinii coraz większy.

Ostateczna jest śmierć i ma ostatni głos. Na moment milkną tyrady.

Nie mówię tylko o zabójstwie w siedzibie PIS. Także o publicznym języku, który prowadzi do katastrofy moralnej.

W każdym zabójstwie, również słownym, są kaci i ofiary. Nieraz zapominamy to, czego uczyliśmy się w szkole, czytając lektury o polskiej martyrologii: że zło jest powszechne i demokratyczne. Dotyka głęboko wszystkich. Nosimy w sobie katów i ofiary.

Poza tym ważne jest, jak się dyskutuje o polityce, o racjach, przekonaniach. Jeśli ktoś dotyka bezwstydnie wrażliwości, bolesnych miejsc, najwyższych wartości, szydząc z tej przestrzeni lub wchodząc w nią z butami – dokonuje aktu wyjątkowo brutalnej przemocy. To popularna praktyka w wielu komentarzach internetowych i politycznych: im większa agresja, tym „śmieszniej”.

Niestety, w ten schemat niefrasobliwej bezpośredniości graniczącej z butą i arogancją wchodzą media. Tu, w tak zwanych debatach, wywołuje się i wystawia na widok publiczny ludzkie emocje, które niejednokrotnie powinny zostać zakryte, stonowane. Odpowiedzialne milczenie w mediach jest wyższą szkołą jazdy, której powinni uczyć się adepci dziennikarstwa. Nie wszyscy opanowują tę sztukę. Mam na myśli taki sposób komentowania, spierania się, przedstawiania informacji i docierania do prawdy, który nie rozdrażnia odbiorcy. Sposobem rozdrażnienia emocji są niewątpliwie jałowe dyskusje i trywialne określenia, jakie padają zewsząd, zwłaszcza z ust Polaków, którzy są lub byli dla wielu autorytetami.

Te spory przypominają happening, w którym każdy może wziąć udział. Cyrkowe show coraz bardziej angażuje złe emocje zwykłych ludzi. W dialektyce politycznej, która nie bez powodu zaostrza się od katastrofy smoleńskiej, tkwi zatrute źródło podziałów. Ta katastrofa i emocje z nią związane nie zostały zrekapitulowane. Nie ma ogólnonarodowego oczyszczenia emocji. A zwykli ludzie chcą w coś wierzyć.
Można powiedzieć, że jest to logika następująca: komuś trzeba wierzyć. Choćby przeciw komuś. Więc skoro jest jak jest, to… trzeba się zbroić. Można, wolno!

Człowiek, który zaatakował pracowników PIS, zabijając i raniąc, był według komentatorów szaleńcem. Czy był zrównoważony psychicznie, zbadają biegli. Słaba konstrukcja psychiczna może być powodem czynów niepoczytalnych, jednak powodem takich czynów może być też niefrasobliwość otoczenia, które nieświadomie przyczynia się do katastrofy. To otoczenie mówiło, że największa agresja tkwi w tych, co wołają o prawo i sprawiedliwość.

Agresja tkwi w każdym. Rzecz w tym, czy potrafimy przewidywać i leczyć się z własnej agresji. Modlitwą. Rozumem. Jak kto woli. Byle skutecznie, byle nie iść na wojnę. Bo nie można, nie wolno!

Myślę, że ta bulwersująca tragedia była do przewidzenia. Jarosław Sellin mówi, że już podczas wydarzeń sierpniowych na Krakowskim Przedmieściu, można było przeczuwać, że dojdzie do mordu politycznego.

W rozmowie z red. Rymanowskim (TVN24) Sellin przypomina, że bezpośrednie nawoływania do wyeliminowania PIS-u ze sceny politycznej pojawiały się z groźną częstotliwością w wypowiedziach przedstawicieli rządzącej partii. Jednak to pierwszy mord polityczny od czasów PRL-u. Kiedyś będziemy pisać podręczniki polskiej historii i musimy koniecznie postawić pytanie o odpowiedzialność moralną i polityczną, która prowadzi do takich wydarzeń. Musimy sobie postawić pytanie, dlaczego ten człowiek to zrobił. Dlaczego wobec tych, a nie innych ludzi, zwraca uwagę Sellin.

Od dłuższego czasu wiadomo było, że w Polsce trwa zdecydowana, choć kamuflowana dyplomatycznie ostra polityczna wojna mentalna.
Ta wojna angażuje umysły i serca od czasu kampanii wyborczej. Jest atakiem na wartości i związane z nimi emocje, a więc na idee. To groźny konflikt: wynikający z głębokiej bezsilności i poczucia zagrożenia wielu Polaków. To, co jedni uważają za najświętsze, inni za najohydniejsze – to właśnie jest obiektem niewybrednych ataków jednych i drugich. Spór dotyczy osób, słów, zdarzeń. Nie ma tu nic pośrodku: albo łaskawość otoczenia, albo ostracyzm. Emocje tłumu generowane medialnie decydują, kto ma ujść z życiem. Tak skandują przeciwnicy i zwolennicy dwóch przeciwnych ugrupowań politycznych. To niedopuszczalna presja.

Zło dotyka mediów i pozostających pod ich wpływem odbiorców informacji. Okazuje się, że boli tak, że trzeba zadać ból „winnemu”.

W imię dobrze pojętej debaty publicznej do łask powrócił język, który znany był w polityce jako mowa, która judzi, prowokuje. Dochodzi do tego klisza medialna: stereotyp wypowiedzi, która dobrze się sprzedaje. Mantra. Technika zdartej płyty. Powtarzane zdania brzmią jak banał, który w swej natarczywości jest trudny do zniesienia.

W debacie publicznej ważna jest selekcja informacji: to, jak zostanie pokazany kontekst i jaki jest sposób podania do wiadomości. „Medium is the message” głosi słynna teza o mediach McLuhana. Ale można też łatwo zmienić brzmienie: „medium is the massage”.

Przypomnijmy. To sposób przekazu tworzy wiadomość i to ów przekaz jest drenażem emocji czy jak kto woli – masażem umysłu. Jest tym, co atakuje odbiorcę przekazu, intelektualnie, emocjonalnie, bezpośrednio. Sposób przekazu może zdominować człowieka. Od tego, jak przetwarzamy informację zależy bowiem nasze postrzeganie świata.

W istocie media i politycy potrzebują publiczności, a opinia publiczna potrzebuje mediów i polityków. Czego potrzebuje zwykły Polak?

Nie jest tak, że kiedyś ktoś coś powiedział, ktoś komuś nie podał ręki, ktoś się zaśmiał, ktoś rzucił złośliwy komentarz. Retoryczna hucpa na oczach całego kraju trwała od wielu miesięcy, lat i znalazła swój tragiczny finał w rzeczywistej szamotaninie i w strzałach w łódzkim biurze poselskim.

"Wiadomość jest wstrząsająca i porażająca" - powiedział szef Europarlamentu, Jerzy Buzek. – "Trzeba wyjaśnić motywy".

Motywy są jednoznacznie polityczne. Szaleniec odzywa się co jakiś czas w każdym z nas. W każdym, kto rusza do ataku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto