Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Po zważeniu konia trojańskiego uwag kilka

Jolanta Paczkowska
Jolanta Paczkowska
Żary. Ratusz z przełomu XIV i XV w., z renesansowym portalem.
Żary. Ratusz z przełomu XIV i XV w., z renesansowym portalem. Jola Paczkowska
Trudno znaleźć w istniejących recenzjach filmu Juliusza Machulskiego "Ile waży koń trojański?" odpowiedź na pytanie, dlaczego taki tytuł, a i sam reżyser nie chce tajemnicy zdradzić. Zagadka ma być największym atutem filmu?

Znajomi, którzy znają wcześniejsze filmy Juliusza Machulskiego, mówią, że reżyser sam sobie tym filmem podstawił konia trojańskiego. Ale czy naprawdę jest aż tak źle? Pierwsza godzina filmu istotnie przynudnawa, drętwe dialogi, przesłodzone romantyczne dłużyzny... Podobno przyszliśmy na komedię? Moja babska intuicja podpowiada mi jednak, że druga musi być lepsza, widz już się najadł, napił, będzie uważniej słuchał i obserwował, więc trzeba się bardziej starać. I się nie mylę.

Recenzenci w większości nie zawracają sobie głowy próbą rozszyfrowania tytułu filmu, za to jak jeden mąż chwalą perfekcyjne odtworzenie realiów PRL-u "za pomocą kostiumów, charakteryzacji i scenografii". No, ja mam nieco inne zdanie, zarzuciłabym właśnie brak dbałości o szczegół. Ot, choćby taki drobiazg, jaki widzimy na czole koleżanki głównej bohaterki, Zosi, zawiązywałam w 1984, trzy lata później to już byłaby poruta, czy jakoś tak. Siara było później. Z kolei asymetryczna fryzura zosinej babci też nijak się ma do tamtych czasów. Gdzieś tam zauważyłam, że zosiny pierwszy mąż Darek w tej samej scenie, a jedynie w innym ujęciu, jest inaczej ubrany. A grające w filmie meble Bawaria, to chyba produkuje się od niedawna, a tu mamy rok 1987. Na auta (marki) w korkach, lotnisko - spuśćmy litościwie kurtynę milczenia.

Ale nie bądźmy drobiazgowi i wróćmy do milenijnego roku 2000, w którym to akcja się zaczyna, a w którym powstawał ponoć scenariusz filmu. A właściwie do przełomu 1999/2000, kiedy to rozpowszechniano obawę, że komputery nie będą mogły sobie poradzić ze zmianą daty, że ludziom coś w związku z tym zagraża. Wtedy to Zosia, w dniu swoich 40. urodzin, niezadowolona ze swego wyglądu, dostrzegająca oznaki starzenia się, wypowiada marzenie, by przenieść się do swoich młodzieńczych lat. Czy to za próżność spotyka ją kara, czy może za ignorowanie matczynych uwag na temat komputerowej klątwy milenijnej? Atakuje wirus zwany koniem trojańskim? Tak czy inaczej - cofa się o trzynaście lat i na nowo przeżywa swoje życie, u boku znienawidzonego już pierwszego męża.

Mam jeszcze kilka innych zastrzeżeń. Reżyser wybudza widzów z drzemki nazwiskami Kubica (słaba scena, ale zaskoczony widz spontanicznie reaguje na taki gag), Tusk, Jan Paweł II, a w wywiadzie udzielonym Arturowi Cichmińskiemu mówi: "Dziś kiedy wszystko jest ważniejsze od filmu, gdzie liczy się głównie promocja, udział popularnych nazwisk, reklama, mam zamiar robić dalej swoje, w starym stylu".

Gdybym była mieszkanką Żar, postawiłabym także wielki minus za wizerunek "miasta". W każdym razie Lubuszanie z dużym zaciekawieniem wypatrują zapowiadanej leśniczówki pod Żaganiem. Znający Żary wybuchają głośnym śmiechem, patrząc na scenę wjazdu autobusu PKS-u do miasta, które raczej wieś zabitą dechami przypomina. Nawet jeśli to był rok 1987. Plus postawiałbym natomiast za motyw dydaktyczny – zwrócenie uwagi na termin oksymoron. Jeśli chce się uchodzić za intelektualistę, to warto swój słownik wzbogacać. A wątpię, by ktokolwiek chciał być postrzegany na poziomie "Kuzorium" - blond lafiryndy, z którą Darek zdradza Zosię, a której ciemny, bujny zarost pod pachami wzbudza chóralny śmiech widowni.

Skupmy się jednak na ponadczasowej opowieści o uczuciach, bo przecież biedny PRL pełni tu jedynie rolę tła, które nie jest kolorowe, ale i nie szare. Na komedii, która jest ponoć feministycznym filmem o kobietach. Czy o wszystkich? Czy wszystkim, jak sympatycznej Zosi, tak samo podoba się mężczyzna idealny - prawy i łagodny intelektualista? Czy cwaniak i lowelas Darek wzbudza jednoznacznie odrazę? A co z tymi kobietami, które są bite, o których reżyser mówi jedynie, że wie o ich problemie? Mowa o niedokończonym wątku pobitej koleżanki Zosi, pojawiającej się na początku filmu w ciemnych okularach maskujących prawdopodobnie siniaka. Scenariuszowe potknięcie? Dobrych pomysłów w filmie nie brakuje, ale z wykonaniem już gorzej, sporo niedociągnięć, jakby reżyser zbyt wiele pieczeni chciał przy jednym ogniu upiec.

Plusem na pewno jest bardzo sympatyczna atmosfera filmu, pogodny i ciepły nastrój, będące w dużej mierze zasługą Danuty Szaflarskiej, ucieleśnienia wszystkich najwspanialszych babć, a także delikatnej, czułej i bezpretensjonalnej Ilony Ostrowskiej. Głównym atutem filmu jest jednak niezrównana gra Roberta Więckiewicza.
Ta refleksyjna komedia mówi nam, abyśmy umieli się cieszyć tym, co mamy, nie byli zachłanni. Zosia ma kochającego i kochanego męża, wspaniałą córkę, ale myśli, że gdyby poznali się z Kubą, drugim mężem, wcześniej, mogliby być dłużej szczęśliwi, a Florka z pierwszego małżeństwa byłaby ich wspólnym dzieckiem. A takie marzenia mają swoją cenę i wagę.

Po wyjściu z kina odetchniemy z ulgą, że znajdujemy się w dwudziestym pierwszym wieku. Fakt, w latach 80. ubiegłego stulecia kina nie były tak nowoczesne, jak to, w którym przyszło mi film oglądać... z bufetem (nie bądźmy malkontentami i na brak szatni nie narzekajmy). Nie było komórek. Tak więc w kinach się nie jadło i nie piło na taką skalę, jak obecnie. No i przez komórki nie gadało. Ale to już temat na inny artykuł i o to, to ja już do pana Juliusza oczywiście pretensji nie mam.

Przeczytaj także:
Lekki i wesoły koń trojański
Teleportacja na koniu trojańskim

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto