Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Po zwycięstwie w Lidze Światowej: czas na olimpijskie złoto?

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Od powrotu na siatkarskie salony na mistrzostwach świata w 2006 r., Polacy regularnie sięgają po medale największych turniejów. Na ich liście brakuje już tylko tego olimpijskiego. Do Londynu jadą w roli faworytów, którzy dojrzeli do sukcesów.

Hipotetyczna sekwencja wydarzeń sama się narzuca - cztery lata temu Amerykanie wygrali Ligę Światową, przełamując pięcioletni monopol będących, wydawało się, u szczytu potęgi Brazylijczyków. Miesiąc później równie niespodziewanie wydarli im olimpijskie złoto.

Dlaczego ten scenariusz nie miałby się powtórzyć w tym roku? Świetna passa Polaków trwa w najlepsze. Zakończona wczoraj Liga Światowa, to czwarty turniej z rzędu pod wodzą trenerskiego multimedalisty Andrea Anastasiego, który biało-czerwoni kończą na podium, a pierwszy, który kończą na jego najwyższym stopniu.

Potrzebowaliśmy 15 edycji tej prestiżowej imprezy (6 razy braliśmy udział w fazie finałowej), by dołączyć do ekskluzywnego grona triumfatorów. Różnie bywało w przeszłości, ale tym razem FIVB nie ułatwiła nam zadania i w drodze do finału w Sofii zmierzyliśmy się z siatkarskimi gigantami. Już w fazie grupowej Final Six trafiliśmy na mistrzów i wicemistrzów świata.

Pierwsze od 10 lat zwycięstwa nad Brazylią w spotkaniach o punkty pokazały, jak zmieniła się mentalność Polaków, którzy już na dobre porzucili syndrom pięknych porażek. Gdy przyszło do meczu o ich być albo nie być, charyzmatyczny trener Bernardo Rezende (nota bene jako jeden z pierwszych przewidział wiele lat temu to, że Polska dołączy do elity) rzucił do walki starą gwardię: 36-letniego Gibę i 33-letniego Rodrigao (po kilkuletniej absencji do reprezentacji wrócił najlepszy rozgrywający świata ubiegłej dekady Ricardo), ale urok wielkich nazwisk przestał nas (i nie tylko nas) paraliżować. "Canarinhos" ostatni raz wrócili do domu bez medalu LŚ 12 lat temu. W erze swojej hegemonii nie zdarzyły im się dwa lata przerwy bez żadnego trofeum.

W finale zmiażdżyliśmy Amerykanów, mających nadzwyczajną zdolność do mobilizacji w roku olimpijskim. Zgarnęliśmy połowę nagród indywidualnych, wśród nich tą najważniejszą, dla MVP finałów. Bartosz Kurek, którego umiejętności Dynamo Moskwa wyceniło na 500 tys. euro, przedziera się przez każdy blok świata, a innowacyjny pomysł z atakiem z piątej strefy okazał się majstersztykiem.

Sami zawodnicy mają świadomość, że w Londynie będzie trudniej. Dla Brazylijczyków igrzyska będą definitywnym zwieńczeniem najwspanialszego pokolenia w historii, nasi grupowi rywale Włosi nie wystawią drugiego garnituru, a po bułgarskiej stronie siatki z wysokości 370 cm będzie atakował Matej Kazijski. Rosjanie, którzy pierwszą fazę eliminacji potraktowali bardzo ulgowo, desygnują najsilniejszą szóstką, prawdopodobnie tą samą, którą w ubiegłym roku wygrali LŚ w Katowicach po pasjonującym finale z Brazylią. Poza tym, rywale już wiedzą, a nie tylko snują domysły, że Polacy nabyli umiejętność wykorzystywania swoich mocnych stron wtedy, gdy sytuacja tego najbardziej wymaga.

Podopieczni Anastasiego mają unikalną możliwość przekonania się o tym, jak to jest być punktem odniesienia dla reszty świata.

Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto