Jako osoba aktywna i utrzymująca kontakty ze światem, zmuszona jestem od czasu do czasu korzystać z usług Poczty Polskiej. Nie da się przecież wysłać paczki za pośrednictwem komputera, ani też przesyłki realnej tym sposobem odebrać. Zmuszona jestem zatem do wchodzenia w interakcję z Pocztą Polską. Pół biedy gdy list lub paczuszkę muszę nadać w zaprzyjaźnionym urzędzie pocztowym. Gdy udaję się zatem do urzędu w celu wiadomym - uzbrajam się w cierpliwość, by wystać w długiej kolejce, a gdy już przy okienku się znajdę - posyłam serdeczny uśmiech "panience z okienka" - co na ogół pomaga i moja przesyłka wędruje do adresata.
Gorzej jest, gdy ktoś z moich znajomych wpadnie na pomysł wysłania mi paczki za pośrednictwem mojej ukochanej Poczty Polskiej. Tu bowiem zaczynają się schody. O ile mi wiadomo - PP pobiera opłaty za dostarczenie przesyłki loco adresat - czyli pod wskazany adres. Niestety - ta zasada, odkąd zainstalowane zostały w moim bloku tzw. euro skrzynki - należy już do przeszłości. Przykłady? Proszę bardzo. Na przestrzeni ostatniego miesiąca w mojej skrzynce na listy znalazłam 3 (słownie: trzy) powiadomienia o odbiorze paczek we wskazanym urzędzie pocztowym z powodu... mojej nieobecności w domu. Prawda, niestety, jest jednak taka, że co bardziej wygodnym kurierom Poczty Polskiej nie chce się po prostu zawracać sobie głowy dostarczeniem przesyłek do rąk adresata. Pół biedy, gdy rzeczona przesyłka waży niewiele i na pocztę w celach rekreacyjnych można się przejść - co już parokrotnie czyniłam. Gorzej jest, gdy paczka waży kilkanaście kilogramów, a przytarganie jej z urzędu pocztowego do domu wymaga wiele wysiłku, zarówno fizycznego, jak też organizacyjnego. Tak właśnie było kilka dni temu, gdy ważącą 13 kg pakę z książkami musiałam osobiście odebrać na podstawie zostawionego mi w skrzynce na listy awizo. No cóż... każdy ułatwia sobie życie jak potrafi i niektórzy kurierzy PP nie są od tego zwolnieni. Ale dlaczego ma się owe ułatwianie życia odbywać kosztem klientów Poczty Polskiej? Tego już zupełnie pojąć nie mogę.
Mimo to kocham Pocztę Polską miłością stałą, wierną i niezmienną. Dostarcza mi bowiem okazji do dbania o moją kondycję fizyczną, że o emocjach z tytułu odbierania przesyłek dużych i małych nawet nie wspomnę. Sęk jednak zasadza się w tym, że moja miłość do Poczty Polskiej jest uczuciem pozbawionym wzajemności i w związku z tym nie będę ukrywać, że nie zamierzam kochać jej w dalszym ciągu. Czy mam rację?
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?