Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podróż do przeszłości czy kaktus na parapecie

Redakcja
Od prawieków literatury, ulubionym manewrem autorów jest przenoszenie bohaterów w przeszłość, albo w przyszłość. Gdzie czekaja szokujće niespodzianki i wydarzenia. Nie inaczej dzieje się z Mikołajem, bohaterem książki Magdaleny Zarębskiej.

Powieść adresowana do młodzieży, a nawet starszych dzieci. nosi tytuł Kaktus na parapecie. Tytuł, jak tytuł... Ne objaśnia właściwie niczego, a już na pewno nie stanowi żadnego wprowadzenia do akcji. Może właśnie dlatego jest dobry.
A ta akcja, narracja, zaczyna się pewnego poranka, kiedy chory Mikołaj budzi się w zmienionej rzeczywistości. W świecie innym, niż ten, do którego do dziecka przywyknął. W przestrzeni bez komputerów, laptopów, tabletów, iPodów, telefonii komórkowych, sieci super i hipermarketów, nie ma nawet McDonalda i „wypasionych” aut zagranicznych marek.
Domyślam się, że młodzi czytelnicy ksiązki, razem z Mikołajem doznają szoku. Tracą bowiem to, co jest naturalne.
Dla piszące te słowa natomiast, jest to rzeczywistość doskonale znana. W takiej spełniało się moje dzieciństwo i młodość.
O komputerach, „mozgach elektronowych”, wykonujących wtedy proste obliczenia rachunkowe a zajmujące cale gmachy, tylko czytałem w mądrych książkach. Nawet na studiach, kiedy mogłem do pewnych obliczeń statystycznych wykorzystać słynną „Odrę”, było to dla mnie niesamowite przeżycie. bo zwykle takie obliczenia robiło się na arytmometrach -kręciołkach.
"Za dziecka" moimi zabawkami były drewniane klocki, samochody z tektury i sklejki (służyły mi latami), a nie łatające, pływające i jeżdżące cacka zdalnie kierowane. Jeżdżące „maszyny” konstruowałem ze szpulki na nici, kawałka świeczki, gumki recepturki i patyczka, Ubranka dla plastykowych lalek siostry szyłem ze szmatek. Grałem w warcaby, bierki, Chińczyka, a nie w skomplikowane, multimedialne gry.
Gdy jako dorosły człowiek, na lamach ówczesnej "Polityki" ( bodaj na początku lat 80.) poczytałem o pierwocinach Internetu w USA, nie umiałem tego pojąć. Kiedy na początku lat 90 kupiłem sobie pierwszego PC z procesorem A286 (cycuś), przez pół roku stał nie używany, bo bałem się przy nim usiąść. Tak, tak, mile dziatki, uwierzcie dziadkowi Adamowi. Nawet wielofunkcyjnych pralek, tylko wirnikowe „Franie” z wyżymaczkami na korbkę, a o zmywarkach do naczyń nikomu się nie śniło.
Do dziś wiele nowoczesnych urządzeń i aplikacji jest mi albo zupełnie nieznana, albo niezrozumiała i budzi nie tyle moją niechęć, bo po prostu obawę, że nie potrafię ich użyć. Z taką choćby wprawą, z jaka to robią moje małe wnuczki.
Dla nich te urządzenia, te gadżety, te aplikacje są tak naturalne i przyswajalne jak powietrze. Nie dziwię się, zatem Mikołajowi, że kiedy „ląduje” w rzeczywistości odległej zaledwie o 30 lat, w realiach 1979 Brolu, a więc u schyłku siermiężnego socjalizmu w PRL-owskim wydaniu, przeżywa koszmar.
Lektura ksiązki jest zajęciem miłym i przyjemnym. Dla młodszych pouczającym, dla starszych nostalgiczną podrożą do lat młodzieńczych. czy nawet dziecięcych. Nie jest to jednak kraina, do której chcielibyśmy wracać. Nie jest rajem utraconym. Przeciwnie, świadomość, że się definitywnie skończyła, przynosi ulgę. Jednocześnie uzmysławia, jaki ogromy proces cywilizacyjny dokonał się w Polsce, w ciągu zaledwie trzech dekad.
Co do samej powieści. Autorka prowadzi swego bohatera przez realia, na które skalda się m. in. słomiana mata nad ścianie, puszki (wtedy absolutna nowość) po piwie ustawione na topornej meblościance, głośno warcząca lodówka „Mińsk”, telewizor z dwoma, przełączanymi pokrętłem kanałami (chyba jednak było nieco więcej).
W nowym (starym) świecie Mikołaj zawiera zupełnie nowe znajomości, uczy się niesamowitych rzeczy (np. smażenia grzanek na patelni), uczestniczy w przedsięwzięciach w jego dawnym (teraźniejszym) czasie nieznanych: wykopkach, grzybobraniu, myciu auta w kubełku wody, akademii ku czci Święta Wojska Polskiego (powinno być Ludowego Wojska Polskiego – wiem by służyłem).
Po wielu perypetiach Mikołaj powraca do rzeczywistości. Okazuje się wtedy, że jego miejsce nie było puste. Zajmował je bowiem imiennik z przeszłości, który też nieźle zamieszał.
Wtedy też wyjaśnia się tajemnicza sprawa z owym tytułowym kaktusem. Poczytajcie, dzieciaki i dziadkowie, to sami się dowiecie!
Magdalena Zarębska: Kaktus na parapecie, Księgarnia Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2011, ISBN 978-83-7437-678-5

od 12 lat
Wideo

Stellan Skarsgård o filmie Diuna: Część 2

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto