Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Podwładny Himmlera: nie jestem przesiąknięty nazizmem. Recenzja

Grażyna Wosińska
Grażyna Wosińska
Okładka „Pod dowództwem Himmlera. Wspomnienia frontowe” Hans Georg Eismann
Okładka „Pod dowództwem Himmlera. Wspomnienia frontowe” Hans Georg Eismann Grażyna Wosińska
Jeśli ktoś chce poczytać wspomnienia gangstera, który przekonuje, że jedni jego kamraci i on sam byli gentlemanami, a inni to podli głupcy, niech przeczyta „Pod dowództwem Himmlera. Wspomnienia frontowe” Hansa G. Eismanna.

Dlaczego uważam, że Hans Georg Eismann, zawodowy oficer sztabu Himmlera, autor wspomnień jest gangsterem? Należał do nazistowskiego, zbrodniczego gangu. Gdyby te słowa przeczytał, pewnie zachowałby się nie tak, jak przystało na dżentelmena.

Jego rzeczowe argumenty pewnie byłyby takie jak w książce: „To, co niemiecki żołnierz wywalczył niemal w całej Europie, przynajmniej w postaci respektu, nasi politycy zamieniali w krótkim czasie w przeciwieństwo”. Co to za błędy? Otóż popełniono je, nie dając wolności Ukrainie, która mogłaby dać milion żołnierzy.
Takim wojskiem nie można było pogardzić w 1944 i 1945 roku. Opowiada podobne bzdury o Francji, Węgrzech, Rumunii. Przekonuje, że zdecydowanie nie jest nasiąknięty ideami narodowego socjalizmu.

Gentlemen czy gangster

Eismann pisze, że Wermacht nie popełniał podczas wojny zbrodni na ludności cywilnej, a Armia Czerwona tak. Zapomniał o tych dokonywanych przez Wermacht: pacyfikacji Zamojszczyzny, organizowaniu łapanek do obozów koncentracyjnych i masowych egzekucjach podczas Powstania Warszawskiego. Nie łudźmy się, że nie wiedział. A nawet jeśli tak było, to przecież o eksterminacji Żydów wiedział i o obozach koncentracyjnych też. Jego udział w wojnie i zajmowaniu terytoriów innych krajów dawał możliwość szykowania przestrzeni życiowej dla rasy panów.

Wróćmy do porównań gangsterskich. Gdy ktoś stoi na czatach, podczas gdy pozostali mordują niewinnego człowieka, to jest udział w zbrodni. Ktoś powie, że nie powinny mnie dziwić poglądy Eismanna. Pewnie ma rację. Gangster zwykle nie nawraca się nigdy. Tak jest w przypadku autora wspomnień. Natomiast dziwne jest to, że w wydanych wspomnieniach w Wielkiej Brytanii redaktor wydania angielskiego w przedmowie pisze: „Opowieść płk. Eismanna charakteryzuje się obiektywizmem i jest całkowicie wolna od prób usprawiedliwiania się, dając świadectwo jego osobistej postawie jako prawego oficera i człowieka zachowującego się honorowo we wszelkich okolicznościach”.
Nie pozostaje nic innego jak brać przykład.

Krytyk Himmlera

Tłumacz angielski Frederick Steinhardt, który przełożył wspomnienia z niemieckiego i opatrzył je przypisami, ma podobne poglądy jak autor. Szczególnie warto zwrócić uwagę na jedyny przypis na stronie 96. Steinhardt stwierdza, że zbyt mało dobitnie autor pisze o cierpieniach niemieckiej ludności cywilnej zadawanych przez żołnierzy Armii Czerwonej. Natomiast nie reaguje na słowa napisane na tej samej stronie, że Wermacht, w przeciwieństwie do krasnoarmiejców, nie dopuszczał się zbrodni na cywilach.

Tłumacz nie reaguje też na oburzenie autora, że Karl Brandt został skazany w Norymberdze na śmierć. Przeprowadzał on pseudomedyczne eksperymenty (m.in. umieszczał ludzi w lodowatej wodzie na długi czas), dotyczące żółtaczki, malarii, transplantacji kości oraz sterylizacji w związku z planowaniem oraz przeprowadzaniem eutanazji w III Rzeszy. Eismann pisze, że Brandt był typowym urzędnikiem, który świetnie stenografował.

Najwięcej miejsca autor poświęca krytyce Himmlera, Hitlera i innych nazistowskich dygnitarzy. Wynika z tego, że gdyby dobrze wykonywali swoje obowiązki, to wojna byłaby wygrana i we wspomnieniach byłyby same pochwały. Eismann zostałby wtedy jednym z najwyższych władców III Rzeszy.

Niewielki skandal potrzebny

Na koniec warto zadać pytanie: czy książka usprawiedliwiająca nazistów powinna się w takiej formie ukazać na polskim rynku? Skoro Brytyjczycy mogli opatrzyć pozytywnymi komentarzami wspomnienia Eismanna, to dlaczego
polski wydawca nie odniósł się do ewidentnych kłamstw?

Czytelnik, zanim kupi książkę, przeczyta, co napisał na wstępie angielski wydawca. Jeśli w to uwierzy, może się srodze zawieść lub co gorsza przyjmie to za dobrą monetę. Gdyby ta książka spowodowała ostrą dyskusję w Polsce, byłby to sukces. Nawet niewielki skandal wokół publikacji historycznych sprawia, że wzrasta zainteresowanie przeszłością.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto