Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pogrzeb Jacksona i gadżety - zysk z pseudofanów

Agata Świerczyńska
Agata Świerczyńska
Moje zbiory.
Moje zbiory.
Handlarze wyruszyli na podbój portfeli wielkiej reszty sympatyków Michaela Jacksona. Prawdziwi fani nie muszą kupować płyt idola po jego śmierci, bo zrobili to wcześniej. Co najwyżej, mogą uzupełnić zbiory.

We wtorek, 23 czerwca przed północą naszego czasu, na skrzynkę mailową otrzymałam wiadomość, by oczekiwać na kolejną pulę biletów przyznaną zarejestrowanym użytkownikom MichaelJacksonLive.com. Nie przypuszczałam, że oczekiwać będę bardzo krótko i z tak smutnym rezultatem. Dokładnie 2 dni później przyjaciółka, wiedząc, że nie ma mnie przy komputerze, przysłała mi SMS: "Michael Jackson nie żyje". Krótkie zdanie. Treściwe, prawda? Teraz, kiedy to piszę, znów mam gęsią skórkę. Bałam się zajrzeć do sieci. Zadzwoniłam do bliskich. Zajrzeli za mnie. Potwierdzili. Już nigdy nie będę na koncercie swojego idola. Może to jednak pomyłka? Laptop chodził całą noc...

Tabloidyzacja mediów postępuje, wobec czego kolejne "sensacyjne", pośmiertne newsy nie dziwiły. Staram się je sobie dozować, mimo iż atakują z każdej strony, bo kogo jak kogo, ale mnie czas przeszły używany w odniesieniu do króla popu zwyczajnie przygnębia. Adrenalina jest dobra, gdy współwystępuje z radością a nie smutkiem, zatem za takie sensacje dziękuję.

Zaskoczyły mnie jednak doniesienia (albo raczej nazewnictwo), iż rzekomo "fani Jacksona masowo wykupują płyty". Czy to naprawdę fani Jacksona czy raczej fani snobizmu, bo obecnie zmarły Jacko to topowy temat? Przecież prawdziwi fani Jacksona jego płyty już mają. A teraz wykupuje je po prostu cała reszta, czyli właśnie owe masy.

Moje zainteresowanie osobą i twórczością Michaela Jacksona, które od dawna dumnie prezentuję w Curriculum Vitae, rozpoczęło się w sierpniu 1992 roku, kiedy jako sześciolatka pojechałam z mamą do Wiednia. Obserwowałam wtedy stolicę Austrii przygotowującą się do koncertu MJ na Praterstadion w ramach trasy związanej z albumem "Dangerous". I choć opuściłam Wiedeń tuż przed tym wydarzeniem, Jacksomanię zaszczepiono we mnie skutecznie.

Podczas pierwszej wizyty w Jacksona Polsce miałam już lat 10, ale to dalej niewystarczająco dużo, by móc o sobie samostanowić, szczególnie w kwestii uczestniczenia w ogromnym, bemowskim koncercie. Nie traciłam jednak wiary, że zobaczę idola na scenie, gdy dorosnę. Z tamtego okresu wspominam tłok pod hotelem Marriott, kiedy czekałam pośród starszej od siebie młodzieży na Michaela autograf, części garderoby, cokolwiek. Pamiętam też jak wielokrotnie przychodziłam do nieistniejącego już sklepu z zabawkami Kidiland, na placu Konstytucji, by cieszyć się, że obcuję po trochu ze światem Michaela. Właściciele sklepu, państwo Jolanta i Jacques Tourel byli przyjaciółmi artysty, a ja sama, jako mała dziewczynka, zapamiętałam panią Tourel jako osobę bardzo ciepłą (tak, tak - w dzieciństwie rozbrajałam każdego).

Przez lata zbierałam to, co dotyczy Jacko - wycinki prasowe, kasety, książki, gadżety... oraz mniej lub bardziej wybredne kpiny. Żebym przypadkiem nie zapomniała, że mam idola zboczeńca, małpę, wariata, pedofila, babę, białego Murzyna, dewianta z odpadającym nosem itp. W docinkach przodowała młodzież szkolna i osoby starsze.

Dziś czytam jak wielkim był artystą, jak masowo był przez młodych Polaków uwielbiany. Uśmiecham się. Czytam, jak kupują płyty. Uśmiecham się. Niech kupują. Ja już nie muszę. Już kupowałam. Sprzedają gadżety. Uśmiecham się. Nie sprzedam. Fan nie sprzedaje "rarytasów" z kolekcji swojego idola.

Po Michaelu pozostaje muzyka. Posłucham. Albo nie, posłucham później. Zawsze mnie nakręcała do życia, dziś w dzień pogrzebu ściska w gardle. Jednak włączę za kilka dni, kiedy mass media się nasycą.

Dostałam wiadomość od kolegi z podstawówki - A więc od małego Ci nie przeszło? Nie przeszło. Jego muzyka nie przechodzi.

Po śmierci artysty Evan Chandler, rzekomo molestowany przez Michaela Jacksona przyznał się, że w 1993 roku skłamał pod naciskiem ojca dla osiągnięcia korzyści finansowych, choć piosenkarz nic mu nie zrobił. Michael nigdy też z własnej woli się nie "wybielał", gdyż jest to medycznie nie do wykonania. Chorował na bielactwo nabyte, zwane vitiligo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto