Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polityka Second Life

Tomasz Kwarciński
Tomasz Kwarciński
Wirtualny protest przeciw atakowi na Iran.
Wirtualny protest przeciw atakowi na Iran.
Internetowa gra "Second Life" staje się powoli areną politycznego oddziaływania. W wirtualnym środowisku obecni są już politycy, organizacje, a także administracja państwowa. Wybuchła już nawet pierwsza wirtualna rewolucja.

Zacznijmy od owej rewolucji. Za początek przewrotu można uznać akt zniszczenia wirtualnych sklepów American Apparel i Reebok.
Osobą, która tego dokonała okazał się Marshal Cahill, a precyzyjniej rzecz ujmując jego avatar (wirtualna postać, w którą wciela się każdy użytkownik gry).
Jak zwykle w takich sytuacjach bywa, iskrą stanowiącą bodziec do
rozpoczęcia rewolucji była potrzeba zmian. Ów pierwszy rewolucjonista
Second Life doszedł do wniosku, że jego ulubiona gra chyli się ku upadkowi i
postanowił jakoś zareagować.

-
Spijali całą śmietankę, przetargi wygrywali tylko krewni i znajomi, ograniczali wolność słowa
- to tylko niektóre z litanii oskarżeń, które Cahill formułował pod adresem producentów gry. Dostrzegał to wszystko, ale żadną miarą nie był w stanie tego powstrzymać. Na znak protestu postanowił więc… zdetonować bombę atomową przed sklepem American Apparel. Film przedstawiający incydent można zobaczyć TUTAJ

Marshal
Cahill nie jest oczywiście sam. Ma za sobą grupę niezadowolonych
użytkowników gry, która sama siebie ochrzciła wielce wymownym mianem
"Armii Wyzwolenia Second Life". Rzeczywiście, brzmi to zgoła
rewolucyjnie, może się też kojarzyć z ugrupowaniami terrorystycznymi.
Zresztą sam akt zniszczenia miał charakter qasi-terrorystyczny.
Przypominają mi się sceny rodem z alterglobalistycznych zamieszek
podczas szczytu WTO w Seattle.

Okazuje
się także, że charakter postulatów zgłaszanych przez bojowników Second
Life jest podobny do tych wysuwanych wtedy przez ruchy
alterglobalistyczne. Członkowie Armii Wyzwolenia żądają, by producent
gry, firma Linden Labs przyznała graczom pełną i nieskrępowaną kontrolę
nad środowiskiem gry. Są przekonani, że walczą o wyzwolenie "Second
Life" ze szponów wszechogarniającego konsumpcjonizmu, domagając się
przy tym większej demokratyzacji "Drugiego Życia".

Populacja powinna mieć coś do powiedzenia w
sprawie przyszłości świata, który zamieszkuje.
Armia Wyzwolenia Second Life po
prostu stara się, by świat był lepszy
- przekonuje mężczyzna.

Podkładanie bomb to nie pierwsza akcja zorganizowana przez Armię
Wyzwolenia Second
Life. Jakiś czas temu ludzie Cahilla zaczęli strzelać do klientów
American Apparel. Rany postrzałowe nie są w grze śmiertelne, powodują
jednak obniżenie poziomu doświadczenia, a co za tym idzie utrudnienia w
wirtualnej egzystencji. Duże znaczenie ma fakt, że bojowników wspierają
najbardziej doświadczeni
uczestnicy Second Life, którzy zorganizowali akcję zbierania funduszy
na zakup broni i materiałów wybuchowych.

Trzeba
zastanowić nad polityczną stroną wirtualnego środowiska "Second Life".
Możliwe, że następnym krokiem wirtualnych terrorystów/rewolucjonistów
mogą być na przykład zamachy na polityków. Okazuje
się bowiem, że w coraz większym stopniu następuje swoista polityzacja
tej popularnej gry. Chodzi mi zarówno o sferę obywatelskiej aktywności
jak i działalność sticte partyjną, a także aktywność administracji
państwowej.

Jeśli chodzi o tę pierwszą, to przykładem może być
przypadek wymieniony wyżej. Warto też wspomnieć o wirtualnej
demonstracji, która odbyła się w "Second Life" kilkanaście dni temu.
Otóż grupa kilkudziesięciu kilku avatarów zgromadziła sie przed
wirtualnym Capitolem, by protestować przeciwko potencjalnemu atakowi USA
na Iran. Aktywiści zaopatrzeni byli w okolicznościowe transparenty i plakaty z pacyfistycznymi hasłami. Organizatorzy
niecodziennej akcji twierdzą, że ich celem
było zwrócenie uwagi mieszkańców "SL" na problem wojny we współczesnym
świecie.

Coraz powszechniejsza jest także działalność, którą określiłbym jako
stricte partyjną. Również ona zatacza w "Second Life" coraz szersze
kręgi. W grze można już uczestniczyć w wiecach kandydata na prezydenta
i byłego gubernatora Wirginii - republikanina Jima

Gilmore’a. Dwa
tygodnie temu jako pierwszy otworzył w "SL" swoje biuro wyborcze
potencjalny kandydat na stanowisko prezydenta USA John Edwards.
Uznał to za dobry sposób na promocję i zbieranie funduszy na kampanię
oraz nabór wolontariuszy do sztabu wyborczego. Kampanię w "Drugim
Życiu" planuje już gwiazda Demokratów, senator Barack Obama, podobną
strategię zastosuje Hillary Clinton.

Również
w trwającej właśnie kampanii prezydenckiej we Francji silnie obecne
jest "Second Life". Można było o tym przeczytać jakiś czas temu w
artykule "Rzeczpospolitej"
autorstwa Rafała Kostrzyńskiego i Piotra Gillerta "Drugie życie nowoczesnego polityka".

W
sposób najbardziej okazały z możliwości "SL" korzysta socjalistka
Segolene Royale. Jak piszą dziennikarze "Rzeczpospolitej" widać, że
nawet wirtualne życie nie jest
całkiem oderwane od rzeczywistości,
bo przewaga w realnych sondażach przekłada się na większą popularność
Royale w "Second Life". W biurze socjalistów jest tłoczno, a dyskusja
pełna jest wzniosłych haseł. Samo biuro nazywa się "Komitet 748". Nazwa wzięła
się stąd, że w całej Francji działa 747 biur, zaś ten wirtualny jest
właśnie 748. Ściany biura zdobią plakaty ze zdjęciami Royal i multimedialne tablice z jej programem wyborczym. Dalej jest sala kinowa,
gdzie co pewien czas wyświetlane są klipy wyborcze. "SL" wykorzystuje
również aktywnie "Front Narodowy" Le Penna, wirtualną kampanię prowadzi
też Nicolas Sarkozy.

Innym krajem, gdzie można było zaobserwować kilka miesięcy temu
obecność "Drugiego Życia" w sferze polityki była Holandia. Otóż przed
ostatnimi wyborami parlamentarnymi
w wirtualną podróż po krainie "Second Life" wyruszyła tam czwórka
polityków z czterech najważniejszych ugrupowań.

Politycy, którzy zdecydowali się na
przeniesienie części swojej działalności do "Second Life", traktują
swoją misję jak najbardziej poważnie. Wiedzą, że rola internetu rośnie
i że możliwości, jakie stwarza to zjawisko, są w dużym stopniu jeszcze
niewykorzystane.

Na
rosnącą popularność wirtualnego "Drugiego Życia" nie pozostaje również
głucha szeroko pojęta administracja państwowa. Za sprawą jednego z
najbardziej zagorzałych zwolenników wirtualnej polityki, amerykańskiego
kongresmena George Millera powstał w "Second Life" CyberKapitol. Na
początku stycznia tego roku zebrani w sali konferencyjnej gracze mogli
obejrzeć nadawaną na żywo relację z zaprzysiężenia Nancy Pelosi na
stanowisko przewodniczącej Izby Reprezentantów. Zaraz po tym odbyła się
konferencja Millera, na którą wirtualny sobowtór kongresmena
przyleciał, korzystając z dostępnej w grze możliwości unoszenia się w
powietrzu. -
Doznałem olśnienia. To świetny sposób na dotarcie do
ludzi, którzy w realnym świecie nigdy nie weszliby do Kapitolu 
- przekonywał potem kongresmen.

Innym przejawem działalności administracji państwa w "Drugim Życiu" jest niedawne otwarcie wirtualnej ambasady Szwecji.
Wirtualne przedstawicielstwo ma promować kraj wśród młodych ludzi
mieszkających na całym świecie. Avatarowie ambasadorów będą n.p.
udzielać potencjalnym turystom informacji o szwedzkich atrakcjach
turystycznych i przepisach wizowych. Z kolei Niemcy jako pierwsi
stworzyli w "SL", coś o czymś nikt inny nie pomyślał – urząd
pośrednictwa pracy.

Przy opisie politycznych aspektów "Second Life" nie da sie także nie
wspomnieć o obecności tej gry na tegorocznym szczycie w Davos.
World Economic Forum stało się bowiem w wirtualnym świecie bardzo
ważnym wydarzeniem. Pisały o tym "Financial Times" oraz "Gazeta
Wyborcza". Avatary uczestników forum cierpliwie czekały w kolejce na
głos w wirtualnej debacie. W rezultacie mówcy w Second Life stawali się
gwiazdami rzeczywistego szczytu, który w poprzednich latach raczej
ograniczał się do problemów naszego świata. Przenikanie się tych dwóch
rzeczywistości stało się nawet tematem jednej z debat w prawdziwym
Davos. W świecie Second Life tymczasem avatar przedstawiciela agencji
Reuters przeprowadzał wywiady z innymi jego mieszkańcami, by w ten
sposób wywołać większe zainteresowanie tematami dyskusji podjętymi w
Davos, obejmujące szersze kręgi niż niecałe 2,5 tysiąca uczestników
szczytu.

Na razie brak w "Second Life" polskich akcentów. Jest to wynik stosunkowo małej popularności gry w naszym
kraju. Będzie się to jednak zmieniać, a co za tym idzie
zwiększy sie też obecność polskiej polityki w "SL".

Nierozstrzygnięta
pozostaje za to kwestia społecznej roli "Second Life". Trwa spór o to,
czego znakiem jest rosnąca popularność tej gry. Zdań w tej
kwestii jest wiele. Od hurra
optymistycznych i entuzjastycznych do wręcz apokaliptycznych. Nie brak
opinii, że furora jaką zrobiło "Drugie Życie" to symptom odwracania się
sytego Zachodu od realnego życia. Taką obawę zaprezentował chociażby
Lukasz Medeksza z serwisu "Pardon": "Jeśli przeniesiemy się do
wirtualu, to jak będzie wyglądał real? Czy zdominuje go nowa, globalna
pod-klasa, której podstawową cechą będzie brak dostępu do nowych
technologii i do internetu?"

Nie
demonizowałbym aż tak rosnącej roli Second Life.
Według mnie jest to po prostu dalszy etap rozwoju internetu. Na razie
to tylko zabawa. Obejmująca coraz szersze dziedziny życia, ale
jednak zabawa. Dla samej polityki jest to ni mniej ni więcej, tylko
kolejny kanał komunikacji z wyborcami, swoisty instrument politycznego
oddziaływania. Dla wyborców "Drugie Życie" staje się zaś powoli
narzędziem kontroli nad politykami, a także przestrzenią do politycznej
aktywności. W "Second Life" nie do przecenienia jest również rola
edukacyjna. Gra ta uczy na pewno obywatelskości oraz poruszania się w
ramach wolnego rynku.

Nie można na pewno z popularności "SL"
wysnuć wniosku o oddalaniu się współczesnego człowieka od świata
realnego. Na tej zasadzie można by bowiem zdyskredytować całą ideę
internetu. Badania pokazują niezbicie, że w odniesieniu do internetu
zachodzi proces tzw. "szkła powiększającego". Polega ono na tym, że
ludziom otwartym, towarzyskim itp. internet pomaga w zdobywania
dalszych kontaktów w realu. Z kolei osoby zamknięte przez internet
zamykają się jeszcze bardziej. Nie grozi nam zatem rodzaj
"Matrixu". Wszystko zależy od indywidualnych cech każdego użytkownika
sieci.

Ciekaw jestem
jak Wy oceniacie rolę internetu, a w szczególności "Second Life" w
sferze polityki, jaka jest jego rola w demokracji, społeczeństwie
obywatelskim. Interesuje mnie również jak oceniacie tą swoistą próbę rewolucji
w "Second Life" o której napisałem na początku. Czy to może być
początek czegoś poważniejszego? Czekam na opinie w komentarzach.

***

"Second
Life" (czyli Drugie Życie) to trójwymiarowy świat wirtualny stworzony
przez firmę Linden Lab. Second Life wynalazł przed czterema laty fizyk
Philip Rosedale. Idea była prosta: w nieskończonej cyfrowej sieci
internetu stworzyć i zasiedlić wirtualną planetę. Składa się ona ze
stałego lądu oraz łańcucha wysp, które można badać i zdobywać przy
pomocy avatarów. SL dostępny jest dla każdego internauty. Wystarczy
wejść na stronę

secondlife.com

i ściągnąć darmowe oprogramowanie.

 

Członkostwo jest darmowe, ale opłata dla tych, którzy chcą kupować ziemię, wynosi co najmniej 6$ miesięcznie.

Fakty z "Drugiego Życia":

  • Liczba stałych użytkowników - 2,8 mln (wzrost zaludnienia wyniósł w ubiegłym półroczu 600 proc)
  • Powierzchnia -
    360 km2
    (to więcej niż Monachium).
  • Waluta - Linden Dolary (można tu kupić niemal wszystko, od nieruchomości po towary i usługi)
  • Dzienne obroty -
    1 000 000 prawdziwych dolarów.
  • Vodafone zapowiada otwarcie sieci telefonii komórkowej. Swoje biura
    otworzyły m.in. Adidas, Toyota, Nissan, Reebok i AOL. Aktualnie
    powstaje internetowa świątynia dla "Life Church" – jednego z
    najbardziej wpływowych kościołów w USA.

 

 

Pisząc niniejszy tekst korzystałem z następujących materiałów:
"W SL wybuchła rewolucja"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto