Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polityka wschodnia jako beczka śmiechu

Eugeniusz Możejko
Eugeniusz Możejko
Oświadczenie kandydatki na prezydenta Rzeczpopolitej o gotowości podjęcia kontaktów z prezydentem Putinem wywołało w całym kraju erupcję wesolości. Ta spontaniczna reakcja jest świadectwem dramatycznie złego stanu naszych stosunków z Rosją

Odkąd usłyszeliśmy, że kandydatka na prezydenta Rzeczpopolitej Małgorzata Ogórek
„nie wahałaby się (jej własne słowa) odpowiedzieć na depeszę Władimira Putina i podniosłaby słuchawkę, by do prezydenta Federacji Rosyjskiej zadzwonić“, cały naród - od niepełnosprawnych intelektualnie uczestników internetowych forów po najwyższych przedstawicieli wladzy – nie przestaje pokładać się ze śmiechu, wymyślając coraz to nowe wersje hipotetycznej rozmowy Ogórek z Putinem.
Ta spontaniczna reakcja jest wymownym świadectwem dramatycznie złego stanu stosunków polsko-rosyjskich, kiedy rozmowa najwyższego przedstawiciela Polski, kimkolwiek będzie, z prezydentem ościennego mocarstwa, jawi się jako szczyt absurdu. Kiedy ich dalsze pogorszenie nie daje się wyobrazić inaczej niż wkroczenie w stan wojny.
Dzieje się to w sytuacji, kiedy przywódcy dwóch najbardziej wplywowych krajów Unii Europejskiej rozmowy z Putinem uważają nie tylko za możliwe, pożądane i koniecne, ale nie wahają się odwiedzić w tym celu osobiście gospodrrza Kremla w Mokwie. Wszystko to w poszukwaniu pokojowego rozwiązania konfliktu na Ukrainie.
Wysiłki te nie znajdują uznania w Warszawie. W odpowiedzi na poczynania Putina na Ukrainie Warszawa się zbroi w oczekiwaniu na wrogie kroki wymierzone także przeciwko nam. Zbroi się, chociaż wie, że nie zdoła zgromadzić arsenału wystarczajacego na odparcie ataków siniejszego wroga. Liczyt na wsparcie sosjusznikow, zwłaszcza tych zza oceanu. Szkopuł w tym, że nie podzielają oni polskiego poglądu o niemożności jakiegokolwiek dialogu z putinowską Rosją i nie kwapią się z podjęciem przygotowań do wspólnego odparcia spodziewanego ataku. Nie chcą rozstać się z nadzieją, że pokojowe inicjatywy przyniosą w końcu możliwe do przyjęcia wyniki. W razie niepowodzenia liczą na utemperowanie imperialnych apetytów Rosji przy pomocy sankcji.
Taki obrót praw byłby powitany w Warszawie, nie bez odcienia schadenfreude, jako potwierdzenie jej własnego stanowiska, sprowadającego się do wezwania: „Z Rosją trzeba ostro!“. Ale wiara w to, że odpowiednio ostre restrykcje muszą odnieść pożądany skutek, może się okazać złudna. Już w obecnej fazie rozwoju konfliktu wydaje się wykluczone zmuszenie Rosji co cofnięcia się do status quo ante i pełnego poszanowaniem integralności terytorialnej Ukrainy zgodnie z wymogiem prawa miedzynarodowego, a więc włącznie ze zwrotem anektowanego Krymu (a na tym stanowisku stoją formalnie zachodni uczestnicy rozmów w formule normandzkiej, chociaż w spełnienie tego postulatu najwidoczniej sami nie wierzą), Ugięcie się w tym punkcie oznaczałoby dla Putina żałosne załamanie całej operacji Krym-Donbas. Jej celem nie było tylko wyłączenie tych obszarów, w takiej czy innej formie, spod władzy zrewoltowanego Kijowa, na co się obecnie zanosi, lecz powstrzymanie marszu Ukrainy ku Europie, co oznaczałoby ostateczne zerwanie wiekowych więzów ziem i ludności „przydzielonych“ temu krajowi przez komunistycznych władców na Kremlu ze „starszym bratem“, a tym samym bezpowrotną utratę statusu „wielkiego brata“. Władze w Kijowie popełniły kardynalny błąd zakładając, że Putin, rekonstruowana przez niego Rosja i 80 procent jej mieszkańców będą biernie asystować rozwojowi wydarzeń zapoczątkowanych buntem Majdanu. Rosyjska interwencja była z punktu widzenia Kremla tym bardziej konieczna i tym łatwiejsza, że znajdowała silne oparcie w rosyjskiej i rosyjskojęzycznej ludności, niechętnie albo wręcz wrogo ustosunkowanej do europejskich projektów Kijowa. Ten sam błąd popełnił cały Zachód, lekkomyślnie popierając Kijów w jego emancypacyjnych dążeniach bez możliwości udzielenia im wystarczającego wsparcia.
W zróżnicowanym gronie zachodnich przyjaciół Ukrainy szczególne miejsce zajmuje Polska, która przez całe ćwierćwiecze niepodległego bytu kierowaa się własnąłą doktryną polityki wschodniej, przesławną doktryną Giedroycia, łaczącą wyolbrzymione wyobrażenie o znaczeniu spacjalnych stosunków polsko-ukraińskich dla ugruntowania niepodległego bytu naszego państwa i regionalnego układu sił w Europie Środkowo-Wschodniej z całkowitym lekceważeniem realiów geopolitychnych i słabości wewnętrznych polsko-ukraińskiego „koncertu mocarstw“. Nieco megalomańskie marzenie o wiodącej roli naszego kraju w ustanawianiu takiego porządku bezlitośnie zweryfikowały wydarzenia z lutego 2014 roku, kiedy polska koncepcja zażegnania narastajacego kryzysu na Ukrainie autorstwa ministra Radosława Sikorskiego zawisła w próżni. Do rozgrywki przystąpiła Rosja, traktowana do tej pory jak „papierowy tygrys“.
Od tego momentu wydarzenia na Ukrainie zaczęły się toczyć według scenariusza pisanego w Moskwie. Wprawdzie nadal nie jest zupełnie jasne, jaki to scenariusz. Aneksja Krymu i utworzenie tzw. republik ludowych w okręgu donieckim i ługańskim zdaje się wskazywać na zamiar rozbioru Ukrainy na część mniej lub bardziej bezpośrednio podporządkowaną Moskwie i resztę kraju kontrolowaną przez władze w Kijowie. Nie może to jednak oznaczać pozostawienia im wolnej ręki w kierowaniu losami tego terytorium, oznaczałoby to bowiem w praktyce utratę tej okrojonej, ale nadal terytorialnie wielkiej Ukrainy, podczas gdy pierwotnym impulsem do rosyjskiej interwencji bylo zachowanie całego ukraińskiego państwa w strefie swoich wplywów. Z drugiej strony trwające od roku zacięte walki między wspieranymi przez Rosję odziałami separatystów a armią ukraińską, tysiące zabitych, ogromne zniszczenia wojenne, akty okrucieństwa, jakich dopuszczali się bojownicy po obu stronach, zbudowały między wschodem i zachodem kraju barierę wrogości, która wyklucza możliwość odbudowy na tym terytorium stosunków wasalnych znanych z okresu rządów prezydenta Janukowycza. Z kolei dalsza zbrojna ekspansja terytorialna i zainstalowanie marionetkowego rządu w Kijowie byłyby przedsięwzięciem bardzo ryzykownym. Nawet wobec ewidentnej klęski armii rządowej rozbudzony na terenie Galicji, ukraińskiego Piemontu, nacjonalizm, konsolidacja poczucia odrębności narodowej pod wpływem działań wojennych, znaczna rola odziałów ochotniczych w dotychczsowych operacjach wojskowych każą się spodziewać sformowania się przeciw otartej agresji silengo ruchu oporu, to zaś zwiastowałoby nadejscie długotrwałego okresu destabilizacji na wielkich połaciach Europy Wschodniej. Stanowiłoby to zagrożenie nie tylko dla najbliższych sąsiadów Ukrainy na zachodzie, ale i samej Rosji.
Świadome tych zagrożeń Niemcy i Francja podejmują heroiczne wysiłki w celu powstrzymania działań wojennych na Ukrainie w nadziei na późniejsze znalezienie pokojowych rozwiązań niezwykle złożonej sytuacj w tym kraju. Od listopada ub. roku Polska odgrywa rolę statysty, biernie obserwującego rozwój wydarzeń za wschodnią granicą. Nasi politycy werbalnie wspierają starania zachodnich partnerów, w rzeczywistości zajmują wobec nich niebezpiecznie dwuznaczną postawę. Niektórzy zdają się wręcz oczekiwać fiaska pokojowych projektów dla Ukrainy, podkreślając dobrą stonę odsunięcia naszego kraju od stołu rokowań i zdjęcia z polskich bark odwowiedzialności za ich wynik. Jedynym środkiem wpływania na konflikt ukraiński są w optyce Warszawy coraz ostrzejsze sankcje gospodrcze i finansowe wobec Rosji oraz ostarcyzm polityczny wobec polityków rosyjskich (a także tych oskarżanych o prorosyjskość). Jednakże sankcje (o czym przekonaliśmy się już na własnej skórze) są bronią obosieczną i trudno przewidzieć, kto pierwszy poczuje się zmuszony do ustępstw - poddawani restrukcjom czy stosujący restrykcje. Jedno wszakże nie ulega wątpliwości: Rosja dążąca do osiągnięcia swoich celów środkami militarnymi jest w stanie dłużej wytrzymać ciężar zachodnich sankcji niż Ukraina wystawiona na dewastujący wpływprzedłuzającego się konfliktu zbrojnego, nękana kryzysem gospodarczym, pozbawiona stabilnych struktur państwowych i zagrożona konliktami wewnętrznymi.
Zaskakujące wystąpienie kandydatki na prezydenta Magdaleny Ogórek na wstępie kampanii wyborczej mogłoby (z braku innych inicjatyw) stać się zaczynem poważnej dyskusji nad dorobkiem i niepowodzeniami polskiej polityki wschodniej. Mimo obfitego wysypu kandydatów na nowego prezydenta Rzeczpospolitej, nie ma jednak chętnych do podjęcia podsuniętego przez nią wątku, chociaż akurat polityka zagraniczna i obronna należy kompetencji prezydenckiego urzędu.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto