Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polskie drogi śmierci...

Piotr Biegała
Piotr Biegała
O naszych drogach napisano już wiele. Nie łudzę się, że napiszę coś nowego i odkrywczego. Nie, nie mam nawet takiego zamiaru. Chcę podzielić się tylko pewnymi spostrzeżeniami, z punktu widzenia człowieka, który jeździ już kilkanaście lat i przejechał kilkaset tysięcy kilometrów...

Robiłem prawo jazdy w czasach, kiedy autem egzaminacyjnym był maluch bez kamery, egzaminator nie czepiał się byle drobiazgu, a tylko oceniał czy egzaminowany jest dobrym materiałem na kierowcę. Wożono mnie autem od oseska, mój ojciec nauczył mnie uważnej obserwacji tego, co dzieje się na drodze i umiejętności przewidywania. Egzamin był w moim przypadku czystą formalnością. Dostałem prawo jazdy i samodzielnie wyruszyłem na ulice. Bałem się, ale rozpierała mnie duma. Stopniowo moje ciało uczyło się pewnych odruchów i nawyków, nabierałem doświadczenia. Mając przejechane już trochę kilometrów poczułem się niemal mistrzem kierownicy. Młody, to i głupi, czasem szarżowałem. Na szczęście moim bolidem był poczciwy maluch, więc na wiele nie pozwalał.

Kolejne lata mijały, przesiadałem się na mocniejsze auta. Za każdym razem czułem, że czegoś mi brakuje, że boję się mocy pod maską. Im kupowałem mocniejszy wóz, tym wolniej jeździłem. Z wiekiem spadało we mnie zapotrzebowanie na adrenalinę, wzrastało doświadczenie i chęć do życia. Unikam ryzykownego wyprzedzania, unikam wyścigów spod świateł, nie staram się dojechać do celu jak najszybciej. Najzabawniejsze jest to, że mogę. Kupiłem auto z potężnym silnikiem, z dużą rezerwą mocy, bo daje mi poczucie bezpieczeństwa. Nie używam go jednak jako dozownika adrenaliny. Moja prędkość przelotowa spadła, mimo wzrostu możliwości. Dzisiaj wiem, że nie jestem mistrzem kierownicy. Wiem, że im jestem starszy, tym bardziej muszę uważać i myśleć za innych użytkowników dróg.

Irytuje mnie to, że jako posiadacz samochodu i kierowca jestem dojną krową dla kolejnych rządów. Płacę 2 procent podatku od umowy cywilnoprawnej, kiedy kupuję używane auto. Płacę za coroczny przegląd rejestracyjny stawkę, którą wprowadziło ministerstwo (a nie reguluje jej rynek). Płacę za paliwo do samochodu, ubezpieczenie i całą masę innych drobiazgów. Każda niemal rzecz jaką kupuję do auta, obciążona jest podatkiem VAT. Wrzucam niemałe pieniądze do budżetu i nie widzę pożytku. Obserwuję tylko darcie szat kolejnych ekip rządzących, że pieniędzy w budżecie jest tak mało i na nic nie starcza.

Boję się polskich dróg, szczególnie tych jednojezdniowych. Boję się, że nagle zza wzniesienia wyłoni się idiota który koniecznie musiał wyprzedzać. I wpadnie prosto na mnie. Boję się ciągłej walki o życie na drodze. Chcę wrócić bezpiecznie do domu. Mam za złe kolejnym ekipom polityków i ministrom transportu, że ich piękne słowa o budowie dróg na skalę i miarę europejską to mrzonki. Obietnice bez pokrycia. Pięknie brzmiące frazesy. Drogi budujemy przez przypadek. Jeśli nikt nie oprotestuje, nie odwoła się dokądkolwiek, jeśli przetarg cudem uda się rozstrzygnąć, firma dotrzyma terminu to mamy nową drogę. Przez rok czy dwa wspaniałą i równą - potem zabitą przez olbrzymi ruch. Drogowe idiotyzmy są widoczne gołym okiem co kilka, kilkanaście kilometrów. Obwodnica Torunia - jedna nitka, teren pod drugą leży odłogiem od lat. Autostrada z Poznania do Strykowa - kończy się w małym miasteczku, którego mieszkańcy mają już dość. Obwodnica Augustowa - temat rzeka i to niekoniecznie Rospuda. Autostrada do Krakowa - remontowana w kółko, ale opłaty trzeba uiścić, jakby miała po pięć pasów w każdą stronę. Obwodnica Warszawy to kolejny przykład drogowej niemocy. W całej Polsce mamy setki słupów wbitych pod nigdy niewybudowane wiadukty i tysiące krzyży przy drogach. Nikt nie ogłasza z tego powodu żałoby narodowej. Miasta bez obwodnic, wsie z drogami krajowymi przez ich środek - o szerokości przeciętnej ulicy. Rozjeżdżony asfalt, tysiące ciężarówek, patrole policyjne ukryte w krzakach. Oto obraz polskich dróg na początku XXI wieku. Jesteśmy pośmiewiskiem Europy.

Szumnie zapowiadane inwestycje w drogownictwie - z okazji zdobycia EURO 2012 - zakończą się klasyczną klapą. Każda inwestycja jest oprotestowywana przez "zielonych", "różowych", "pomarańczowych" oraz inne kolory tęczy. Co ciekawe - wiele z organizacji protestujących - cofa swoje obiekcje zaraz po zasileniu ich konta bankowego, stosowną sumą. Czas nieubłaganie upływa, a dróg nie przybywa. Politycy przebijają się w zapowiedziach, jaką to będziemy potęgą drogową. Tyle że, zamiast dostosowywać prawo do potrzeb rzeczywistości - wypalają się w rozgrywkach, które niczemu nie służą. Chińczycy budują autostrady, jak szaleni. Kilkanaście lat zajęło im wybudowanie 50 tys. kilometrów. U nas kilkanaście lat potrafimy budować kilkadziesiąt kilometrów.

Marzy mi się taki poranek, kiedy po przebudzeniu usłyszę w radiu, że właśnie oddano do użytku kolejną autostradę mającą 200 kilometrów, że wybudowano kilka małych obwodnic, że zmniejszono opłaty za przejazd pewnym odcinkiem z powodu remontu. Kiedy nie usłyszę w wiadomościach nic o kolejnej politycznej kłótni, rozgrywkach pałacowych, politykach rozmaitego sortu. Kiedy będę mógł bez problemu dojechać do niemieckiej granicy, szeroką i bezpieczną drogą, na której w razie problemu policjant będzie moim ratunkiem, a nie karzącą ręką sprawiedliwości wystającą z krzaków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto