Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polskie programy publicystyczne. Widowiska na miarę Oscarów

Ryszard
Ryszard
Każdy z nas ma coś do powiedzenia o tym, czym nas producenci telewizyjni karmią na co dzień. Chcemy, czy nie chcemy, oglądamy telewizję, żeby zabić czas, żeby nie czuć się samotnym, żeby się czegoś dowiedzieć.

Od rana do nocy zarzucani jesteśmy programami, które mają nas bawić, smucić, wprowadzać w zadumę, denerwować, wzruszać, uczyć. Ilość kanałów, które serwują nam te programy, też rośnie z dnia na dzień. Niby jest więc w czym wybierać.

Czasami jednak zastanawiam się nad tym, czy jeden kanał i jeden program nie byłby wystarczający do zaspokojenia najwybredniejszych gustów „telemanów”. I dochodzę do wniosku, że takim programem mógłby być program publicystyczny. Przecież, tak na dobrą sprawę, w nim jest zawarte wszystko to, co charakteryzuje różnorodność produkcji telewizyjnej. Czy to nie strata czasu, kiedy siedzimy przed telewizorem i zawzięcie przyciskamy guziki pilota w poszukiwaniu czegoś, na czym można by zawiesić oko na dłużej?

Po co nam telewizja?

Oglądając kilku osobników siedzących w studio i przysłuchując się ich rozmowie, wzruszamy się do łez, śmiejemy się tak, jakbyśmy usłyszeli świetny kawał, wpadamy w zadumę nad tym, co usłyszeliśmy, ręce nas świerzbią ze zdenerwowania i powstrzymujemy się, żeby komuś nie przyłożyć, uczymy się jak kontrolować swoje uczucia.

Prowadzący program, pociera czoło i wtedy jest nam przykro, że go boli głowa. Chociaż na stoliku obok stoi szklanka z jakimś napojem, nie zauważamy żadnej pigułki uśmierzającej ból. Drapie się za jednym, a potem za drugim uchem, by po chwili przenieść tę samą czynność na czubek głowy i wtedy wydaje nam się, że użył złego szamponu do włosów i zaraz sprawdzi ile łupieżu dostało się za paznokieć. A może sprawdza, czy toupee się nie przesunęło? Przykłada dłoń do policzka jakby chciał ulżyć bólowi zęba. Zakrzywionym palcem wskazującym pociera górną wargę pod nosem, a my czekamy w napięciu, czy wytrze palec w spodnie, czy w rękaw.

Jeden z gości programu odpowiada na zadane pytanie, ale drugi wskakuje mu w słowo, zarzucając śmieszność poglądów i w krótkim czasie wymiana zdań przybiera charakter występu kabaretowego, ale my nie wiemy, czy się śmiać, czy płakać. Publiczność w studio wydaje się akceptować zaistniałą sytuację, nagradzając rozmówców gromkimi brawami. Gospodarz uspokaja widownię, bo chciałby się dowiedzieć jaka jest pointa dowcipu. Zresztą my też.

Goście i prowadzący wydają z siebie dźwięki o różnej wysokości i wtedy mamy wrażenie, że jesteśmy jurorami oceniającymi walory głosowe kandydatów na idola w konkursie: kto kogo przekrzyczy. Nasze wrażliwe ucho nie wyczuwa żadnej melodii w tym, co słyszymy, więc dochodzimy do wniosku, że tematem wiodącym potyczki słownej jest rodzaj muzyki, zwany „rap”.

Tak, jak to bywa w programach na żywo, zdarza się, że jednemu z uczestników brakuje słów do wypowiedzenia swoich myśli, ale z pomocą przychodzi mu drugi i nawzajem się uzupełniają. Chyba, że ten drugi ma inne zdanie i wtedy wymiana poglądów między nimi przybiera charakter walki szermierczej. Obaj się gubią i nie wiedzą, gdzie by tu trafić przeciwnika ostrzem swego słowa.

Telewizja publiczna, czyli "tyle mi zostało, co mi nakapało..."

Gospodarz programu i goście gestykulują zawzięcie, wymachując rękoma to w lewo, to w prawo. Przenoszą ciężar ciał z jednej strony fotela na drugą. Zakładają nogę na nogę. Podpierają się rękoma, by unieść się z fotela, a potem na nim spocząć. Zachowują się tak, jakby brali udział w programie poświęconym ćwiczeniom fizycznym bez użycia skomplikowanych przyrządów budujących mięśnie.

Reżyser widowiska stara się jak może urozmaicić program, używając różnych ujęć osób biorących udział w spektaklu. Są zbliżenia, ujęcia ogólne, jazdy kamerą w dół i w górę, z ukosa, z profilu, en face, najazdy i odjazdy. Plenerem jest widownia. No i Oscar jest w kieszeni.

Rozmowa w studio zakończyła się, a my w dalszym ciągu nie wiemy, o co im tak naprawdę chodziło.

I tak za jednym zamachem spełnione zostały wszystkie warunki określające różnego rodzaju programy. Mieliśmy coś o higienie osobistej, mieliśmy coś o sposobie zachowania się,
mieliśmy komedię, mieliśmy sport, muzykę i na koniec film kryminalny, kończący się zagadką, którą sami musimy rozwikłać.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto