Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polsko-żydowski świat nieprzedstawiony

MichalTyrpa
MichalTyrpa
Prof. Szewach Weiss
Prof. Szewach Weiss
Odwiedzające Kraków wycieczki izraelskiej młodzieży od kilkunastu lat słyną z bezprzykładnego chamstwa, arogancji i brutalności. W zeszłym tygodniu wieści o tym dotarły do redakcji warszawskiego tygodnika „Przekrój”. Czyżby w polskiej prasie dał o sobie znać wzrost nastrojów antysemickich?

W „przekrojowym” tekście opisano przypadki napaści i pobić, jakich niejednokrotnie dopuszczali się ochroniarze izraelskich wycieczek przybywających z wizytą do „kraju-cmentarza”. Opisano również arogancję i chamstwo izraelskiej młodzieży, której ofiarą padli pracownicy polskich linii lotniczych i krakowscy hotelarze. Ci ostatni podjęli w konsekwencji bezprecedensową decyzję o zastosowaniu odpowiedzialności zbiorowej i w ogóle odmówili obsługiwania w przyszłości wycieczek z Izraela. Czyżbyśmy zatem mieli do czynienia z manifestacją powszechnie znanego „polskiego antysemityzmu”? Setek milionów czytelników hiszpańskiego „El Pais”, amerykańskiego „The New York Times’a”, nie wspominając o izraelskim „Haaretz” z pewnością nie trzeba co do tego przekonywać. Koń jaki jest, każdy widzi… I niewiele tu zmieni wątły głosik działającego w Tel Awiwie stowarzyszenia Żydów polskich, którzy podnieśli larum z powodu dostrzeżonych przez „Przekrój” ekscesów.

W moim przekonaniu prawdziwy problem nie tkwi w braku elementarnej kultury młodych Izraelczyków i ich (bezprawnie) uzbrojonych, nadużywających przemocy opiekunów. Nie tkwi także w ostentacyjnej pogardzie okazywanej polskim gospodarzom. Prawdziwy problem leży w konsekwentnej i z całą pewnością nie przypadkowej polityce władz Państwa Izrael wobec Polski. Jak zauważył w „Przekroju” (oraz w wywiadzie udzielonym „Rzeczpospolitej”) prof. Moshe Zimmermann z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie: „Izraelczycy zasadniczo uważają, że Polacy nie są dla nich równymi partnerami. I nie chodzi o to, że nie potrafią ich dzieciom zapewnić bezpieczeństwa. Nie są równymi partnerami do jakiejkolwiek dyskusji. Dotyczy to także wspólnej i dzisiejszej historii oraz polityki. Efekt jest taki, że młodzież izraelska widzi w Polakach
ludzi drugiej kategorii, postrzega ich jako potencjalnych wrogów.” [podkreślenie moje – MT]

Tak się składa, że opinię prof. Zimmermanna miałem okazję wielokrotnie zweryfikować na własnej skórze. Wycieczki izraelskich licealistów spotykam na krakowskim Kazimierzu niemal co dzień. Zaciekawiony w równym stopniu żydowską historią, co żydowską teraźniejszością, parę razy próbowałem nawiązać z nimi normalną, przyjacielską rozmowę. Taką, jaką bez większego problemu udaje mi się odbyć z turystami ze Skandynawii, Niemiec, Ameryki, Ukrainy, Francji, czy Hiszpanii. Ku swojemu zdumieniu, Izraelczycy za każdym razem traktowali moją wyciągniętą dłoń jako przejaw agresji. Pomimo mojego lekkiego, letniego ubrania, nieodmiennie postrzegali mnie, jak gdybym był zmierzającym do muzułmańskiego raju, obwieszonym trotylem bojownikiem Dżihadu…

Ale może trochę przesadzam? Może tak naprawdę powinienem być wdzięczny? Jak dotąd bowiem – w odróżnieniu od pewnego Włocha - nie zostałem przez naszych gości pobity. Jak dotąd, nie skrępowano mi rąk plastikowymi kajdankami i nie wylądowałem twarzą w psich odchodach… Mówiąc krótko: na własnej ulicy wciąż mogę się czuć bezpiecznym.

Jakiś czas później dowiedziałem się, że izraelskie ministerstwo oświaty w specjalnej instrukcji zwraca się do młodzieży wyjeżdżającej do Polski celem na przykład wzięcia udziału w Marszu Żywych w słowach: „Wszędzie będziemy otoczeni przez Polaków. Będziemy nienawidzić ich z powodu udziału w zbrodniach”. Wyobrażacie sobie Państwo instrukcję dla polskich licealistów lub studentów, wybierających się do Izraela, w której członek polskiego rządu wzywałby do nienawiści do obywateli odwiedzanego państwa? Motywując tę ze wszech miar pożądaną postawę, powiedzmy, udziałem żydowskich komunistów w stalinowskich zbrodniach, albo gorliwą współpracą żydowskich policjantów z gett w hitlerowskiej eksterminacji ich własnych ziomków…

Poza opisanym wyżej, codziennym obliczem kontaktów polsko-izraelskich warto zwrócić uwagę, na kilka okoliczności. Po pierwsze: interesujące wydaje się samo istnienie podobnej instrukcji izraelskiego ministra. Po wtóre: warto przypomnieć trwające ponad dekadę, bezskuteczne zabiegi polskiego MSZ o ekstradycję stalinowskiego zbrodniarza, (podobno) zmarłego niedawno w Izraelu, Salomona Morela. Po trzecie - o czym pisałem w innym miejscu – fakt, iż jedyna napisana po hebrajsku i opublikowana w Izraelu książka na temat tysiącletniej historii Żydów w kraju nazwanym przez rabina Isserlesa „Paradis Judaeorum” (rajem Żydów) liczy sobie „aż” osiemdziesiąt(!) stron. Ostatni z wymienionych faktów warto porównać z setkami żydowskich publikacji, festiwali, instytucji i wydarzeń kulturalnych, które cieszą się w Polsce niesłabnącą popularnością. Mam wrażenie, że owe okoliczności stanowią niebagatelne, a zazwyczaj niedoceniane argumenty w dyskusji o stanie relacji polsko-żydowskich.

Przyznam, że nie mogę się oprzeć zdumieniu, ilekroć obserwuję w ową zaskakującą dysproporcję między światem przedstawionym (w mediach i oficjalnym życiu publicznym), a rzeczywistością tout court. Zastanawiam się, dlaczego swego rodzaju „zawodowi” specjaliści od dialogu, szermujący nieraz bardzo ostrymi zarzutami pod adresem Polaków (którzy - sądząc z wielu wypowiedzi, a nawet komiksów - w największej mierze ponoszą odpowiedzialność za Holocaust), nie kwapią się z uwzględnieniem owego kontekstu. Zachodzę również w głowę, dlaczego w podobnych sprawach nie wypowiadają się tak wytrawni intelektualiści i pisarze, jak prof. Paweł Śpiewak, Bronisław Wildstein, albo Tomasz Jastrun. Sądzę, że nie jestem jedynym, który chętnie zapoznałby się z ich opiniami na temat trudności w dialogu między Polakami, a Żydami.

Na rzeczywistość relacji między dwiema (trzema?) społecznościami w większym stopniu niż oficjalne okrągłe zdania, rytualnie wypowiadane przez najbardziej znanych polityków i publicystów, wpływają doświadczenia zwykłych ludzi. O prawdziwym potencjale solidarności Polaków i Żydów, lepiej niż artykuły prof. Szewacha Weissa, mówią oddolne inicjatywy zwyczajnych obywateli. To na podstawie tych doświadczeń można pokusić się o wnioski bardziej ogólnej natury. To one stanowią prawdziwy probierz intencji, nastrojów i możliwości. Kiedy niedawno w imieniu Fundacji Paradis Judaeorum ogłosiłem list otwarty do MSZ o podjęcie zdecydowanych działań prawnych przeciwko Pilar Raholi i dziennikowi „El Pais”, okazało się, że wśród ponad stu sygnatariuszy znalazła się tylko jedna osoba reprezentująca tak liczne w naszym kraju instytucje żydowskie. A przecież oficjalne zaproszenie wysłałem do wszystkich żydowskich stowarzyszeń i fundacji, które mienią się rzecznikami i animatorami polsko-żydowskiego dialogu…

Jakie z tego płyną wnioski? Po co o tym wszystkim wspominam? Otóż chciałbym powyższe uwagi zadedykować wszystkim, którzy tkwią w okowach stereotypów. W okowach uproszczeń często nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością. A także tym, którzy podobnie jak niżej podpisany (nieraz wbrew dojmującym faktom) wierzą, że ludzi dobrej woli jest więcej. Mimo wszystko.

Obyśmy tylko mieli okazję dowiadywać się o tym trochę częściej. Nie tyle z telewizora czy z gazety, co z własnego doświadczenia.

Zobacz także:
„Młodzi Izraelczycy rozrabiają w Polsce”, „Przekrój” z 9.05.2007
„Dla Izraelczyków Polska jest nie mniej winna niż Niemcy – rozmowa z Mosce Zimmermannem”, „Rzeczpospolita” z 13.04.2007

Czytaj też Mój pradziadek ratował całe rodziny przed zagładą w obozie

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto