Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Poseł nie wielbłąd - pić musi?

Łukasz Kołtacki
Łukasz Kołtacki
źródło własne
Ostatnie wydarzenia pokazują, że posłowie coraz częściej piją a coraz mniej się tego wstydzą. Być może to już epidemia wirusa z Filipin. Faktem jest jednak, że wypadają oni pod względem zamiłowania do alkoholu nie gorzej od swych przodków.

Początkowo w Polsce piło się przede wszystkim piwo, jednak w rozsądnych ilościach. W XV-wiecznym dialogu Mistrza Polikarpa ze Śmiercią pojawia się wzmianka o zamiłowaniu ówczesnych księży do alkoholu. Na terenie średniowiecznego miasta Krakowa za panowania Kazimierza Jagiellończyka istniało zaledwie 20 browarów i zapotrzebowanie wciąż rosło.

Okres renesansu to prawdziwa ekspansja wesołego stylu życia – duże ilości alkoholu i jego koegzystencja z seksem i hazardem. Nawet Mikołaj Rej nie pozostał bierny określając pijaka jako ofiarę „bydlęcego nałogu”. Szlachta w Polsce zafascynowała się poglądami Jurka Potańskiego, autora książki "Wódka albo gorzałka" wydanej w 1614 roku. Poziom spożycia wódki w momentach trudnych dla kraju mocno wzrastał, faktem jest też, że wodzowie mieli problem by się bez niej obejść.

Kolejne wieki w historii Polski to czasy, którym przyświecało powiedzenie: "za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa". Szlachta nie omieszkała rzecz jasna wcielać go w życie i z notorycznego upijania się uczyniono wręcz modę. W taki oto sposób wódka, dotychczas ziołowy lek popijany kropelkami, przemieniła się w napój uważany przez ówcześnie żyjące społeczeństwo za narkotyk. Popularność alkoholu tłumaczono na wiele sposobów. Obok silnych mrozów, jako powód najczęściej wymieniano nadwyżki zboża, tak więc upijała się nie tylko szlachta ale i chłopi. Zaporoski hetman Bohdan Chmielnicki był jednym z tych, którzy bez wódki nie umieli podjąć żadnej decyzji, zaś polscy senatorowie do króla przybywali na narady w stanie upojenia. W połowie XVII wieku upici posłowie, mimo wcześniejszych ustaleń zapomnieli zerwać Sejm.

Bycie pijanym stało się zatem modą i sposobem na życie. W XIX wieku istniejące folwarki posiadały własne gorzelnie i było ich znacznie więcej niż browarów. Warto wspomnieć, że w wieku XVIII powstawały na krótko inicjowane na wsiach przez osoby duchowne bractwa trzeźwości. Spożycie alkoholu skoczyło z czasem do ponad 20 litrów spirytusu na obywatela. Do ponownego rozpowszechniania idei trzeźwości powrócono w okresie gdy Polska odzyskiwała niepodległość.

Alkohol po II wojnie światowej w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej odzyskiwał swą pozycję.
W najważniejszym okresie minionego wieku tj. lat 80. wypijano więcej niż za niemieckiej okupacji. Spadek spożycia odnotowano ponownie gdy wzmacniały się nadzieje na odzyskanie wolności, który to stan rzeczy popsuł następnie stan wojenny.

W okresie III RP wysokoprocentowe alkohole pito na poziomie okresu przedwojennego. Pewnym jest, że mimo wszelkich zawirowań politycznych, działań wojennych czy przemian ustrojowych w Polsce alkoholizm jest, nie da się ukryć nieoficjalnym symbolem narodowym.

Pijany jak... poseł

„Jeżeli już macie pić, to pijcie jak Polacy” – pisał niegdyś Napoleon... Dziś Polacy jeśli chodzi o zamiłowanie do alkoholu niewiele różnią się od swoich dziadów i pradziadów. Są według danych bułgarskiego Ministerstwa Rolnictwa największymi amatorami tamtejszych win w całej Unii Europejskiej. W samym roku 2007 wydali na trunki kwotę większą niż wynosiły podwyżki ich dochodów by pod koniec 2008
wydać na wódkę tyle ile na chleb.

Pojawiają się pomysły dotyczące kontroli pracowników przy pomocy alkomatów, bowiem częstą przypadłością jest bycie na gazie w miejscu pracy. Po pijanemu prowadzi się autobus, tramwaj, na podwójnym gazie wozi się dzieci do szkoły czy na szkolne wycieczki.

Problemy alkoholowe dotyczą niestety coraz częściej sfery politycznej, czyli tej, którą teoretycznie powinno się uważać za sferę wyższą, nacechowaną kulturą i moralnością. Pijanego byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który zataczał się podczas wizyty w Charkowie usprawiedliwiano chorą golenią (unikając zainteresowania prokuratury), natomiast jego alkoholową kompromitację podczas ostatnich wyborów parlamentarnych w 2007 roku osobiście usprawiedliwiał działaniem wirusa przywiezionego z Filipin (czemu zaprzeczał sam ambasador tego kraju).

Przywieziony przez niego tajemniczy wirus krąży po dziś dzień sejmowymi korytarzami zbierając swe żniwo. Coraz mniej dziwią doniesienia medialne o tym, że poseł prowadził samochód po pijanemu, że posłanka weszła na salę sejmową nie do końca żwawym krokiem. Strażnik moralności, poseł PiS Przemysław Gosiewski mówił językiem niezbyt zrozumiałym na antenie Radia Maryja w ramach wypełnienia piątej z siedmiu cnót głównych.

Ten sam poseł usprawiedliwiał niedawno pijaną koleżankę z sejmowych ław, byłą szefową KRRiTV Elżbietę Kruk przyłapaną przez dziennikarzy w oparach rodem z gorzelni. Kiedy ona twierdziła w swym kuriozalnym wywiadzie że „wykonuje dobrą robotę i umie coś tam coś tam” ten twierdził, że to „wybitna i niezwykle pracowita pani poseł”. Prezes PiS stwierdził że koleżanka partyjna być może była tego dnia chora, nie potwierdził jednak czy to goleń...
Najbardziej działającym na nerwy jest chyba fakt, że środowiska polityczne bez ustanku przymykają na ów wybryki oko usprawiedliwiając z wielkim oburzeniem swoich partyjnych przyjaciół. Alkoholowa impreza biesiadna z pełnymi stołami mięs i ciasta, która odbyła się w marcu br. w Bieszczadach nazywana była debatą "O współpracy transgranicznej między Słowacją, Ukrainą i Polską w obszarze Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery Karpaty Wschodnie…". Przełamano tam oczywiście wszelkie bariery, współpraca godna pochwalenia, szczególnie podczas rozlewania płynu wyskokowego. Nic się rzecz jasna nie stało gdy któryś z obecnych tam posłów przesadził, bo krzepiącego rosołu dla nikogo nie zabrakło. Nie było tam odesłanych dzięki wyborom na śmietnik historii posłów Samoobrony, którzy chociażby z powodu seksafery mogliby wznieść toast za swoje żony i kochanki, by się nigdy nie spotkały.

Wybory – pierwsza pomoc w gardłowej sprawie?

Pomimo iż parlamentarzyści nieustannie się zmieniają, tworzą się rządy i rozpadają koalicje, zwyczaje polityków są zdaje się niezmienne. Mimo postępującej pauperyzacji posłowie wszystkich kadencji miłowali i miłować będą zarówno wyjazdy w miłe dla oka plenery jak i zabawy na koszt podatnika - oczywiście pro publico bono.

Przeprowadzane sondaże od lat wskazują, że nie wierzymy iż coś się w tej materii zmieni. Co wskazuje że jedynie co trzeci obywatel wierzy w dobre intencje polityków. Sondaż CBOS z 2005 roku wskazuje natomiast, że mamy większe zaufanie do instytucji Unii Europejskiej aniżeli dla własnych posłów. Można więc snuć wnioski, że polityk jest zawodem, który uchodzi za jeden z najbardziej zdeprawowanych. Nic dziwnego, skoro kojarzy się on najczęściej z niekompetencją, kompromitacją, nepotyzmem a co najważniejsze – życiem na koszt podatnika. I choć to powszechnie wiadome, klasa polityczna okazuje się mieć z roku na rok coraz mniej klasy a pijackie wybryki posłów nie wzbudzają w nich krzty wstydu nawet w oku kamery.

Jak wskazują statystyki zamieszczone na blogu posłanki Senyszyn, 83 posłów nadużywa alkoholu, a 14 to już alkoholicy. Widocznie polski poseł jest dziś jak przeciętny pracownik budowy – nie wielbłąd, pić musi. Jako, że o skłonności do alkoholu podejrzewano również obecnie panującego prezydenta, zanim nie zostanie opublikowany raport na temat stanu jego zdrowia (czyli nigdy) pozostanie wierzyć, że ostatnim nie pijącym polskim królem był Stanisław August. I myśl ostatnia – podczas wyborów mądrze stawiajmy krzyżyki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto