Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Potop Redivivus” Hoffmana – refleksje po kinowej projekcji

Adrianna Adamek-Świechowska
Adrianna Adamek-Świechowska
"Potop Redivivus" - cyfrowa rekonstrukcja "Potopu" Jerzego Hoffmana - powstał, aby przywrócić kinu adaptację filmową środkowej części Trylogii Henryka Sienkiewicza, gdyż na dużym ekranie najpełniej widać walory tego kostiumowego widowiska.

Film „Potop” z 1974 roku uważany jest za najlepsze dzieło Jerzego Hoffmana, co wyraża się nie tylko poprzez przyznane mu nagrody, w tym nominację do Oskara, ale nade wszystko przez to, że otrzymuje najwyższe noty w powszechnej opinii widzów. W ciągu czterdziestu lat adaptacja zdobyła grono wiernych odbiorców, którzy z upodobaniem wracają do niej, by podziwiać kunszt aktorów i ulegać złudzeniu przeniesienia w czasy XVII-wiecznej Rzeczpospolitej. Oblicza się, że film obejrzało 27 milionów widzów, co daje mu trzecie miejsce pod względem oglądalności w historii polskiego kina (po „Krzyżakach” w reż. Aleksandra Forda i w „Pustyni i puszczy” w reż. Władysława Ślesickiego).

Filmowa opowieść o Andrzeju Kmicicu, jakkolwiek znana przez wielu niemal na pamięć, właściwie nie funkcjonuje już od dawna na dużym ekranie. Pomysł, aby zmienić tę sytuację, należy uznać za godny pochwały. Wydaje się, że to najlepszy sposób uczczenia 40. rocznicy powstania filmu. Wychodzi naprzeciw oczekiwaniom szerokiej publiczności. Oto niektórzy na powrót mogą obejrzeć ceniony obraz w pełnej krasie lub też odkryć ją na nowo, a młode pokolenia przekonać się o nieznanej sobie urodzie tego filmu. Składa się na nią nade wszystko wybitne aktorstwo między innymi Władysława Hańczy, Daniela Olbrychskiego, Franciszka Pieczki, Tadeusza Łomnickiego, Kazimierza Wichniarza, Krzysztofa Kowalewskiego, Ryszarda Filipskiego i naturalnie pięknej Małgorzaty Braunek.

Przyjęło się we współczesnej kulturze gonić przede wszystkim za nowymi produkcjami, tymczasem odrestaurowany "Potop" przekonuje, że niektóre widowiska powstałe przed laty w ogóle się nie starzeją, ale z powodzeniem rywalizują ze współczesną produkcją, niejednokrotnie jej niedorównującą. Trudno sobie wyobrazić, by obecnie lub w przyszłości powstała nowa, równie pieczołowicie zrealizowana adaptacja "Potopu" Henryka Sienkiewicza. Świadczy o tym chociażby niespełniająca oczekiwań niektórych odbiorców adaptacja "Ogniem i mieczem" z 1999 roku, pozbawiona wielkich plenerów i epickiego rozmachu, o czym zadecydowały względy materialne. "Potop" oferuje widzowi to, czego na próżno szukać we współczesnym kinie.

Ogromnym atutem" Potopu" jest warstwa wizualna, która po rekonstrukcji cyfrowej prezentuje się w lśniących, żywych barwach. Z mrocznych scen zostały wydobyte ukryte barwy, a co za tym idzie - treści, dzięki czemu nawet gra aktorska na drugim planie czy w tle staje się wyrazista i czytelna. Cyfrowy obraz zyskuje na dramatyczności i sile wyrazu. W kinie doskonale prezentuje się rozmach plenerowy produkcji, siłą rzeczy ograniczony przez monitor telewizora. W kinie dostrzega się, że w filmie zagrało 520 aktorów, tysiące statystów, rosyjski pułk kawalerii, 700 koni,że wykorzystano 5 tysięcy kostiumów i 45 tysięcy rekwizytów militarnych.

Miłośnicy filmowego "Potopu" krytycznie odnoszą się do jakichkolwiek skrótów, jakie zostały wprowadzone w nowej kinowej wersji filmu. Trudno zaprzeczyć, że kiedy ogląda się obraz dobrze znany, nieuchronnie przychodzi rozpoznanie, że brakuje w nim pewnych stałych elementów. Jednak nowy montaż, który zamienił pięciogodzinne widowisko w trzygodzinny przekaz, nie razi. Dostrzega się, że został zrobiony z szacunkiem wobec pierwowzoru, co symbolicznie znamionuje - jak objaśnił Marcin Kot Batowski - niezmieniona scena pojedynku Kmicica z Wołodyjowskim.

Skróty z pewnością wpłynęły na zubożenie treści przekazu, więc skłaniają widza w większym stopniu niż wersja pierwotna do wypełniania myślą luk, wyciągania wniosków na temat przyczynowo-skutkowego biegu wydarzeń, szczególnie w końcowych partiach opowieści, najbardziej skróconych. Nie dowiemy się na przykład, nie znając choćby pierwotnej wersji filmu, tego, że Oleńce udało się uciec z dworu księcia Bogusława Radziwiłła, więc kiedy ten oznajmia Kmicicowi, że wydał rozkazy, aby dziewkę uśmiercić, kiedy on zginie, jest skłonny temu zawierzyć podobnie jak główny bohater. Nie zobaczymy też egzekucji Brauna, a więc wizerunek okrucieństwa wieku XVII nie będzie pełny.

W pierwotnej wersji "Potopu" nie udało się twórcom pokazać wielu istotnych scen. Zdarzało się, że sami nad tym utyskiwali, bo były one ważne w projektowanej wymowie dramatu historycznego. W wersji "Potop Redivivus" zabrakło z wiadomych względów dodatkowych treści. Trzeba jednak przyznać, że najważniejszy szkielet fabuły romansowo-historycznej pozostał i nie zakłóca przekazu zbyt dynamiczny montaż. Historia jest opowiedziana z epicką powagą, nieco tylko przytłumioną.

Z pewnością żadna adaptacja nie zastąpi literackiego pierwowzoru, może jednak z powodzeniem spełniać funkcję ilustracyjną i unaoczniającą świat przedstawiony. Dziełu literackiemu nigdy nie zaszkodziły towarzyszące mu ilustracje, wręcz przeciwnie – na ogół wspierały wizją artysty-plastyka odbiór. Rzec można, że filmowy "Potop" – jakkolwiek najczęściej zastępował lekturę – najlepiej spełnia tę właśnie funkcję, czyli pobudza zainteresowanie, wtajemniczając choćby częściowo w odległy czasowo, nieraz trudny do wyobrażenia dla współczesnych ludzi świat. Widowisko poprzez przekaz multimedialny niezmiennie wzrusza, bawi, a nade wszystko objawia świat wartości bohaterów "Trylogii".

Jerzy Hoffman adresował swoją nową wersję odrestaurowanego, na nowo zmontowanego "Potopu" przede wszystkim do młodego pokolenia, dla którego dzieło to jest z reguły zupełnie nieznane. Jest to więc próba porozumienia z odbiorcą, który nie przejawia zainteresowania historią, który gardzi klasyką literacką i który najczęściej nie ma pojęcia o bohaterach "Trylogii". Reżyser podjął się zatem niezwykle trudnego zadania, by przemówić do kręgu widzów, którzy wykazują znaczny opór przed przyjęciem tego przekazu, jakkolwiek z upodobaniem chłoną pokrewne widowiska fantasy. Trzeba ten gest docenić, bo jest wyrazem pewnego heroizmu. Oznacza zgodę na ponowne zderzenie z krytyką, tym razem nieobliczalną i bazującą na odmiennych podstawach niż te, które powołały filmowy "Potop".

Wśród wielbicieli "Potopu" są także tacy widzowie, którzy nie zdołali obejrzeć go w kinie. Teraz nadarzyła się niepowtarzalna okazja, z której nie zawsze jest możliwość skorzystać z powodu niedocierania tej oferty do wielu kin, nawet studyjnych. Bywa i tak, że wiadomość o jednorazowej projekcji nie dociera do zainteresowanych odbiorców. W gąszczu bombardowania ofertą bieżącą ginie informacja o nowej cyfrowej ofercie kinowej "Potopu Redivivus". Warto się zatem temu zjawisku niedoinformowania przeciwstawić, by wartościowe dzieło kinematografii, zasługujące na miano arcydzieła dotarło do swojej widowni. Co ciekawe, rekrutuje się ona z osób starszego i średniego pokolenia, bo młodzież potrzebuje szczególnej zachęty, by skorzystać z tej oferty. Trzeba jednak zauważyć, że kiedy już się ku niej skłoni, wyraża uznanie, a zatem próbę porozumienia z młodym pokoleniem mimo jego oporu można uznać za udaną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto