Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Poznać czy zaliczyć? Czyli zwiedzanie Rotterdamu z Euromasztu

YanBi
YanBi
Oferowane przez biura podroży wycieczki zagraniczne, to często jedyny sposób, zwłaszcza dla osób niezmotoryzowanych, poznania ciekawych miejsc w kraju i poza jego granicami. Czy na pewno poznania?

Pomimo tego, że czasy komuny mamy szczęśliwie za sobą, paszporty leżą w szufladzie, a nawet nie są już konieczne w podróżach do bliskich nam państw Unii Europejskiej, w organizacji wycieczek nadal obecny jest duch siermiężnej przeszłości.

Niby jesteśmy obywatelami Europy, mamy taki czy inny kapitalizm, ale nasza turystyka zorganizowana nadal jest spartańska, chwilami męcząca (całodzienne zwiedzanie po nocy spędzonej w autobusie) i, co tu ukrywać, chyba bardziej dedykowana snobom, którzy chcą się pochwalić znajomym, gdzie to oni nie byli - tu wymieniając dziesiątki nazw miejsc i obiektów, jakie program zawierał, niż osobom autentycznie zainteresowanym poznaniem obcego kraju, posmakowaniem jego kultury i obyczajów.

A już zupełnym nieporozumieniem jest programowe "zwiedzanie" podczas jazdy autokarem, kiedy widoczność ograniczona jest do fragmentu, dostępnej w pobliżu fotela, szyby.

Ale podobno takie są oczekiwania klientów biur podroży. Taką refleksją podzieliła się ze mną
Pani Maria, Guide Touristique, mieszkająca sporo lat w Belgii, niezwykle kompetentna, elokwentna i przepełniona pasją opowiadania przewodniczka. Niestety, nie było mi dane wysłuchać wszystkich jej opowieści, gdyż wlokłam się na końcu grupy, próbując, pomimo tempa przemarszu, uszczknąć i na kartach pamięci utrwalić jakieś ładne widoczki, ciekawe detale, zaskakujące scenki uliczne.

Moje "focenie" przyprawiało zapewne o ból głowy Panią Agatę (w tym miejscu, przepraszam i dziękuję za wyrozumiałość) - pilota reprezentującego organizatora, Biuro Turystyczne Intour, która bacznie pilnowała, żeby nikt się w zatłoczonych miastach nie pogubił. Cierpliwie oglądała się za mną, nie używając zbyt mocnych słów, żeby mnie zdyscyplinować. (I to chyba tylko przez wewnętrzną solidarność miłośników fotografowania).

Dzięki swojej determinacji przywiozłam sporo zdjęć z miejsc, którym teraz się spokojnie przyglądam. I już wiem, że będę szukała okazji, żeby powrócić na dłużej do niektórych miast. Na przykład taki Rotterdam. Największy port w Europie, który rozciąga się na długości 40 km, malowniczo położony w delcie Renu i Mozy, połączony z Morzem Północnym kanałem Nieuwe Waterweg o długości 30 km.

Miasto oszałamia swoją rozległością, nowoczesną zabudową i błękitną pajęczynką dróg wodnych, po których przemieszczają się duże okręty i małe stateczki. Taki panoramiczny widok jest dostępny z wieży Euromasztu. Podziwiać krajobraz można zarówno z otwartego tarasu, jak i z oszklonego i wirującego pomieszczenia na szczycie, w którym turyści siedzą na ławeczkach, a przed ich oczami przesuwają się obrazy miasta XXI wieku.To, co zobaczyłam utrwaliłam na zdjęciach i krótkim filmiku.

Prawda, że warto tam wrócić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo

Materiał oryginalny: Poznać czy zaliczyć? Czyli zwiedzanie Rotterdamu z Euromasztu - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto