Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prawda ukryta w zarzutach. Raz jeszcze w sprawie Katarzynie W.

Janusz Bartkiewicz
Janusz Bartkiewicz
W24
Katarzyna W. usłyszała kolejne zarzuty, w tym jeden wydający się kuriozalnym, ale tylko na pierwszy rzut oka. Po bardziej szczegółowej analizie odkrywa przerażającą prawdę, o której nieoficjalnie mówi się od dawna. Jak długo jeszcze?

29 marca katowicka prokuratura przedstawiła Katarzynie W. kolejne dwa zarzuty dotyczące zawiadomienia organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie oraz tworzenia fałszywych dowodów. Sprawa popełnienia tego rodzaju przestępstw wydaje się oczywista już od pierwszego dnia, kiedy Katarzyna W. przyznała się do tego, że dziecko nie zostało porwane. Dlaczego więc prokuratura potrzebowała tak długiego czasu, organizowania konferencji prasowych i wielu innych medialnych wystąpień w tej sprawie, aby tak oczywisty zarzut postawić?

Prokuratura tłumaczy się, że śledczy musieli przede wszystkim uzupełnić materiał dowodowy i umorzyć śledztwo w sprawie porwania dziecka. Zrobili to dopiero kilka dni temu i dopiero teraz wezwali Katarzynę W. na kolejne przesłuchanie w charakterze podejrzanej. Dla kogoś nieposiadającego większej wiedzy z zakresu funkcjonowania organów ścigania, jak i obowiązujących w tym zakresie procedur, wytłumaczenie to zdawać się może logicznym i niebudzącym wątpliwości. Jednak każdy, kto nawet przez krótki czas miał okazję zapoznać się z tzw. kuchnią procesową wie, że takie argumenty zdają się wręcz śmiesznymi.

Dla przedstawienia zarzutu zawiadomienia organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie niezbędne są dwie przesłanki, a mianowicie ustalenie, że do przestępstwa nie doszło i ustalenie sprawcy zawiadomienia. Przesłanki te spełnione zostały w dniu, w którym Katarzyna W. przesłuchana w trybie procesowym, złożyła zeznania (wyjaśnienia), z których wynikał faktyczny przebieg zdarzenia i w momencie, gdy przesłuchujący prokurator uświadomił sobie jeden, ale podstawowy fakt. A mianowicie, że jeżeli dziecko zginęło w wyniku zdarzeń nie będących porwaniem, to znaczy, że zgłoszenie dotyczyło zdarzenia, które faktycznie nie miało miejsca. I już w tym monnecie prokurator winien Katarzynie W. taki zarzut postawić.

Dowodem na popełnienie tego rodzaju przestępstwa jest tylko i wyłącznie treść zeznań Katarzyny W. i w zasadzie wszelkie inne dowody (przesłuchania świadków, wyniki badań patomorfologicznych i inne) powinno się już zbierać w ramach prowadzonych czynności wszczętych na podstawie zarzutu. Umorzenie śledztwa w sprawie porwania powinno nastąpić już w momencie przyznania się do składania fałszywych zeznań w tej sprawie. Żadna zwłoka nie jest tu niczym usprawiedliwiona, chyba, że prowadzona była jakaś szczególna gra. Tylko, że jakiekolwiek gry kryminologiczne i kryminalistyczne są domeną policji i prokuratura nie ma prawa ich inicjować, ani też w nich uczestniczyć. Są one elementem tzw. działań operacyjnych przynależnych tylko policji i innym służbom specjalnym. Jaką grę prowadziła zatem prokuratura może wyjaśnić tylko ona sama.

Jednakże ważniejsze pytania rodzi drugi z zarzutów, jaki został postawiony Katarzynie W., a mianowicie "podejmowania zabiegów i tworzenia fałszywych dowodów w celu skierowania postępowania karnego przeciwko osobie, która rzekomo miała brać udział w uprowadzeniu dziewczynki".

Należy zatem zastanowić się w pierwszej kolejności, cóż ten zarzut w istocie zawiera i jakie może mieć konsekwencje.

W kodeksie karnym istnieją dwa artykuły, które w tej sprawie mogłyby mieć zastosowanie. Jest to art. 234, stanowiący o odpowiedzialności za fałszywe oskarżanie INNEJ OSOBY o popełnienie czynów zabronionych i art. 235, z którego wynika, że karalne jest tworzenie fałszywych dowodów lub podejmowanie innych podstępnych zabiegów, aby spowodować przeciwko OKREŚLONEJ OSOBIE ściganie za przestępstwo, którego w istocie nie popełniła.

Konia z rzędem temu, kto w tych przepisach odnajdzie sytuację, w jakiej znalazła się Katarzyna W., kiedy poinformowała organy ścigania, że dziecko zostało porwane.
Obydwa te przepisy w sposób nie budzący jakichkolwiek wątpliwości wyraźnie mówią, że chodzi o OKREŚLONE OSOBY, a wiec osoby znane z imienia i nazwiska lub których tożsamość wskazywanej przez sprawcę osoby nie budzi wątpliwości.

Katarzyna W. nie wskazywała żadnej konkretnej osoby, która porwania miałaby dokonać. Nie wskazywała żadnej konkretnej osoby, którą o porwanie podejrzewała. Ona podała jedynie bardzo ogólnikowy opis mężczyzny, który rzekomo przez jakiś czas szedł za nią. Ona nawet nie twierdziła, że to ten mężczyzna ją zaatakował. Zachodzi więc pytanie, w jaki sposób jej zeznania mogłyby kierować podejrzenia przeciwko jakiejś konkretnej osobie, która rzekomo brała udział w uprowadzeniu dziecka? I to właśnie pytanie zapala we mnie czerwone lampki alarmowe. Dlaczego?

Gdy się je dokładnie przeanalizuje, to stanie się oczywiste, że katowicka prokuratura nie wyklucza, iż byłoby możliwe ustalenie, zatrzymanie oraz postawienie zarzutu porwania, bądź brania udziału w porwaniu dziecka, osobie, która nie miała z tym nic wspólnego, bo takiego zdarzenia w ogóle by nie było. Inaczej mówiąc, katowiccy prokuratorzy sygnalizują, że oskarżenie niewinnych ludzi jest w ich wykonaniu możliwe.
Rzecz w tym, że odpowiedzialnością za ewentualne odnalezienie takiego
"sprawcy" porwania obciążają oni Katarzynę W., bo to przecież ona o porwaniu mówiła. Tak sformułowany zarzut obnaża pewne moralnie i prawnie wątpliwe reguły postępowania prokuratury, dzięki którym mogła ona stawiać zarzuty śp.
Barbarze Blidzie, prof. Widackiemu, R. Klusce, czy gen. J. Podgórskiemu,
nie mówiąc już o dziesiątkach (a może setkach) innych niewinnych ludzi, wobec których stosowano sławetne areszty wydobywcze, by kolejnych podejrzanych (w gruncie rzeczy niewinnych) aresztować. Zgroza.

Katarzynę W. można by tak sformułowanym zarzutem objąć w sytuacji, gdyby dzielni prokuratorzy owego mitycznego osobnika jednak odnaleźli i zapytali się jej czy go rozpoznaje, a ona potwierdziłaby, że to ten mężczyzna. Jednakże do takiej sytuacji nie doszło i to nie dzięki wnikliwości organów ścigania, tylko w wyniku tego, że sama się ona do fałszywych zeznań przyznała. Polskie prawo karne, a konkretnie kodeks postępowania karnego stanowi (art. 2. § 1), że jego przepisy mają na celu takie ukształtowanie postępowania karnego, aby sprawca przestępstwa został wykryty i pociągnięty do odpowiedzialności karnej, a osoba niewinna nie poniosła tej odpowiedzialności. A więc rzetelna praca organów ścigania nie powinna doprowadzić do sytuacji, że oto zatrzymują one osobę, którą o porwanie podejrzewają, bo jeżeli porwania nie było, to i do takiej sytuacji dojść nie powinno. A jak doszło, to raczej z winy samych organów.
I na zakończenia jeszcze jedna sprawa. Otóż zastanawiam się, jak sąd potraktuje treść drugiego zarzutu (co do pierwszego, to nie podlega on
żadnym wątpliwościom) w sytuacji gdy przepisy kodeksu karnego stanowią, że odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto popełnia czyn zabroniony pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia, w sytuacji, gdy Katarzyna W. żadnej konkretnej osoby nie wskazała, a wiec czynu zabronionego de facto nie było. A nawet
zakładając, że można jej pierwsze zeznania uznać za usiłowanie, to art. 15 k.k. nie pozostawia żadnej wątpliwości, że nie podlega karze za usiłowanie, kto dobrowolnie odstąpił od dokonania lub zapobiegł skutkowi stanowiącemu znamię czynu zabronionego. A przecież
Katarzyna W. od pierwszej wersji zeznania odstąpiła dobrowolnie i zapobiegła skutkowi przestępczemu, który mógł ewentualnie dopiero zaistnieć.

W jednym z licznych wystąpień poseł R. Kalisz, który jest przecież znamienitym prawnikiem, podniósł przypuszczenie, że sławetna (przedostatnia) konferencja prasowa katowickiej prokuratury może sugerować, że prowadzi ona szczególną grę. Zakładał, że być może chodzi o stworzenie dogodnej sytuacji, aby zgłosił się jakiś świadek, któremu można by nadać status świadka koronnego, a którego zeznania mogłyby pogrążyć nie tylko sama Katarzynę W., ale i innych członków jej bliższej i dalszej rodziny. Mając w pamięci nie tak odległe "wyczyny" katowickiej prokuratury (czasy ministra Ziobry) jestem skłonny pod przypuszczeniem R. Kalisza się podpisać. Wszak, jako przewodniczący komisji śledczej badającej okoliczności śmierci Barbary Blidy i przewodniczy sejmowej komisji bezpieczeństwa, wie zapewne więcej niż mógłby i chciałby powiedzieć.

Znajdź nas na Google+

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Prawda ukryta w zarzutach. Raz jeszcze w sprawie Katarzynie W. - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto