Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Premier nie Kargul

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Z ogromną uwagą śledziłam wczorajsze, zmieniające się jak w kalejdoskopie doniesienia na temat mającego się odbyć spotkania premiera z reprezentantami stoczniowej Solidarności..

Cała sprawa właściwie zaczęła się o wiele wcześniej: w dniach, kiedy związkowcy okupowali biura poselskie, żądając każdorazowo rozmów z premierem, który powinien na dobra sprawę jeździć po kraju, i ad hoc odbywać rozmowy z każdą lokalną grupą związkowych bojowników.

Stanęło na tym, że premier spotka się z przedstawicielami wierchuszki związków zawodowych stoczni, uzgodniono miejsce, czas i warunki spotkania. Ostatecznie premier nie jest facetem, który spod budki z piwem może skoczyć w dowolnej chwili tam, gdzie na niego kiwną palcem.

W miarę prac organizacyjnych zaczęły się schody, czyli wyszukiwanie niepoważnych pretekstów, aby do spotkania nie doszło. W ostatniej chwili wytworny pan Śniadek, w przeciwieństwie do krzykliwego osobnika, któremu pozostawiono rzecz całą - ręce umył i udał się na "inne spotkania".

Robociarsko-związkowa brać postanowiła zorganizować spotkanie na swój sposób, czyli metodą "Kargul, stawaj u płota". Infantylne demonstrowanie twardego krzesła dla premiera było gestem równie żałosnym, co usadzenie pod namiotem wychudłego starca w sutannie, sprawiającego wrażenie, że nie bardzo kontaktuje, o co biega.

Jednym z pretekstów do takiego postawienia sprawy było zaproszenie przez stronę rządową przedstawicieli innych, małych związków zawodowych. Jeżeli dla Solidarności te małe związki nic nie znaczą, a ich członkowie nie zasługują na uwagę - czemuż ich obecność stała się kamieniem obrazy? I kto tu niesprawiedliwie ludzi traktuje?

Konkluzja podobna padła zresztą z trakcie rozmowy z ust premiera: nie tylko stocznia jest w trudnej sytuacji i nie tylko stoczniowcom należy się uwaga rządu. Istnieje jeszcze cała reszta kraju, gdzie wiele zakładów pracy wymaga wsparcia, a wielu ludzi - pomocy i osłony.

Obserwacja grupy robotników/związkowców zgromadzonych pod namiotem i wypowiedź, a raczej wrzaski wodzireja całej hecy dały pełen obraz "dobrej woli" do dyskusji ze strony tych ludzi. Wykrzykiwanie pod adresem premiera "kłamca", było jedynym argumentem jakim dysponował przywódca grupy pod stocznią.

I chyba tylko o to chodziło, aby mając okazję - upokorzyć premiera. Nie udało się. Powiewanie dokumentem, który już dawno był przedmiotem obrad między rządem a związkami zawodowymi, oraz potrząsanie bezwładną ręką prałata Jankowskiego unaoczniło wyraźnie, że jakakolwiek rzeczowa dyskusja ze strony zgromadzonych pod brama stoczni ludzi, nie była ich celem.

Nie leżała też chyba w ich możliwościach, bo najlepiej ci ludzie czują się w atmosferze awantury i krzyków. W przeciwieństwie do szanownej pani prof. Staniszkis, która komentowała na gorąco całość wydarzeń - z całym szacunkiem dla osoby z areopagu umysłowego naszego kraju uważam, że z całej hecy zwycięsko wyszedł Donald Tusk, a jego postawa jest dowodem konsekwencji i szacunku dla urzędu, który sprawuje.

Nie stał się "premierem na gwizdek" a to, co zdążył w trakcie spotkania publicznie wyjaśnić, przemawia mi całkowicie do przekonania. Podejrzewam, że nie tylko mnie, bo - panowie stoczniowcy - Polska to nie tylko Wy, to także my.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto