Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prokuratura kontra Amber Gold - nadmuchany balon czy sukces?

Janusz Bartkiewicz
Janusz Bartkiewicz
Wejście agentów ABW do pomieszczeń właścicieli firmy Amber Gold może okazać się totalną porażką III RP, bo to państwo stworzyło dla Amber Gold możliwości działania. I nie wiadomo, czy teraz działa zgodnie z prawem, chcąc poprawić swój image.

Od rana wszystkie możliwe media informują, że agenci ABW, realizując polecenie gdańskiej prokuratury, weszli do mieszkania państwa Plichtów (i innych obiektów, będących ich własnością lub w ich dyspozycji) w celu zabezpieczenia dowodów, mających potwierdzić popełnienie przestępstwa. Tylko jeszcze nie wiadomo przez kogo, bo postępowanie prowadzone jest w sprawie i nikomu prokuratura zarzutu jeszcze nie postawiła. I nie wiadomo czy będzie w stanie w ogóle zarzuty jakieś postawić.

Z informacji podanej przez rzecznika gdańskiej prokuratury wynika, że podejrzewa ona możliwość popełnienia (przez nieznane z nazwiska osoby) następujących czynów zabronionych:

1. prowadzenie działalności bankowej bez zezwolenia
2. doprowadzenia innych osób do niekorzystnego rozporządzenia własnym mieniem
3. wprowadzanie do obrotu środków finansowych niewiadomego pochodzenia czyli mówiąc krótko, pranie brudnych pieniędzy.

Z grubsza biorąc, wszystko wydaje się być w należytym porządku, ale po lekkim poskrobaniu tematu, pojawiają się spore wątpliwości.

O tym, że Amber Gold prowadzi działalność parabankową wiedziano od samego początku i przez 3 lata zastanawiano się, czy jest to legalne, czy też nie. Wprawdzie Komisja Nadzoru Bankowego wskazała ten parabank, jako instytucję o dużym stopniu ryzyka, ale żaden organ państwowy nie zdecydował się na zastopowanie jej działalności, która niczym nie różniła się przecież od tej, prowadzonej w roku 2012.

Ustawa Prawo bankowe w art. 171 stanowi, że odpowiedzialność karną ponosi ten, „kto bez zezwolenia prowadzi działalność polegającą na gromadzeniu środków pieniężnych innych osób fizycznych, prawnych lub jednostek organizacyjnych niemających osobowości prawnej, w celu udzielania kredytów, pożyczek pieniężnych lub obciążania ryzykiem tych środków w inny sposób, albo kto, prowadząc działalność zarobkową wbrew warunkom określonym w ustawie, używa w nazwie jednostki organizacyjnej niebędącej bankiem lub do określenia jej działalności lub reklamy wyrazów "bank" lub "kasa".

Jeżeli zatem pierwsze z w/w podejrzeń dotyczy naruszenia art. 171 prawa bankowego, to dlaczego organa ścigania zwlekały tak długo, w sytuacji kiedy działalność Amber Gold była działalnością jawną? A jak w świetle takich podejrzeń wygląda działalność instytucji parabankowej o nazwie Provident, czy też innych rożnego rodzaju kas oferujących kredyty bez „sprawdzania w Biurze Informacji Kredytowej”? Jeżeli agenci ABW weszli do pomieszczeń będących własnością p. Plichtów, w celu zabezpieczenia dokumentów i dowodów mogących potwierdzić fakt prowadzenia działań niezgodnych z prawem, to dlaczego organy ścigania nie zabezpieczają również, w takim samym celu procesowym, dokumentów i dowodów tychże parabanków?

Pytanie na razie retoryczne.

Działalność Amber Gold była działalnością jawną, szeroko w mediach (i nie tylko) reklamowaną, ale nikt nikogo nie zmuszał do wchodzenia w jakikolwiek kontakt z tą instytucją i zawierania z nią umów o charakterze cywilnoprawnym. W polskim systemie prawnym obowiązuje swoboda zawierania umów i każdy, kto zawiera z kimś umowę, czyni to na własny rachunek i własną odpowiedzialność. Jeżeli KNF umieściła Amber Gold na liście instytucji niepewnych, o dużym stopniu ryzyka, to tylko od ewentualnych kontrahentów zależało, czy z taką firmą warto było im wchodzić w układy finansowe. Jeżeli warunki zawarcia umowy były jawne i ogólnie dostępne, to trudno mówić, że ktoś kogoś wprowadził w błąd. A warunkiem odpowiedzialności z art. 286 k.k. jest wprowadzenie kontrahenta w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania.

Firma Amber Gold to typowy przykład działania tzw. piramidy finansowej,
która opiera się na tym, że kolejni kontrahenci finansują zyski tych wcześniejszych. Zgodnie z obowiązującym prawem taka „piramidalna firma”, jak każda inna, nie ma obowiązku informowania swoich kontrahentów o aktualnym stanie finansowym w momencie podpisywania umowy, co potwierdził w wyroku Sąd Apelacyjny w Katowicach orzekając, że „kontrahent transakcji dwustronnej nie ma obowiązku ujawniania sytuacji materialnej swojej firmy drugiej stronie kontraktu tak długo, dopóki przy zachowaniu reguł, obowiązujących w danej sferze obrotu, które znane są drugiej stronie umowy, posiada faktyczną możliwość realizacji przyjętego na siebie zobowiązania w dacie jego powstania.

W przeciwnym wypadku, gdy sytuacja majątkowa podmiotu będącego stroną umowy, jest trudna, zwłaszcza gdy istnieją podstawy do twierdzenia, iż nie posiada on płynności finansowej, niepoinformowanie kontrahenta o tej sytuacji stanowi zatajenie informacji o faktycznej sytuacji finansowej i prowadzi do powstania błędnego wyobrażenia drugiej strony umowy o możliwościach finansowych (wyrok SA w Katowicach z dn. 20.04.2000 r., II Aka 71/0).

A więc Amber Gold nie miał obowiązku informowania klientów (w chwili podpisywania umowy) o swoim stanie finansów i mechanizmie ich powstawania (system piramidy finansowej), natomiast miał obowiązek poinformować o zaistniałym stanie niewypłacalności, co też przecież uczynił. Gdzie zatem szukać w tej sprawie przesłanek oszustwa w rozumieniu karnym i cywilnym? Owszem, w języku potocznym takie działanie nazwać można śmiało
nazwać działaniem oszukańczym, ale organa ścigania nie mogą posługiwać się potocznym rozumieniem czynu. Instytucje te obowiązuje posługiwanie się logiką prawną, a nie logiką tzw. ulicy.
I ostatnia sprawa.

Agenci ABW weszli do wszystkich pomieszczeń, będących własnością lub znajdujących się w dyspozycji p. Plichtów, aby dokonać ich przeszukań, w celu ujawnienia i zabezpieczenia dowodów. Jednakże rzecz w tym, że zgodnie z polską procedurą karną (art. 219 k.p.k.) przeszukania pomieszczeń w celu znalezienia rzeczy mogących stanowić dowód w sprawie można dokonać tylko wtedy, jeżeli istnieją uzasadnione podstawy do przypuszczenia, że wymienione rzeczy się tam znajdują.

W tej konkretnej sprawie nikomu jeszcze nie postawiono zarzutów popełnienia przestępstwa, a więc nie wiadomo jeszcze, czy do jego popełnienia w ogóle doszło. Na jakiej zatem podstawie prokuratura zarządziła przeszukanie pomieszczeń, i dowodów jakich przestępstw agenci poszukują?

Nie są to pytania błahe, bo opierając się na tym przykładzie można zakładać, że prokuratura ma prawo zarządzić przeszukanie pomieszczeń dowolnego człowieka w każdym postępowaniu prowadzonym w tzw. sprawie. A moim zdaniem jest to brutalne i rażące naruszenie praw obywatelskich wyrażonych w art. 50 Konstytucji RP (zasada nienaruszalności mieszkania), których nikt nie ma prawa naruszać bez konkretnej przesłanki prawnej i faktycznej.

Podstawową przesłankę przeszukania stanowi istnienie uzasadnionych podstaw do przypuszczenia, że określone rzeczy znajdują się w miejscu dokonywania tej czynności. Nadużyciem procesowym jest zatem dokonanie przeszukania w sytuacji, gdy organ procesowy nie posiada informacji, że w określonym miejscu mogą znajdować się poszukiwane rzeczy. A z informacji rzecznika prasowego ABW i prokuratury gdańskiej wynika, że oni jeszcze żadnych dowodów nie posiadają i dopiero ich szukają. Tymczasem jedyną i prawną podstawą przeszukania, to uzyskana w toku procesu i udokumentowana zgodnie z regułami procesowymi, informacja o miejscu znajdowania się określonych
dowodów, a więc to z zebranych dowodów musi wynikać, gdzie poszukiwany dowód może się znajdować, a nie na odwrót.

I nie może to być wiadomość zdobyta w ramach czynności operacyjno-rozpoznawczych, albowiem czynności takie nie mogą być traktowane jako czynności procesowe. A w tym konkretnym przypadku agenci ABW dokonują przeszukań po to, aby jakiekolwiek dowody odnaleźć, na podstawie których prokuratura mogłaby dopiero postawić zarzut określonym osobom. Chyba jest to postawienie sprawy na głowie, co w polskiej rzeczywistości nie wydaje się być zdarzeniem odosobnionym.

Cała ta sprawa ma bardzo dziwny posmak, ale chyba najbardziej prawdopodobne może być podejrzenie, że działania firmy Amber Gold były z góry bardzo dokładnie zaplanowane, na co wskazują różne informacje prasowe, z których wynika, że jeżeli dziennie około 300 osób zrywa z Amber umowy, to po dwóch miesiącach cały ten interes musi zostać zamknięty. Ale rzecz w tym, że Amber na każdym takim zerwaniu umowy zarabia na czysto od 30 proc. do 37 proc. powierzonego mu kapitału, co zmusza do zastanowienia się nad pytaniem, kto na tej aferze faktycznie zarobi i jaki był prawdziwy
cel tego zamierzenia? I zdaje się, że w tym kierunku winne iść działania organów ścigania, bez wyszukiwania mocno nadmuchanych podejrzeń.

Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto