Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przełęcz Atsunta, czyli na sukces trzeba zapracować

Michał Wójtowicz
Michał Wójtowicz
Na przełęczy
Na przełęczy Radosław Prześlica
Najpierw z trudem posuwam się po pionowej, pozbawionej ścieżki górze, po chwili ślizgam się po topniejącym śniegu, a następnie walczę z silnym prądem w lodowatej rzece, by w końcu wspiąć się na liczącą 3431 metry przełęcz.

Dzień zaczyna się od spotkania z patrolem pograniczników, którzy spisują nasze paszporty i sprawdzają pozwolenie na wyprawę. Mężczyźni są uprzejmi i uśmiechnięci, pozwalają nawet zrobić sobie zdjęcie. Po rosyjskiej stronie granicy, a kilka lat temu najprawdopodobniej również tutaj takie spotkanie skończyłoby się dla nas koniecznością zapłacenia łapówki za pozwolenia na dalszy marsz. W Gruzji skorumpowani policjanci byli prawdziwą plagą (w Rosji są nadal), potrafili zatrzymać niewinnego przechodnia i jak pospolici bandyci zażądać pieniędzy. Wszystko zmieniło się wraz z dojściem do władzy obecnego prezydenta Michaiła Saakaszwilego, który wprowadził i egzekwował drakońskie kary za branie łapówkarstwo i jak powiedziała jedna Gruzinka ,,obecnie żaden policjant ani urzędnik nie weźmie ani kopiejki łapówki”.

Pogranicznicy dają nam wskazówki na temat trasy i ruszamy w drogę. Zgodnie z ich radą schodzimy z góry i maszerujemy wzdłuż rzeki. Spoglądamy na mapę, ale nie wiemy, czy nie przegapiliśmy przejścia na drugą stronę nurtu. Niepewnie poruszamy się naprzód do czasu aż na drodze pojawia się przeszkoda.

Ślizgawka po śniegu

Nasza ścieżka kończy się na lekko pochyłej górze. U jej podnóża zebrała się warstwa śniegu, który pomimo panujących latem upałów jeszcze do końca nie stopniał. Radek pierwszy próbuje pokonać przeszkodę, ale na nie udaje mu się znaleźć oparcia dla stóp i o mało co nie zjeżdża kilka metrów w dół, prosto w lepki śnieg. Przychodzi moja kolej. Staram się trafić stopami w miejsca wyżłobione przez kolegów, ale z dwudziestokilowym plecakiem na plecach przychodzi mi to z wielkim trudem. W końcu pokonuję górę i wychodzę na płaską jak stół warstwę śniegu. Jeden zbyt gwałtowny krok na śliskiej powierzchni i przewracam się z całym dobytkiem na plecy.

Idziemy wzdłuż górskiej rzeki i trafiamy do punktu, w którym należy się przez nią przeprawić. Niestety nie ma tu żadnego mostu, więc musimy przejść przez szeroki na 5 metrów nurt. Żeby nie zamoczyć spodni wkładam je do plecaka, a paszport, pieniądze, aparat fotograficzny i komórkę na wszelki wypadek umieszczam w nieprzemakalnym pudełku. Koledzy przeprawiają się na drugą stronę, a ja czekam na swoją kolej. Biorę kij, którym będę badał dno rzeki i wchodzę do lodowatej wody. Ostrożnie kroczę po kamienistym korycie i w końcu dochodzę do połowy drogi. W tym miejscu prąd jest tak silny, że w każdej chwili mogę się przewrócić. Utrzymaniu równowagi nie pomaga ciężki plecak. Robię krok do przodu, ale prąd podcina mi nogę i czuję, że za chwilę wyląduję w lodowatej wodzie. Na szczęście Wojtek podbiega do brzegu, więc podaję mu kij, łapię równowagę i wychodzę na brzeg.

Smak sukcesu

Mamy już dość wrażeń na ten dzień, ale ponieważ do zachodu słońca zostało trochę czasu, więc postanawiamy przejść jeszcze część trasy. Mimo że szlak biegnie bardzo stromo pod górę to po kilku dniach marszu mamy taką wprawę, że szybkim tempem pokonujemy kilkaset metrów i dochodzimy do polany, na której rozbił się pasterz. Pytamy się go, czy możemy w tym miejscu rozłożyć nasze namioty, a ten wyraża zgodę.

Z ulgą zrzucam ciężki plecak i spoglądam na skaliste zbocza liczącej 3431 metry przełęczy, na którą mamy się jutro wspiąć. Ale jestem teraz zbyt wyczerpany, by teraz o tym myśleć. Zamiast tego chowam się do namiotu i zapadam w kamienny sen.

Rano mobilizujemy się przed zdobyciem najwyższego punktu na naszej trasie. Po pokonaniu kolejnych metrów znika trawa, a droga zamienia się w wysypaną kamieniami okrężną ścieżkę.
W końcu wdrapujemy się na przełęcz. Udało się! Po jeden stronie rozpościerają się szczyty Tuszetii, z której właśnie przyszliśmy. Z drugiej strony widać góry Czewruszetii, do której zmierzamy. Ale do Szatili, gdzie zaczyna się cywilizacja i kończy nasza trasa jeszcze daleka droga.

Czwarta część relacji zostanie opublikowana za tydzień.

od 7 lat
Wideo

Burze nad całą Polską

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto