Wycieczki turystyczne Waldemara Pawlaka po "obiektach" politycznych opozycji w ostatnich dniach miały na celu budowanie przyczółków dla ewentualnej nowej koalicji z udziałem PSL, na wypadek wypadu z gry, po udanym konstruktywnym wotum nieufności dla rządu Platformy, zgłoszonym przez PiS. Zawiódł się spotkaniem z szefem ludowców Janusz Palikot, który stracił nie tylko poparcie społeczne, ale i znany wcześniej impet w działaniu i głoszeniu najdziwniejszych haseł. Nie miał życzenia na spotkanie z Pawlakiem szef SLD, Leszek Miller. Tym gestem Leszek Miller puścił oko do Donalda Tuska. "Jestem do wzięcia" - zdaje się mówić - pisze "Gazeta Wyborcza".
Podobny gest z perskim okiem, ocieplający stosunki z Platformą, uczynił Sojusz Lewicy Demokratycznej podczas ostatniej debaty sejmowej o Smoleńsku. Także po tym, kiedy się okazało, że doszło do zamiany ciał w trumnach - nie skorzystał z okazji, aby razem z PiS "spałować" premiera Tuska.
Politycy wszystkich opcji, oczywiście opozycyjnych, ale też koalicyjnych ludowców, tak jakby szykowali się do nowego rozdania kart. Choć wszystkie strony podkreślają, że koalicja PO-PSL jest najlepsza dla obu tych partii (i w ogóle dla Polski) - mają przecież inne elektoraty, nie wchodzą sobie w paradę - to jednak dwulicowy PSL ociepla już stosunki z PiS i coś cichaczem, knuje, a Sojusz Lewicy Demokratycznej wyraźnie próbuje, co przyprawia o palpitacje serca Palikota, przypodobać się Platformie.
Spotkanie prezesa Pawlaka z prezesem PiS Kaczyńskim, było głównie wyrazem frustracji szefa PSL. W listopadzie, ludowcy wybiorą sobie na kolejną kadencję prezesa PSL, a Waldemar Pawlak liczy i zabiega o reelekcję. Jednak niechętni mu politycy wewnątrz partii, jak na przykład Janusz Piechociński, mogą zarzucić mu zbytnią uległość wobec Platformy i małą skuteczność polityczną. Rządowe pomysły ludowców blokuje skutecznie, broniący publicznych pieniędzy, minister finansów Jacek Rostowski.
Ludowcy boją się również, bo stracą część poparcia, że w zapowiadanym na jutro drugim exposé, premier Donald Tusk wróci do kwestii opodatkowania bogatych rolników i reformy KRUS. Na wszelki wypadek rozdygotany z nerwów Waldemar Pawlak stara się pokazać, że może stanąć okoniem i np. spróbować przeprowadzić z opozycją - wbrew Platformie - jakieś ustawy przez Sejm – czytamy w wyborczej.pl.
Na fali kipiących palenisk politycznej kuchni spotkanie prezesa Pawlaka z prezesem Kaczyńskim daje sygnały, że "idzie nowe". Tym, którzy mówią, że ludowcy z PiS, robią dziś powtórkę z przeszłości – trzeba powiedzieć: nie macie racji. Nie macie racji, bo nie jest prawdą, że ludowcy mogli już raz zrobić koalicję z PiS, w 2006 roku. Nie mogli, gdyż nie tylko nie skorzystali z tej oferty, ale też PiS i PSL nie miały wtedy wymaganej sejmowej większości.
Teraz zaś prezes Pawlak pomaga prezesowi Kaczyńskiemu przekonać wyborców, że PiS ma zdolność koalicyjną, kandydatów na ministrów, program dla Polski i mogłoby rządzić razem z PSL. A premierem, w razie czego, może być Waldemar Pawlak, doświadczony w tej roli z poprzednich dwóch epizodów w minionych latach.
W środowisku SLD nie mają wątpliwości, że Waldemar Pawlak gra na dwóch skrzypcach i zaczyna się orientować na PiS. Nie ukrywa swoich opinii na ten temat szef SLD. "Z powodów zasadniczych i osobistych, nie toleruję polityków, którzy chcą być jednocześnie w rządzie i w opozycji" – powiedział do mikrofonów z przekąsem Leszek Miller, komentując swoją odmowę spotkania z przywódcą ludowców, Pawlakiem.
Najwyraźniej Leszek Miller, jako były premier, ma do dziś traumę po koalicji z PSL, z lat 2001-2003. Ludowcy głosowali wtedy przeciwko ustawom własnego rządu, w tym przeciwko słynnym winietom. Dzisiaj spotkaniami z opozycją Waldemar Pawlak sygnalizuje, że może wejść w "stare buty" koalicjanta z byle kim, byleby być na wierzchu władzy w kraju.
Zdaniem polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Leszek Miller jest pamiętliwy, toteż chciałby, żeby PSL "zakończył swój żywot", ma za złe premierowi Tuskowi, że po wyborach w 2007 roku "podał rękę ludowcom", podciągnął ich wynik, mówiąc o nich jako o przyszłym koalicjancie. Dlatego dziś Leszek Miller puszcza sygnały, że chętnie zastąpi Pawlaka u boku Donalda Tuska.
Dla takiej koalicji wcale nie są przeszkodą różnice programowe, a tym bardziej światopoglądowe. Wprawdzie SLD domagało się, w swoim czasie, uwzględniania stażu pracy, przy przechodzeniu na emeryturę, było też za podatkiem bankowym i podniesieniem płacy minimalnej, ale według polityków Sojuszu Lewicy, obie partie – PO i SLD - są w stanie, mimo wszystko, się dogadać.
Problem może być gdzie indziej - chodzi bowiem o wewnętrzną sytuację w samej Platformie. Przez niektórych polityków PO - koalicja z SLD mogłaby być wykorzystana przeciwko Donaldowi Tuskowi, zwłaszcza przez niechętne mu frakcje: zwolenników centrysty Grzegorza Schetyny i konserwatystów Jarosława Gowina i Jacka Rostowskiego. Dlatego w tej kadencji takiej koalicji raczej nie będzie. Ale, dlaczego nie obłaskawiać Platformy, nie budować mostów między obiema partiami? W polityce, jak w miłości się liczy, ruch ochotniczy – powiedziałby znany satyryk.
Stanisław Cybruch
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?