Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przetasowania na arenie politycznej. Co chodzi po głowie Millerowi?

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Pisarz Lew Tołstoj powiedział ongiś, iż nie ma większego oszołomienia nad to, które daje władza. Kierując się narkotykiem władzy, dwaj politycy, płynący na chybotliwej desce politycznej, budują pozycje do skoku na lepszą tratwę.

Wycieczki turystyczne Waldemara Pawlaka po "obiektach" politycznych opozycji w ostatnich dniach miały na celu budowanie przyczółków dla ewentualnej nowej koalicji z udziałem PSL, na wypadek wypadu z gry, po udanym konstruktywnym wotum nieufności dla rządu Platformy, zgłoszonym przez PiS. Zawiódł się spotkaniem z szefem ludowców Janusz Palikot, który stracił nie tylko poparcie społeczne, ale i znany wcześniej impet w działaniu i głoszeniu najdziwniejszych haseł. Nie miał życzenia na spotkanie z Pawlakiem szef SLD, Leszek Miller. Tym gestem Leszek Miller puścił oko do Donalda Tuska. "Jestem do wzięcia" - zdaje się mówić - pisze "Gazeta Wyborcza".

Podobny gest z perskim okiem, ocieplający stosunki z Platformą, uczynił Sojusz Lewicy Demokratycznej podczas ostatniej debaty sejmowej o Smoleńsku. Także po tym, kiedy się okazało, że doszło do zamiany ciał w trumnach - nie skorzystał z okazji, aby razem z PiS "spałować" premiera Tuska.

Politycy wszystkich opcji, oczywiście opozycyjnych, ale też koalicyjnych ludowców, tak jakby szykowali się do nowego rozdania kart. Choć wszystkie strony podkreślają, że koalicja PO-PSL jest najlepsza dla obu tych partii (i w ogóle dla Polski) - mają przecież inne elektoraty, nie wchodzą sobie w paradę - to jednak dwulicowy PSL ociepla już stosunki z PiS i coś cichaczem, knuje, a Sojusz Lewicy Demokratycznej wyraźnie próbuje, co przyprawia o palpitacje serca Palikota, przypodobać się Platformie.

Spotkanie prezesa Pawlaka z prezesem PiS Kaczyńskim, było głównie wyrazem frustracji szefa PSL. W listopadzie, ludowcy wybiorą sobie na kolejną kadencję prezesa PSL, a Waldemar Pawlak liczy i zabiega o reelekcję. Jednak niechętni mu politycy wewnątrz partii, jak na przykład Janusz Piechociński, mogą zarzucić mu zbytnią uległość wobec Platformy i małą skuteczność polityczną. Rządowe pomysły ludowców blokuje skutecznie, broniący publicznych pieniędzy, minister finansów Jacek Rostowski.

Ludowcy boją się również, bo stracą część poparcia, że w zapowiadanym na jutro drugim exposé, premier Donald Tusk wróci do kwestii opodatkowania bogatych rolników i reformy KRUS. Na wszelki wypadek rozdygotany z nerwów Waldemar Pawlak stara się pokazać, że może stanąć okoniem i np. spróbować przeprowadzić z opozycją - wbrew Platformie - jakieś ustawy przez Sejm – czytamy w wyborczej.pl.

Na fali kipiących palenisk politycznej kuchni spotkanie prezesa Pawlaka z prezesem Kaczyńskim daje sygnały, że "idzie nowe". Tym, którzy mówią, że ludowcy z PiS, robią dziś powtórkę z przeszłości – trzeba powiedzieć: nie macie racji. Nie macie racji, bo nie jest prawdą, że ludowcy mogli już raz zrobić koalicję z PiS, w 2006 roku. Nie mogli, gdyż nie tylko nie skorzystali z tej oferty, ale też PiS i PSL nie miały wtedy wymaganej sejmowej większości.

Teraz zaś prezes Pawlak pomaga prezesowi Kaczyńskiemu przekonać wyborców, że PiS ma zdolność koalicyjną, kandydatów na ministrów, program dla Polski i mogłoby rządzić razem z PSL. A premierem, w razie czego, może być Waldemar Pawlak, doświadczony w tej roli z poprzednich dwóch epizodów w minionych latach.

W środowisku SLD nie mają wątpliwości, że Waldemar Pawlak gra na dwóch skrzypcach i zaczyna się orientować na PiS. Nie ukrywa swoich opinii na ten temat szef SLD. "Z powodów zasadniczych i osobistych, nie toleruję polityków, którzy chcą być jednocześnie w rządzie i w opozycji" – powiedział do mikrofonów z przekąsem Leszek Miller, komentując swoją odmowę spotkania z przywódcą ludowców, Pawlakiem.

Najwyraźniej Leszek Miller, jako były premier, ma do dziś traumę po koalicji z PSL, z lat 2001-2003. Ludowcy głosowali wtedy przeciwko ustawom własnego rządu, w tym przeciwko słynnym winietom. Dzisiaj spotkaniami z opozycją Waldemar Pawlak sygnalizuje, że może wejść w "stare buty" koalicjanta z byle kim, byleby być na wierzchu władzy w kraju.

Zdaniem polityków Sojuszu Lewicy Demokratycznej, Leszek Miller jest pamiętliwy, toteż chciałby, żeby PSL "zakończył swój żywot", ma za złe premierowi Tuskowi, że po wyborach w 2007 roku "podał rękę ludowcom", podciągnął ich wynik, mówiąc o nich jako o przyszłym koalicjancie. Dlatego dziś Leszek Miller puszcza sygnały, że chętnie zastąpi Pawlaka u boku Donalda Tuska.

Dla takiej koalicji wcale nie są przeszkodą różnice programowe, a tym bardziej światopoglądowe. Wprawdzie SLD domagało się, w swoim czasie, uwzględniania stażu pracy, przy przechodzeniu na emeryturę, było też za podatkiem bankowym i podniesieniem płacy minimalnej, ale według polityków Sojuszu Lewicy, obie partie – PO i SLD - są w stanie, mimo wszystko, się dogadać.

Problem może być gdzie indziej - chodzi bowiem o wewnętrzną sytuację w samej Platformie. Przez niektórych polityków PO - koalicja z SLD mogłaby być wykorzystana przeciwko Donaldowi Tuskowi, zwłaszcza przez niechętne mu frakcje: zwolenników centrysty Grzegorza Schetyny i konserwatystów Jarosława Gowina i Jacka Rostowskiego. Dlatego w tej kadencji takiej koalicji raczej nie będzie. Ale, dlaczego nie obłaskawiać Platformy, nie budować mostów między obiema partiami? W polityce, jak w miłości się liczy, ruch ochotniczy – powiedziałby znany satyryk.

Stanisław Cybruch

Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto