Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Real Madryt wraca do normalności

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Wiadomości24
Sobotnie zwycięstwo nad Valencią przyjęto w Madrycie z ogromną ulgą. Real postawił pierwszy, najtrudniejszy krok na drodze do odbudowania swojej nadszarpniętej reputacji.

Przed konfrontacją z drużyną Unaia Emery’ego większość obserwatorów zadawała sobie pytanie czy i jak głęboko w świadomości piłkarzy ze stolicy Hiszpanii tkwi niemoc po meczu z Barceloną. Podopieczni Mourinho zaskakująco szybko doszli do siebie, choć swoją grą nie porwali publiczności. Głównodowodzącym sterów Realu był rzecz jasna Cristiano Ronaldo, który chcąc powetować sobie bezbarwny występ w poniedziałkowym Gran Derbi zagrał z niespotykanym (nawet dla siebie) zaangażowaniem.

Dla odszyfrowania jego roli w zespole nie potrzeba przebiegłości Juliana Assenga i portalu Wikileaks. Mourinho pozwolił swojemu rodakowi praktycznie na wszystko. Niepotrzebne strzały z dystansu, straty piłki po dryblingach, efektowne zagrania pod publiczkę przynoszące mało pożytku zespołowi - Ronaldo nie musi obawiać się reprymendy z ławki trenerskiej, bowiem któraś z jego szarż musi zakończyć się sukcesem, a w tym sezonie między dobrym występem Portugalczyka a zwycięstwem Realu można postawić znak równości. Problem zaczyna się wtedy, gdy 25-latek z Funchal ma słabszy dzień (mecze z Mallorcą lub Levante), a jego koledzy nie potrafią znaleźć sposobu na sforsowanie zasieków rywali.

Podobnie było do 73. min. meczu z Valencią. Wicemistrzowie Hiszpanii niby przeważali, ale nie potrafili tego udokumentować zdobyczą bramkową. Najpierw Realowi przyszedł z pomocą sędzia, który niezasłużenie ukarał drugą żółtą kartką Davida Albeldę, później sprawy w swoje ręce wziął laureat Złotej Piłki z 2008 roku. Po raz pierwszy pokonał strzegącego bramki gości Guaitę wykorzystując podanie Özila, a 15 minut później umieścił piłkę w siatce już po swojej solowej akcji. Dla Portugalczyka było to 16. i 17. trafienie w lidze. W klasyfikacji strzelców wyprzedza o dwie bramki Leo Messiego.

Real w sezonie 2010/2011 to drużyna, której towarzyszy ogromny głód sukcesów. W odróżnieniu od „Galacticos” z czasów Zidane’a, Figo i brazylijskiego Ronaldo składa się głównie z młodych piłkarzy (z pierwszej jedenastki tylko Ricardo Carvalho przekroczył trzydziestkę), którzy są dopiero przyszłością futbolu. Higuain, Benzema, Di Maria, Albiol, Özil, Khedira przychodzili na Santiago Bernabeu jako piłkarskie diamenty, ale jeszcze nieoszlifowane i wymagające systematycznej pracy, która ma zaprowadzić ich na wyższy szczebel piłkarskiej doskonałości. Cristiano Ronaldo i przewlekle ostatnio kontuzjowany Kaka w piłce klubowej osiągnęli już wszystko, ale perspektywa odrodzenia potęgi Realu - uznanego przecież przez FIFA za najlepszą drużynę XX wieku - była tak kusząca, że obaj zdecydowali się podjąć to wyzwanie mimo iście imperatorskich pozycji w swoich byłych klubach.

Real ma jeden poważny problem - występuje w tej samej lidze co Barcelona. Sam Mourinho podkreśla, że Katalończycy są już zespołem w pełni ukształtowanym, a jego zespół wciąż szuka najlepszych dla siebie rozwiązań. To właśnie długość okresu tych poszukiwań zdecyduje o kolejności w tabeli na koniec sezonu.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto