Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Refleksje przechery. 12/13

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Uwaga! Osoby nadwrażliwe uprasza się przed przystąpieniem do czytania o założenie bandany na jedno z posiadanych ócz, ponieważ tekst zawiera wyrazy oraz opis zachowań nieomal obscenicznych.

Sporadycznie zasłyszane wypowiedzi o wyjątkowej treści oraz egzotyczne obrazki w TV, dostrzeżone kątem oka w biegu, zapisały się trwale na moim twardym dysku, mimo chlupotu wód leczniczych, nieskutecznych prób pójścia na dno w basenie i
wespół z prądami galwanicznymi poraziły moje synapsy, powodując, iż doznałam splątania w twardy supeł wrażeń bieżących z nostalgicznym (ki diabeł?) wspomnieniem osoby, która jako jedyna po zmianie ustroju z najlepszego na jeszcze lepszy, udowodniła z wielką klasą, że nie jest wielbłądem.*

I na Jej to cześć, z mej wyprostowanej młodzieńczo pod wpływem ataku laserowego klatki piersiowej z tyłu i opiętej biusthalterem z przodu - wyrwał się pamiętny okrzyk, cytuję: „oczom nie wierzę, uszom nie słyszę!”

”Oczom nie wierzę”

Jeden z ponad 8 tysięcy osób kochających nasz portal, których awatary i zdjęcia tworzą kolorowe urozmaicenie
na pierwszej stronie, prezentuje wykadrowaną ze świętego obrazu głowę Króla Polski, który powszechnym gestem
kierowcy zajeżdżającego drogę, pokazuje, gdzie mu możemy naskoczyć. Zwróciłam uwagę na ten szczegół, bo
łapa i paluch na pierwszym planie w rozmiarach kingsajz, a osobnik kryjący się za tak skonstruowanym awatarem, wita nas również na fejsbuku słowami „pies was j****”, co precyzuje przesłanie kierowane również do takich, co kierownicy w rękach nie mieli.

Wiedziona babską ciekawością, mimo przekopywania internetu przy pomocy klawiszy, nie znalazłam nigdzie doniesienia o
doniesieniu, o popełnieniu przestępstwa obrazy uczuć. Widać naczelny łowczy zbereźników kalających uczucia religijne, niejakiego „świętego.ja” nie wyczaił i na razie procesu o obrazę obrazkiem finansować z podatków nie będziemy, ale wszystko przed nami, bo nie ma w naszym kraju takiej bzdury, która by się wydarzyć nie mogła.

Drugie dziwo zasię - przeznaczone dla zwierząt najskuteczniej udomowionych, czyli bab - obejrzałam w TV, gdzie na angielskiej licencji modnie zagłodzona dama, olśniewająca czystościom, chudościom i fachowościom (wężykiem podkreślam, wężykiem), prowadzi naukę sprzątania dla skrajnych flejtuchów, potykających się o własne nogi, niezdolnych do wydeptania ścieżki między mężem, kolekcją pudełek po spleśniałej pizzy, potomstwem, stosami rozwleczonych łachów, zapaździałymi garami i psem. Dziwnym trafem, wiele z nich ma do kamery starannie wykonany makijaż i eleganckie ubrania na figurze, co nasuwa podejrzenie że: - albo autentyczne fleje oblicza swego do kamery nie wsadzą nawet za opłatą, (w co śmiem wątpić, znając występy niektórych amatorek telewizji u Ewy Drzyzgi) - albo wzorcowy burdel w chałupie robi kilku scenarzystów, bo jeden nie wydoli przytaszczyć takich ilości badziewia.

Pomijając jednak tajemnice kuchni telewizyjnej (nie mylić z przenośnym grillem i specami od dekorowania talerzy), dama owa zachęca do sprzątania, posiłkując się argumentem psychologicznym najwyższej próby, który zwalił mnie z nóg:- Sprzątamy dla tych, których kochamy.

Higiena, komfort psychiczny, świeże powietrze w mieszkaniu, wygoda codziennej egzystencji, czy poczucie elementarnej estetyki – nic to. Najważniejsze – sprzątać dla kogoś; a najlepiej dla męża, bo tego kochać trzeba zgodnie z przyrzeczeniem
nawet, jeśli facet skarpety stawia na parapecie. A co z singlami w przerwie między jedną a drugą dozgonną miłością? I z tymi, którzy serdecznie nienawidzą męża, bachorów, psa, zlewozmywaka, tłustych patelni, klitek w blokach i wszystkich butów Olejnikowej? Dama prowadząca program pozostawia to za drzwiami, wracając do własnego mieszkania, w którym
zapewne nawet mucha wpada w poślizg na wyglansowanym białą rękawiczką żyrandolu.

„Uszom nie słyszę”

Seksowny głos błyskotliwego dziennikarza, który z precyzyjnym przedziałkiem na głowie, wrzucił do mikrofonu - beż żadnego ostrzeżenia -„ dupokryjkę”, wprawił moje bębenki w drgania nieskoordynowane z tłem fonicznym, wskutek czego doznałam osłupienia z wytrzeszczem. Fachowiec medialny, kojarzony ze zwierzęciem, którego wyliniałym ogonem ta małpa z przeciwka owija szyję, ocenił tym eleganckim słowem poczynania ministra spraw zagranicznych w temacie sprowadzenia świętego złomu na ziemię ojczystą, którą racz nam przywrócić Panie w specjalnie wybudowanym hangarze. Hangar stoi gdzieś w Polsce na terenach okupowanych przez wojsko polskojęzyczne, ale – wystarczy bodaj jeden kawałek blachy spod
brzozy, aby zastępy krzyżowców przegoniły wraże siły i hangar szturmem z marszu odebrany; nawet bez przecieków z bazy, znany powszechnie Antek-Pogromca niezawodnym swym nosem obiekt zlokalizuje i azymut wyznaczy.

Najnowsza, gorąca jak pieczony kartofel wiadomość, jaka wpadła mi w uszy, to samobój pani sędziny: kobieta niby wykształcona, z prawem obyta i zamiast rymnąć na kolana, a ucałowawszy pierścień eminencji, z pokorą zaakceptować męki, jakie sama eminencja sobie zadała – ma zamiar sądzić eminencję jak za przeproszeniem zwyczajnego obywatela po spożyciu. Niewykluczone, że najbliższa niedziela przyniesie wiernym kazania o bezprzykładnym prześladowaniu wiary i modlitwy w intencji sędziny, która duszę zaprzedała. W świętokrzyskim ma kto ryczeć i takiej okazji nie przepuści.

Ze spraw kończącego się roku, byłoby chyba na tyle, ale na przełomie lat 12/13 nie wypada pominąć milczeniem tak zwanych momentów: pojawił się bowiem w szopce polskiej ssak z rzędu inteligentnych inaczej, ze zmodyfikowanym genotypem T (jak Tomuś). Niezwykły ten okaz, wyginając śmiało ciało, prezentuje na zdjęciach otłuszczony brzuch, olśniewające uzębienie i walizkę z kieszonkowym, które odpalił mu szef Urzędu Niebezpieczeństwa IV RP, delegując go do tajnej akcji pod kryptonim „j**, Tomuś, j**!”.

O dalszą karierę wspomnianego osobnika zadba w najbliższym czasie jury konkursu telewizji Trwam , w programie patriotyczno-rozrywkowym pt. „ Za wszelką cenę”.

Aby zakończyć sympatycznie całość występów byłego szpiona, uhonoruję go dowcipem o blondynkach w wersji dla chłopców:
- Jak utopić blondyna?
- Przykleić mu lusterko na dnie basenu.

Tym optymistycznym akcentem kończę podsumowanie ostatnich tchnień roku 2012, życząc w 2013 roku moim
Czytelniczkom - modeli domowych z brzuchami jak babcina tara do prania, Czytelnikom - zdrowia do sprzątania bez białych rękawiczek, a opozycjoniście, który cierpiał poza internatem – Frasyniuka na każdej półce w lodówce.

* link

Zarejestruj się i napisz artykuł
Znajdź nas na Google+

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto