Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Refleksje przechery. Eventy oraz infa

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
Casa Rosada/CC 2.0
Liczne nowe słowa, które na stałe weszły do słownictwa dziennikarskiego, wpadają w ucho i oczy, aczkolwiek nie sądzę, aby wpadły do oficjalnego słownika języka polskiego. Wszak mówione wprost czy wspak – nijak do polskiego nie przystają.

Oto dwa przykłady, znalezione z marszu w trakcie przeglądania codziennych wiadomości: …próbował ratować sytuację specjalnym agregatem prądotwórczym, który zobowiązał się dostarczyć na miejsce zaplanowanego eventu... W oczekiwaniu na wyniku wyborów w Żaganiu (kibicujemy tamtejszemu planktonowemu komitetowi Stronnictwa Demokratycznego) dwa krótkie infa.

Nadążanie za współczesnością wprawia mnie co prawda w lekką zadyszkę, niemniej postaram się sprostać zadaniu i podzielę się kilkoma nowocześnie wyrażonymi refleksjami na temat najnowszych eventów.

Info o liście pana Gowina do członków PO nie zasługuje jeszcze na koment, bo czekam na ciąg dalszy: po liście do kolegów którym wytyka kolesiostwo, lenistwo i inne grzechy ciężkie( w których jako członek nie brał udziału), nastąpi zapewne orędzie do narodu i to dopiero będzie event zasługujący na info, porównywalne z tym, że generał Głódź nie dostał arcybiskupstwa we Wrocławiu.

Za największy współczesny event uważam przeto kazania współczesnego Biedaczyny, zasiadającego w stolicy apostolskiej, który beztrosko wywracając odwieczną celebrę, posunął się ni mniej ni więcej do ogłoszenia wiernym i niewiernym że pannie – matce żaden ksiądz nie powinien odmawiać ochrzczenia dziecka oraz (uwaga, uwaga!), nie trzeba być katolikiem, aby zostać zbawionym. Wystarczy być dobrym człowiekiem.

To drugie, kuriozalne info wywołało natychmiastowy i pierwszy w historii Watykanu event, czyli dementi rzecznika Stolicy Apostolskiej, który przetłumaczył słowa papieża na język ludzki, potwierdzając, że wyjątków nie ma i nie będzie, a ateiści i tak pójdą do diabła.

Czytamy więc dwa - na skalę światową sprzeczne infa: jedno – to słowa papieża, który przemawia w imię Chrystusa i drugie - słowa rzecznika, który dementuje to, co powiedział Papież. Takich eventów jak świat światem jeszcze nie było i dlatego uważam je za info pierwszoplanowe, historyczne i przebijające wszystko inne.

Przypomina mi to zresztą matczyną opowieść o rozmowie mojego śp. ojca z rabinem, który przywiózł do wsi rodzinę na świeże powietrze:

- Rabinie, mówią we wsi, że rabinowa u młynarzowej w piwnicy podbierała niekoszerną śmietanę
- Oj, panie leśniczy, to jest całkiem niemożliwa niemożliwość.
- To ja rabinie, kłamię?
- Oj, panie leśniczy, pan nie kłamie, ale kłamał ten, co taką rzecz panu powiedział.

Ostatecznie jednak, jak się spokojnie zastanowić, to po dwóch tysiącleciach musiało dojść do jakiegoś nadzwyczajnego eventu, szczególnie, że większość wyznawców Chrystusa czyta biegle i coraz częściej doktryny na własny użytek tłumaczy, stosuje, omija lub olewa.

Sądząc po wieściach o mającej nastąpić Apokalipsie, pierwszym w historii KK evencie równoczesnego istnienia dwóch żyjących papieży i niebywałych ekscesach w czynie i słowie urzędującego Biedaczyny – narastające ciśnienie doprowadzi niejednego purpurata do wylewu, zawału albo odkrycia w przeszłości Franciszka zapalenia opon mózgowych, co się ponoć Jego pierwowzorowi w młodości przytrafiło, z wszystkimi tego konsekwencjami.

Dobrym przykładem zaistnienia niemożliwej niemożliwości był mój amerykański kuzyn, który precyzyjnie zaplanował swoje życie po życiu czyli emeryturę. Po badaniach, naradach z lekarzami i starannych obliczeniach przy pomocy rachunku prawdopodobieństwa opartego na statystykach światowych, doszedł do wniosku, że uczyni słusznie decydując się na bajpasy, co mu przedłuży dobrostan emeryckiego żywota. Rachunek wskazywał, że komplikacje zdarzają się raz na milion, wobec czego poddał się zabiegowi, po którym emeryturę spedził na… wózku inwalidzkim; nieszczęśnika spotkał ten jeden na milion event, który których w owym czasie był „wydarzeniem”, godnym „informacji”.

Dość smętne dzisiejsze refleksje, zakończę jednak drobnym, ale jakże radosnym infem: oto na postaci faraona w jednej ze świątyń w Luksorze młody Chińczyk pozostawił dla potomnych wyryty w kamieniu napis. Dlaczego mnie to cieszy? Bo napis brzmi "Ding Jinhao tu był", a nie „Bylim tutej Józiek z Mańką”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto