Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Remanenty pod pretekstem

Jadwiga Hejdysz
Jadwiga Hejdysz
W tych tragicznych dla tysięcy ludzi okolicznościach, odżyła w pokręconej postaci idea remanentu, będącego stałym atrybutem działalności sklepów w czasach ustroju niesłusznego.

Wśród plag niezupełnie egipskich, jakie nas prześladowały w czasach niesłusznych, bywały i takie, o jakich już dzisiaj nie pamiętamy: były to - w czasach ubogiej zawartości sklepowych półek, wywieszki zachęcające do oczekiwania na otwarcie: wyszłam - zaraz wracam, oraz REMANENT. Zawsze pisany wielkimi literami. Wielkimi, bo remanent był sprawą poważną, a spis z natury towarów na półkach, w magazynie i dopasowanie go do księgowości musiało trwać co najmniej 3 dni. Chodziło o to, żeby wyszło manko, ale niewielkie. Było ono świadectwem wiarygodności sprzedawcy i remanentu.

Remanenty dokonywane były też okresowo w sanatoriach, hotelach itp. Placówkach, gdzie spisywano ze stanu nadtłuczone naczynia, zużytą pościel, podtarte dywany, sprane zasłony i wszystko, co nie spełniało standardu. Rzeczy te, przechowywane w ciągu roku na strychach, były spisywane ze stanu i komisyjnie niszczone. Dla wtajemniczonych był to czas, kiedy mogli np. zużyty pled domowy, czy stareńki, zadeptany dywan wymienić na dużo lepszy. Sztuka za sztukę.

Dlaczego o tym piszę? Otóż nastał po wielkiej powodzi czas, kiedy wszyscy mobilizujemy się do wspólnej pomocy ludziom poszkodowanym, pozbawionym wszystkiego. Każdy według swoich możliwości: napełniamy żywnością kosze w sklepach, nadajemy SMSy na hasło POMAGAM, zanosimy i zawozimy rzeczy potrzebne do życia. Ale jest łyżka dziegciu w tej beczce miodu:
w tych tragicznych dla tysięcy ludzi okolicznościach, odżyła w pokręconej postaci idea remanentu: ludzie, którzy latami gromadzą na strychach czy w piwnicach starocie - uznają teraz, że jest dobra okazja pozbyć się tego, co żal było wyrzucić, na zasadzie może się jeszcze przydać, albo odwiecznego jeszcze dobre, szkoda wyrzucać.

Badziewie - stare ubrania, skołtunione kołdry, poplamione koce, przedpotopowe pralki, wypaprane graty - wszystko to teraz taszczą dobroczyńcy do punktów Caritas, czy innych organizacji pomocowych. Taszczą, nadymając się własną dobroczynnością. Bo przecież biedak po powodzi, który nie ma niczego MUSI być zadowolony: byle co to przecież więcej niż nic.
Będzie zachwycony brudnym kocem i zardzewiałą pralką, będzie szczęśliwy wkładając powykrzywiane buciory, rozwleczony sweter czy układając się do snu na starej wersalce, pod śmierdząca kołdrą.

Bezduszna, pazerna głupota tych ludzi przechodzi wyobrażenie. Pod pretekstem pomocy bliźniemu, robią we własnych domach remanenty: jakaż to okazja - zasłużyć się wielkodusznie i pozbyć tego, czego nie chciało się zutylizować, zataszczyć na śmietnik, czy cichcem po chamsku - porzucić w lesie. Można to wytłumaczyć dobrymi intencjami? Zapewne można, ale dobrymi checiami podobno piekło wybrukowano. Tylko, że ludzie pozbawieni z godziny na godzine wszystkiego, maja dostateczne piekło i trzeba o tym pamiętać.

Oczywiście, rzeczy w dobrym stanie, uprane, czyste - jak najbardziej. Ale prasa donosi już - niestety - o "darach", z którymi organizatorzy pomocy mają dodatkową robotę: muszą utylizować na własny koszt stary sprzęt, pozbywać się rzeczy, które do ludzi potrzebujących nie mogą trafić. Nie mogą, bo nikt nie ma prawa gnębić tych ludzi psychicznie, robiąc z nich żebraków.

Czy istnieje jakaś dziedzina życia lub okoliczność, kiedy nasz rodzimy, pazerny cwaniak nie załatwi swojego interesu? Jak widać - nie ma. Nie mam nazwy dla takiej pomocy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto