Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Różańce, pacierze i adoracje, czyli wakacje pod krzyżem

Mariusz Wójcik
Mariusz Wójcik
Wakacje można spędzać na wiele sposobów. Moim zdaniem niekoniecznie w taki, jaki opisuję poniżej.

Jak lato to wakacje. Jak wakacje to wypoczynek, a formy jego przeróżne. Czego jak czego, ale w urlopowo-wakacyjnym okresie, ofert wypoczynku nie brakuje i przebierać można w nich jak w ulęgałkach. Z możliwości odpoczynku, a co za tym idzie oderwania się od obowiązków, cieszą się na równi wszyscy, i młodsi, i starsi. Świadomość beztroskiego nic nie robienia, kusi wszelakimi obietnicami i pobudza wyobraźnię.

Jednak tutaj chciałbym skoncentrować się na młodzieży, która wolny czas spędzi na różnego rodzaju koloniach, obozach, wycieczkach. Będzie to wypoczynek zorganizowany, ze stałym dozorem opiekunów i zapleczem spełniającym wszelkie wymogi socjalne i bezpieczeństwa.
Część jednak samodzielnie zaplanuje spędzenie wakacji i samodzielnie spędzać je będzie.

Kiedyś, dawno temu, słowo wakacje miało dla mnie specyficzny wydźwięk. Słowo to pachniało nieznanym i miało posmak czekającej mnie nieoczekiwanej przygody. Wtedy na wakacje czekało się inaczej, ja czekałem inaczej. Wyobraźnia podpowiadała różne scenariusze, a jeden niemożliwy gonił bardziej niemożliwy. To były stare, dobre czasy. Pamiętam, że zawsze z wielką radością wyjeżdżałem na wakacje. Były to zazwyczaj obozy, a to żeglarski, a to sportowy, a to wojskowy, a także moje ulubione szkoły przetrwania (ostatnią zaliczyłem nawet w 2006 roku).

Cechą wspólną wszystkich tych obozów było to, że czegoś uczyły. Samodzielność, podejmowanie decyzji, koleżeńskość, możliwość sprawdzenia się w różnych sytuacjach, współdziałanie w grupie, ale też rywalizacja, zdobywanie umiejętności, walka z samym sobą – to niewątpliwe atuty takich wakacyjnych obozów, które przynajmniej w moim przypadku procentują do dzisiaj.

Jest mi wyjątkowo miło kiedy patrzę na patent żeglarza, który zdobyłem, na brązową, srebrną i złotą odznakę sprawności fizycznej, na dyplom uznania dla najlepszego strzelca wyborowego z mojej dawnej jednostki wojskowej, dyplom z Centrum Szkolenia Służb Specjalnych i Ochronno Konwojowych, liczne medale, które zdobyłem. Cieszy mnie i napawa dumą fakt, że będę umiał nieść pomoc poszkodowanym w wypadkach, że uratowałem z płonącego domu człowieka, a nawet samodzielnie ...odebrałem poród dziewięć lat temu! To wszystko i jeszcze więcej dzięki właśnie obozom, w których brałem udział. To nie był czas stracony, oprócz fotografii przywoziłem z nich doświadczenie, których bagaż był coraz większy, ale też mam na tyle sił by go samemu dźwigać.

Natomiast dzisiaj dowiaduję się, że w Pcimiu, w którym znajduje się ośrodek apostolski, Bractwo św. Piotra w Krakowie, zaprasza do tegoż ośrodka młodzież na „obóz letni dla młodzieży z mszą świętą w klasycznym rycie rzymskim”. Brzmi zachęcająco, nieprawdaż? A oto jakie atrakcje czekają na miłośników wielkiej przygody: codzienne sprawowanie mszy trydenckiej, liturgia godzin, modlitwa różańcowa, adoracja Najświętszego Sakramentu. Bardziej ambitni będą mogli uczyć się ministrantury, śpiewu gregoriańskiego oraz łaciny. Na młodych zwolenników bardziej ekstremalnych doznań czeka obóz „JPII Powertime” w Murzasichlu koło Zakopanego, gdzie dla gimnazjalistów i licealistów wspólnota Hallelu Jah z Wrocławia jako główne atrakcje przygotowała wędrówki szlakami papieskimi oraz eucharystię na szczytach gór.

W świetle tego o czym napisałem powyżej, zadaję pytanie z gatunku pytań retorycznych: po co to, na co i komu? Czego młodzież biorąca udział w obozach pod auspicjami Krk się nauczy? Co z nich wyniesie? Jakież to umiejętności posiądzie i czy umiejętności te pozwolą jej zdobyć doświadczenie ułatwiające przyszłe życie? Odpowiedź jest oczywista – niczego się nie nauczy, niczego nie wyniesie, nie zdobędzie doświadczenia. Czym uczestnicy tych obozów zaimponują gronu rówieśników? Krzyżem wiszącym na ścianie?

Śpiewem pieśni, a choćby i gregoriańskich? Czy klepaniem pacierzy na bezdechu? W jaki sposób „wiedza”, którą tam posiądą, przełoży się na uratowanie człowieka? Na umiejętność wyjścia z opresji w stanie zagrożenia? Czy chociażby możliwości niezabłądzenia w lesie, kiedy brak kompasu? Nie! Bo wszystko to marność i marność nad marnościami! Indoktrynacja Kościoła katolickiego zaszczepiła się już wszędzie. Nie ma takiego aspektu życia, w której nie tkwią jej macki. Należy wiedzieć, że przed nieszczęściem nie obroni tuzin pacierzy ani setka modlitw różańcowych, a różnica między leżeniem „krzyżem” a zwykłym padem na ziemię może być istotna w kwestii przeżycia. Ale tego na obozach Krk nie uczą, niestety.

Informacji o ww. obozach, zaczerpnąłem z tygodnika -Fakty i Mity

od 7 lat
Wideo

Burze nad całą Polską

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto