Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozdziobią nas kruki, wrony?

Stefan Górawski
Stefan Górawski
Od kiedy pamiętam w mojej rodzinie przewijała się taka tęsknota, a właściwie westchnienie: Ja już tego nie doczekam, ale może wy? Tak dziadek mówił do moich rodziców, rodzice do mnie, w końcu tak też ja zacząłem mówić do swoich dzieci.

Podobnie jest w kręgu wielu moich znajomych: nadzieja na dobrobyt przekazywana z pokolenia na pokolenie. Przez lata wierzyłem (moi przodkowie chyba też), że tak naprawdę będzie. Transformacja ustrojowa, przyjęcie do NATO i Unii Europejskiej utwierdzały mnie w przekonaniu, że miałem szczęście urodzić się w takim okresie historycznym, że jeśli nawet nie ja, to już na pewno moje dzieci…

Zwykła społeczna przyzwoitość…

Niestety, zaczynam już wątpić. Zwątpienie ogarnia mnie kiedy patrzę na to, co dzieje się w moim kraju. Z jednej strony przepychanki między partiami, politykami i centrami władzy, a z drugiej nieokiełznane żądania kolejnych grup społecznych nie wróżą dobrze. Wiem, że każdy chciałby więcej zarabiać. Ja też. Ale czy oczekiwania podwyżek, które są np. wielokrotnością kwoty emerytury, z jakiej muszę żyć miliony Polaków, jest w zgodzie ze zwykłą społeczną… Nie wiem nawet jak to nazwać, a boję się nazywać solidarnością (nawet przez małe s). Każdy uczciwie oceniający rzeczywistość III RP i późniejszej… Nazwijmy ją III, koma ileś, musi przyznać, że żyjemy lepiej niż kilka czy kilkanaście lat temu. Porównania z wcześniejszym okresem są zupełnie bez sensu. Ale czy naprawdę społeczeństwo wierzy, że państwo to złota rybka, która może każdemu dać, ile chce? Że – jak w jednej z emitowanej ostatnio reklam - jeśli odlejemy z akwarium trochę wody, to złota rybka będzie hojniejsza? Tymczasem, jak chytra baba z bajki Puszkina, każdy chce mieć złotą rybkę wyłącznie na swoich usługach. Nawet ludzie z jednej branży (służby zdrowia np.) nie potrafią wystąpić wspólnie w imieniu całego środowiska. O co więc chodzi? Nie wiadomo, więc znowu chodzi o... Solidarni jesteśmy w marszach milczenia, czasem w społecznych porywach i momentach szczególnych (śmierć Jana Pawła II), ale czy można wierzyć, że to autentyczne? Czy na pewno o to chodziło Polakom podczas wydarzeń, które teraz tak pieczołowicie otulamy grubą warstwą patosu?

…i przyzwoitość polityczna

Wiele zależy od władzy, ale nie ma na świecie takiego rządu, który w ciągu kilkunastu lat (krótszy okres jest zupełną utopią) nadrobiłby zaległości narastające (z różnych względów) przez pokolenia. Owszem, na pewno można było być dalej, ale nie dajmy się jednak zwariować. Tymczasem polska opozycja (wszystkich barw) opiera się przede wszystkim na negacji. Wiem, że jej prawem jest krytyka, ale czy tylko? A tymczasem funkcjonuje ona w myśl zasady: my zawsze cacy, oni zawsze be. Są obszary spraw, które można by pociągnąć razem w imię… Nazwę to znowu przyzwoitością.

Nie jestem politologiem, ale sądzę, że tak właśnie działa opozycja w Skandynawii, Wielkiej Brytanii i wielu innych krajach, że nie jest tak destrukcyjna. Najprostszym przykładem może być sposób przekazania władzy po ostatnich polskich wyborach. Często słyszę, jak z rozbrajającą wręcz szczerością stwierdza się, że można być przeciw, bo… jest się w opozycji. Czyli bycie w opozycji daje prawo do kłamania i dwulicowości? To trochę jak w dowcipie o kimś, kto zawsze ma swoje zdanie, ale nie zawsze się z nim zgadza. A argumenty? A interes kraju? Za trudne słowa? Nie, nie za trudne, bo nie mamy do czynienia z żadną dyktaturą ciemniaków, ale niewygodne. Nikt nie odkrył jeszcze drogi na skróty do dobrobytu, szczególnie gdy chodzi o czterdziestomilionowy naród.

Ale znając tę „oczywistą oczywistość” po co mamić ludzi czczymi obiecankami i kreować wizje, których zrealizować się po prostu nie da? Boję się że rozbudzone do absurdu oczekiwania zatrzymają w końcu nasz rozwój, że znowu zacznie szaleć inflacja, że powstaną nowe dowcipy o Polakach, którzy nie potrafili zorganizować nawet pół Euro, że… Czy nasza klasa polityczna jest w stanie przestać wreszcie opowiadać o cudach (PO), przekreślać przeszłość kolejnymi liczebnikami przy nazwie państwa (PiS), zakończyć prowadzoną od lat nieustanną odnowę własnych szeregów (lewica) i naprawdę traktować kraj jako zbiorowy obowiązek (wszyscy)?

Nie chcę występować w roli mentora ani szafować wielkimi słowami, nie mam misji pouczania, ale po prostu boję się o swój kraj. Boję się, że znowu staniemy przed groźbą rozdziobania nas przez kruki, wrony. A najgorsze jeśli rozdziobiemy się sami. Może ja za dużo wymagam? Szanowni Czytelnicy, niech okolicznością łagodzącą będzie dla mnie to, że nie jestem politologiem, a poza tym to gdzieś tkwi jeszcze we mnie nieuleczalna choroba idealizmu.

od 7 lat
Wideo

Burze nad całą Polską

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto