Obiektem troski pana Hofmana (jak zwykle zresztą) jest premier Tusk, który - według najlepszej Hofmanowej wiedzy o komunie - będzie się zapewne w najbliższym czasie zajmował łapaniem stonki.
O łapaniu stonki pan Hofman ma pojęcie teoretycznie wybrakowane, należy bowiem do pokolenia, które już stonki nie zbierało; drwi sobie jednak w ramach przynależnej jak psu buda wolności słowa i demokracji. Należy już do pokolenia któremu wolno wszystko i korzysta z tej wolności z niezachwianą pewnością kabotyna.
Nie od rzeczy będzie więc przypomnieć panu Hofmanowi, że: w czasach, kiedy dzieciaki szkolne zbierały stonkę do butelek z wodą, plaga pożeraczy krzewów ziemniaczanych pojawiała się okresowo zgodnie z kalendarzem natury, że nie znano jeszcze DDT pestycydów, nie stosowano oprysków chemicznych, a ręczne zbieranie stonki było jedynym sposobem na ratowanie pól ziemniaczanych, i że działania te można w czasach nam współczesnych zaliczyć do- wówczas jeszcze nie nazwanej - akcji jak najbardziej ekologicznych.
Oddzielna sprawą jest ideologia, jaką do okresowego zbierania stonki stworzyła ówczesna jedynie słuszna partia: zbieranie stonki mianowicie stawało się aktem politycznej walki z imperialistami, którzy nam stonkę na pola zrzucali i uzasadniało przewagę ludu pracującego, który się stonce nie kłaniał.
Pół wieku później, w czasach wolności i swobód obywatelskich stonkę zwalcza się chemicznie, co bynajmniej nie oznacza, że akcji oczyszczających z udziałem młodzieży szkolnej zaniechano.
Raz do roku, na wiosnę, kiedy już telewizja objedzie z kamerami przydrożne rowy, miejskie parki i wiejskie zagajniki, kiedy już wszystkim dech ze zgrozy zapiera widok tego, co obnaża topniejący po zimie śnieg - organizuje się wielką akcję sprzątania świata i z ekologią na ustach zachęca młodzież do zbierania wszelakiego świństwa jakim pokolenie post komunistyczne dysponuje.
Zawartość dzikich wysypisk bogatsza jest o tysiące ton plastiku, którego w komunie nie było, oraz sprzęt AGD - który ponoć ubogie społeczeństwo wymienia zgodnie z reklamami na nowocześniejszy, oszczędzając sobie jednak kosztów utylizacji: taka to obywatelska „oszczędność inaczej”.
Na zakończenie akcji zbierania operatorzy pokażą w perspektywie całe stosy worów ze śmieciami, a w zbliżeniach - okazy specjalne zebrane, wywleczone i wyłowione z wody z Morskim Okiem na czele.
Tak wygląda współczesne „zbieranie stonki” i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że do jednego, specjalnego śmietnika, jedynie słuszny prezes również podłączył ideologię, na podstawie której reprezentacyjna ulica w Warszawie nie powinna być sprzątana. Jest bowiem
pan prezes również prezydentem państwa równoległego z siedzibą pod płotem i ideologię musi mieć. Tam, pod tym płotem powinien bez przeszkód i wrażej działalności służb oczyszczania miasta rosnąć kopiec śmieci, z którego pan prezes ogarniałby wzrokiem swoje dymiące zniczami i śmierdzące zgniłym kwieciem państwo. Bez potrzeby wdrapywania się na kuchenne schodki.
Mnie frapuje w całej sprawie jeden problem, ale o tym już sami warszawiacy powinni zdecydować w referendum: czy Kopiec Kaczyńskiego powinien powstawać pod płotem Pałacu, miejscu boleśnie zawiedzionych nadziei Jarosława, czy - o ileż słuszniej - pod domem, gdzie się urodził Wielki Nieboszczyk?
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?