Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozumiem heteryków

Piotrek Kononowicz
Piotrek Kononowicz
Spoglądając na sondaże odnoszące się do akceptacji osób LGBT w Polsce można zauważyć pewną prawidłowość: akceptacja ta, choć jeszcze nie taka duża, rośnie u osób, które poznały jakiegoś geja lub lesbijkę.

Wydaje mi się to zrozumiałe i pokazuje, że coming-out (czyli ujawnianie swojej homoseksualnej orientacji) jest potrzebny i że dokonuje się on zbyt powoli. Ludzie bowiem boją się nieznanego. Emancypacja gejów zaczęła się bowiem nie tak dawno – pod koniec lat 60. w USA. To przecież dopiero 40 lat na świecie, a w Polsce geje zaczęli być bardziej widoczni dopiero po roku 1989. W czasach PRL nie można było mówić na wiele tematów. Polacy
wywalczyli sobie m.in. prawo do wyrażania swoich poglądów, do pisania i mówienia o sprawach, które uznają za ważne w środkach masowego przekazu. Sprawa gejów nie była pierwszoplanowa i geje sami o tym dobrze wiedzieli. Nie mówiło się o nich w prasie, radiu, telewizji, opinia społeczna była zaabsorbowana sprawami bardziej podstawowymi, jak chociażby wolność wyborów, możliwość głoszenia poglądów nieodpowiadających władzy itd.

Ja, jako gej, zdaję sobie sprawę, że możemy mówić teraz o sprawach homoseksualistów też dzięki osobom, które wtedy stanęły w obronie wolności i godności ludzkiej. Cenzura nie zamyka nam ust. Co najwyżej inni chcą nas przekrzyczeć. Często słychać protesty przeciwników gejów, że to my chcemy zamknąć im usta. Chociaż pewnie znaleźliby się tacy, podobnie jak znaleźliby się też ci, którzy chcieliby zamknąć usta gejom, to chyba wszyscy musimy przyznać, że ani jedna strona ani druga nie jest w stanie tego uczynić (w sposób, w jaki to robiła cenzura za czasów PRL). Jest to jedna z tych wielkich spraw, o które wtedy walczono. Ewentualna „cenzura” może teraz polegać na tym, że np. jakaś gazeta odmówi nam wydrukowania artykułu na konkretny temat. Ale można iść do innej redakcji, która nam taki tekst puści. Jak nam odmówią wydrukowania homofilnego tekstu w „Niedzieli” to może pójdzie w„Wyborczej”.
Można też w ostateczności założyć sobie swoją gazetę i pisać w niej co się tylko chce. Dzisiaj nikt nikomu nie może zamknąć ust.

Wracając do emancypacji osób LGBT. Między innymi dzięki tym, którzy walczyli w czasach PRL teraz dopiero my, geje, możemy o sobie dać znać. I to czynimy. Nie walczymy o tak podstawowe prawa jak walczono wtedy i dotyczące wszystkich Polaków, ale jednak wciąż walczymy o prawa niezmiernie ważne dla sporej części społeczeństwa - o godne życie. I powoli się pokazujemy. U wielu ludzi, którzy są świadkami ujawniania się gejów pojawia się niepokój: w ich oczach pojawia się coś nowego. Coś, o czym kiedyś się mówiło, ale nie widziało tego często na oczy. Było stłamszone, siedziało „pod butem”, czyli tam, gdzie według niektórych powinno siedzieć stale. Pamiętam znamienne zdanie o osobach niepełnosprawnych, jakie wypowiedział mój kolega (heteryk), kiedy wprowadzano niskopodłogowe tramwaje: „co to teraz się stało, dawniej jakoś niepełnosprawni jeździli starymi tramwajami i żyli”. Pewnie, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma... Wtedy większość osób na wózkach zostawała w domu. A teraz, jak nadeszły nowe czasy, mogli się upomnieć o swoje. Podobnie jest z gejami: kiedy ze względu na ograniczenia wolnościowe i na to, że były ważniejsze sprawy do załatwienia najpierw. Teraz przyszła pora na kolejne kroki – lepszy byt ludzi. No i tu w kolejce także są mniejszości seksualne. Większość ludzi niby wiedziała, że istnieją homoseksualiści, ale nie znała nikogo, kto by się do tego przyznawał lub było tych osób zdecydowanie mniej niż teraz. Teraz „nagle” o nich słychać, a niektórych nawet widać w TV. Wiec powstaje wrażenie, że ich przybywa, a tymczasem oni po prostu wychodzą z ukrycia.

Rozumiem społeczeństwo. Wszystko, co nieznane powoduje niepokój. Dlatego przecież często np. lękamy się śmierci, bo nie wiemy, jak to będzie po drugiej stronie, nie możemy tego zbadać i zobaczyć. Mam jednak prośbę: spróbujcie zrozumieć gejów. Oni się różnią tylko seksualnością. Jednostki najbardziej krzykliwe na paradach nie mówią o całości – są tylko najbardziej zauważalne. Efekciarstwo się sprzedaje w mediach, o tym się mówi. Na podstawie takich „newsów” nie można sobie wyrabiać zdania o całości. W telewizji mówi się często o katastrofach samolotowych, a nie mówi się natomiast nic o samolotach, które szczęśliwie wylądowały. Czy na podstawie takich wiadomości wyrabiamy sobie zdanie, że wszystkie samoloty spadają? Chyba nie. To nie myślmy tak o gejach. Postarajmy się zrozumieć, nawet jeśli czasami trafimy na nieodpowiednie zachowania jakiegoś człowieka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto