Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rybnik: Mieszkańcy muszą płacić za błąd urzędnika

Małgorzata Sarapkiewicz
Małgorzata Sarapkiewicz
-Urzędnicy zrobili nas w konia i jeszcze usiłują nam wmówić, że to nasza wina -mówi Barbara Moj.
-Urzędnicy zrobili nas w konia i jeszcze usiłują nam wmówić, że to nasza wina -mówi Barbara Moj. Tadeusz Dybała
Barbara i Leszek Moj z Rybnika kupili od urzędu działkę na przetargu. Kilka miesięcy temu sąd unieważnił transakcję. Małżonkowie zostali z ręką w nocniku, sądowymi wyrokami i stanie wojny z sąsiadami.

Chcieli tylko kupić kawałek gruntu, by poszerzyć dojazd do garażu. Na dwumetrowym wjeździe nie mieściła się też ciężarówka przywożąca węgiel na zimę. Opał lądował przed bramą na ulicy, a potem taczką trzeba było przewozić go kilkadziesiąt metrów w głąb podwórka. Teraz, Barbara i Leszek Moj przez pasek ziemi wielkości 6x33 metrów mają same kłopoty i wciąż pętają się po sądach.
-Gdybym wiedziała co nas czeka, w życiu bym się nawet nie popatrzyła na ten grunt -oznajmia pani Barbara. Biznes z urzędem wyszedł im bokiem i odbił się wielką czkawką. Kobieta przypłaciła te ziemskie korowody zszarganymi nerwami, a w ciągu ostatnich kilku miesięcy schudła aż 9 kg. Tymczasem błąd swojego urzędnika prezydent Rybnika Adam Fudali uznał za wypadek przy pracy.

Kupili legalnie

Ogłoszenie, że tuż przy płocie jest działka do sprzedania znaleźli na stronie internetowej miasta. -194 m2 pasowało nam w sam raz więc poszliśmy do urzędu dopytać się o warunki sprzedaży, a na koniec stanęliśmy do przetargu -mówią małżonkowie. Działkę kupili 5 listopada 2008 roku za 9857,60 zł. Wszystko było w porządku... przez 5 dni, czyli do czasu gdy zabrali się za jej porządkowanie. Wtedy upomnieli się o nią spadkobiercy. Okazało się, że kupiony grunt to część 320 m2, z których w 1977 roku miasto (za wypłatą 22.797,00 zł odszkodowania) wywłaszczyło sąsiadów zabierając go na budowę drogi. Ponieważ jednak nie wykorzystano całości, w 2004 r. resztę przekształcono w działkę budowlaną. Rada Miasta zgodziła się na jej sprzedaż. Kiedy spadkobiercy dawnej właścicielki dowiedzieli się o tym, wystąpili do miasta o jej zwrot.

Miasto sprzedało nie swoje

Zgodnie z przepisami ustawy jeśli miasto w całości bądź części wykorzystało działkę na inny cel niż ją wywłaszczono, powinno powiadomić o tym byłego właściciela lub jego spadkobierców. Wystawiając działkę na przetarg urząd tego nie zrobił i sprzedał coś, czego nie do końca był właścicielem. -W umowie sprzedaży zapisano, że działka jest wolna od roszczeń i zobowiązań wobec osób trzecich. Także nadzór prawny wojewody śląskiego przysłał nam pismo, że uchwała RM o sprzedaży działki jest w porządku -mówią Mojowie.
Krzysztof Jaroch, naczelnik wydziału promocji i informacji rybnickiego magistratu wyjaśnia, że zamieszanie z działką to wynik błędnej interpretacji. -Przeznaczając działkę do sprzedaży w tym przypadku uznano, że została ona w całości przeznaczona pod drogę -w części bezpośrednio pod ul. Pod Wałem, a w części jako dojazd do zlokalizowanego na przedłużeniu spornej działki słupa wysokiego napięcia -tłumaczy.

Gdy spadkobiercy zażądali zwrotu działki, miasto zwróciło się do państwa Moj z ofertą jej odkupienia. Ci jednak ją odrzucili. -Dla nas taka oferta była nie do przyjęcia -tylko zwrotu ceny jaką zapłaciliśmy. A gdzie koszty poniesione na notariusza, księgi wieczyste, geodetę -bo sąsiad wykopał kamienie graniczne i trzeba było teren na nowo rozgraniczać. Od momentu kupna płaciliśmy za tę działkę podatki -wyliczają rybniczanie.

Wypadek przy pracy

Małżonkowie spotkali się z prezydentem Rybnika Adamem Fudalim i jego urzędnikami odpowiedzialnymi za transakcję. Najpierw, od Jerzego Granka, naczelnika wydziału mienia UM Rybnik usłyszeli, że sami są sobie winni. -Oznajmił nam, że umowa kupna działki była już nieważna w chwili jej podpisania. Pospieszyliśmy się z jej zagospodarowaniem, więc sami odpowiadamy za poniesione nakłady finansowe. Przecież po to ją kupiliśmy -oburza się pani Barbara.

Na spotkaniu urzędnicy przyznali, że naczelnik złożył u notariusza nieprawdziwe oświadczenie dotyczące roszczeń do działki. Padła deklaracja, że miasto nie uchyla się od poniesienia kosztów pomyłki, ale... tylko w zakresie zwrotu ceny zakupu działki i notariusza (oczekiwania dotyczące odszkodowania muszą być sformułowane na piśmie). -To jest tzw. wypadek przy pracy. Nie powinno, ale się zdarzyło -powiedział Mojom prezydent miasta Adam Fudali.
Tyle, że przez ten wypadek przy pracy Barbara i Leszek Moj znaleźli się w stanie wojny z sąsiadami (spadkobiercami działki), a kłótnie o grunt kończą się interwencjami straży miejskiej i policji. Ta ostatnia była już cztery razy. Ostatni, gdy jedna ze stron zagroziła użyciem argumentu w postaci siekiery.

Od sądu do sądu

Handryczenie o 194 m 2 trwa już ponad rok. Mojowie mając umowę kupna, akt własności, akt notarialny i wpis do ksiąg wieczystych stanęli przed sądem. Spadkobiercy pozwali ich oraz miasto, i wygrali. Sąd Rejonowy w Rybniku stwierdził, że miasto naruszyło przepisy i umowę sprzedaży unieważnił. Mojowie nie rozumieją dlaczego jeśli winny jest urząd, to konsekwencje magistrackich zaniedbań mają teraz ponosić oni. Do tej pory w zagospodarowanie tej nieszczęsnej działki zainwestowali już blisko 40 tys. zł.
-Nowe ogrodzenie, niwelacja terenu ciężkim sprzętem, wybetonowanie dojazdu, materiały budowlane, światło, nasadzenie 40 drzewek i krzewów ozdobnych -wyliczają rybniczanie. Odwołali się od wyroku, bo czują się pokrzywdzeni przez urząd miasta. Przegrali jednak apelację. Teraz wyrok jest prawomocny, a rybnicki magistrat już wystosował do nich wezwanie o wydanie mu działki.

Urzędnik może robić co chce

Barbara i Lesze Moj zostali bez działki, za to z kredytem zaciągniętym na jej zakup, który będą spłacać jeszcze przez dwa i pół roku. Kategorycznie stwierdzają, że to definitywny koniec robienia jakichkolwiek interesów z urzędem miasta. Z takich biznesów miasto wychodzi zawsze obronną ręką, a płacenie za swoje błędy i pomyłki zostawia mieszkańcom.
-Urzędnik może robić pomyłki i nie spotyka go za to żadna kara. Każe się nas. Dostałam nauczkę i wszystkich mieszkańców Rybnika ostrzegam -niech się zastanowią zanim zdecydują się na robienie jakichkolwiek interesów z urzędem bądź cokolwiek zechcą od niego kupić. Najpierw urząd im sprzeda i pogratuluje zakupu, a potem zaprosi do sądu i obciąży kosztami własnego niedbalstwa -mówi rozgoryczona Barbara Moj. -Straciliśmy nerwy, zdrowie i pieniądze. Już o wiele lepiej jest kupować na targu u Ruskich, i na pewno uczciwiej -dodaje jej mąż Leszek.

W Sejmie jest projekt ustawy dotyczącej odpowiedzialności urzędnika za popełnienie przez niego błędu. Posłowie chcą, by za zawiniony przez siebie błąd i podjęcie bezprawnej decyzji urzędnik albo zapłacił z własnej kieszeni karę (wynoszącą nawet 12-krotność jego pensji), albo odpokutował za jej skutki w więzieniu (górna granica to 3 lata).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto