Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rybnik. Szaleniec zranił lekarza

Małgorzata Sarapkiewicz
Małgorzata Sarapkiewicz
Pacjent na głodzie narkotykowym szalał po oddziale wewnętrznym rybnickiego szpitala.
Pacjent na głodzie narkotykowym szalał po oddziale wewnętrznym rybnickiego szpitala.
W poniedziałek w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku pacjent wpadł w szał. Zdemolował salę, pociął szkłem lekarza i sam się okaleczył.

24-letni mieszkaniec Rybnika w niedzielę został przywieziony do rybnickiego szpitala z zatruciem amfetaminą. Trafił na oddział wewnętrzny, mieszczący się na dziesiątym piętrze, był niespokojny i pobudzony. W poniedziałek rano, kiedy obudził się na głodzie narkotykowym w szpitalnym łóżku wpadł w amok. Wybił szybę w oknie i usiłował popełnić samobójstwo. Lekarz, który akurat przebywał w sali rzucił się, by powstrzymać desperata. Złapał mężczyznę i ściągnął go z parapetu. Szalejący 24-latek zaczął się z nim szarpać, złapał za kawałek szkła z rozbitej szyby i na oślep zadawał ciosy lekarzowi. Poranił mu dłonie i ramiona. Kiedy lekarz wybiegł z sali po pomoc niedoszły samobójca zabarykadował się w środku wraz z trójką znajdujących się w niej pacjentów.

Najpierw zaczął demolować salę. Potem znowu wszedł na parapet, by skoczyć. Nieoczekiwanie złapał jednak za leżący na jednym ze stolików telefon i... zadzwonił na alarmowy numer policji (chwilę wcześniej policję na pomoc wezwał szpital). Po adresem dyżurnego Komendy Miejskiej Policji w Rybniku, który odebrał telefon posypał się grad wyzwisk i obelg. Ten jednak nie stracił zimniej krwi i zaczął uspokajać szaleńca. W tym czasie na miejsce dojechali policjanci. Po trwających kilkadziesiąt minut negocjacjach dyżurnemu udało się przekonać mężczyznę do otwarcia drzwi i poddania się.

24-latkowi opatrzono rany i przewieziono go do szpitala psychiatrycznego w Rybniku. Dla pacjentów, z którymi szaleniec zamknął się w sali wszystko skończyło się dobrze. Żaden z nich nie ucierpiał. Interweniującemu lekarzowi założonych zostało kilka szwów. Jak powiedział nam Tomasz Zejer, szef rybnickiej lecznicy lekarz nie został poważnie zraniony. Trzeba było jednak wdrożyć wobec niego specjalne procedury ponieważ nie było wiadomo czy pacjent nie był nosicielem jakieś zakaźnej choroby. - Jeżeli mamy do czynienia z osobą, która jest uzależniona od środków psychoaktywnych musi być wdrożona cała procedura postępowania poekspozycyjnego. Zawsze bowiem istnieje ten margines niepewności i zagrożenia dla osoby zranionej - wyjaśnia Tomasz Zejer.

Personel szpitala musiał na pomoc wezwać policję, bo pracownicy lecznicy sami nie mogą „używać siły” wobec agresywnych pacjentów. -Żebyśmy sami mogli sobie dawać radę w takich sytuacjach jak ta dzisiejsza prawo musiałoby zostać trochę poprawione -mówi szef lecznicy. Jak dodaje istnieje przecież coś takiego jak prawo do obrony koniecznej więc personel szpitala nie może dać się pobić czy zabić pacjentowi. Niestety, nie zawsze farmakologia wystarcza na utrzymanie agresywnych pacjentów „w ryzach” tak, aby nie byli oni groźny ani dla siebie, ani dla personelu, ani dla innych chorych. I w tym miejscu szpital powinien mieć jakieś narzędzie prawne dla okiełznania szaleńców po to, bo kiedyś czekanie na przyjazd policji nie skończyło się tragedią.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto