Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rząd Orbana na Węgrzech. Demokracja to kult szakali wyznawany przez osły?

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
European People's Party, CC BY 2.0
Węgry z dnia na dzień spadają gospodarczo w czeluści przepaści. Wartość forinta leci na łeb, przy okazji ciągnie polskiego złotego, oprocentowanie obligacji bije kolejne rekordy, gospodarka węgierska z każdym dniem pogrąża się w stagnacji, a ludzie z trudem znoszą codzienne ciężary.

Od dawna znamy stare powiedzenie: Polak - Węgier, dwa bratanki… We wspólnej historii i osobnej także Polski i Węgier mieliśmy dumne powody wspominania tego przysłowia. Teraz jest raczej niewskazane. Przez premiera Wiktora Orbana. Nie żeby się nam nie podobał. Choć faktycznie nie wszystkim przypadł do gustu. Ale to – jak mówią piwosze - małe piwo. Większy, a nawet wielki problem w tym, że nie podoba się zdecydowanej większości Europy. Decyzje polityczne, jakie wprowadził wkrótce po objęciu władzy w Budapeszcie na początku 2011 roku i później, wzbudziły silny niepokój polityków europejskich. A teraz budzą grozę.

Tylko jeden jest taki, któremu premier Orban imponuje. Ten jeden miał oświadczyć Polakom, po przegranych szóstych wyborach, że w naszej stolicy będziemy jeszcze mieć Budapeszt. Prezes PiS, Jarosław Kaczyński, kamuflując i ugłaskując sfrustrowaną swoją opcję, w ponury dla niego wieczór wyborczy z kolejnej porażki – zagrzewał do nieustającej walki o zwycięstwo. Tylko kiedy, jak i gdzie ma ono nastąpić – oto pytanie hamletowskie. Zwłaszcza, że na
Węgrzech bliski znowu Budapeszt w ogniu – tym razem w walce przeciwko Orbanowi, który totalnie zniszczył nadzieje społeczeństwa, jakie z nim wiązano.

W Polsce, z jakimś dziwnym czy raczej niezrozumiałym i wyczekującym spokojem, komentatorzy i politycy mówią oszczędnie o tym, co na Węgrzech w ostatnich miesiącach się dzieje. I jaka zupa kipi na fajerkach kuchni władzy, w duchówce społeczeństwa i w skromnym kotle opozycji, która zresztą naważyła sobie sama piwa, dziś ze smutkiem i goryczą, gdzieś ukradkiem spijanego. Jedynie w Zachodniej Europie mówi się głośno, śmiało i odważnie wszystko, co najgorsze można usłyszeń o Węgrzech. O ich gospodarce, polityce, finansach i o "mistrzu" groźnego bałaganu węgierskiego w wydaniu rządzącej partii Fidesz.

Pod koniec roku 2011 dyplomaci amerykańscy ostrzegali rząd premiera Orbana, że wszedł na bardzo złą drogę polityczną i zmierza w niebezpiecznym kierunku. Wcześniej ostrzegali i potępiali politykę skrajnie prawicową premiera, m.in. prezydent Francji i kanclerz Niemiec. Teraz możemy niemal codziennie czytać w zachodniej prasie negatywne komentarze o Budapeszcie. Ostatnio brytyjski popularny dziennik o profilu finansowym "Financial Times", określił zmiany w Konstytucji Węgier, jako "zamach stanu" i przy okazji, wspominając o polsko-węgierskich "bratankach", pochwalił Polskę. Bo "Polska zwiększa wpływy i pokazuje Europie, jak rozwijać gospodarkę".

Tymczasem Węgry z dnia na dzień spadają gospodarczo w czeliści przepaści. Wartość forinta leci na łeb, przy okazji ciągnie polskiego złotego, oprocentowanie obligacji bije kolejne rekordy, gospodarka węgierska z każdym dniem pogrąża się w stagnacji, a ludzie z trudem znoszą codzienne ciężary. Jedni zwalają to wszystko na plecy rządzących przez 10 lat socjalistów, inni zaś kładą na karb nieprzejednanej polityki o antyludzkim charakterze, walczącej prawicy Orbana.

Jeżeli ktoś dziś ma odwagę straszyć Polaków zbyt wysokim (faktycznie taki rzeczywiście jest) długiem publicznym Polski, który zbliża się do poziomu 55 proc. PKB - to dług publiczny czterokrotnie mniejszych liczebnie Węgier, przekracza 80 proc. PKB, a forint przed dwoma dniami pobił wszelkie dotychczasowe rekordy słabości wobec euro. Większościowa władza rządzącej koalicji Fidesz, w wyniku narzuconej od stycznia 2012 roku znowelizowanej Konstytucji - zwiększyła sobie uprawnienia w sprawowaniu urzędów państwowych, a jednocześnie ograniczyła niezależność Narodowego Banku Węgier (to taki nasz NBP), co wywołało dosłownie panikę i histerię w Europie.

Na tle niepokojących zmian w Konstytucji węgierskiej, która także ogranicza swobody demokratyczne, m.in. dziennikarzom – Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) i Unia Europejska (UE) zapowiedziały ograniczenie kontaktów z władzami w Budapeszcie. A to oznacza, że premier Wiktor Orban, który niedawno zwrócił się do tych instytucji z niemal błagalną prośbą o pomoc finansową w wysokości 15 do 20 mld dolarów, nie będzie udzielona. Mało tego – MFW i UE nawet nie mają zamiaru wznowić rozmów o finansowej pomocy węgierskiemu rządowi. Czy to także sygnał na przyszłość do polskiego prezesa PiS, który nie kryje swoich uczuć poparcia Orbanowi?

Tak oto demokracja jednym robi dobrze, a drugim wychodzi bokiem. Bo według Henry Louisa Menckena, amerykańskiego eseisty i satyryka - demokracja to kult szakali wyznawany przez osły. A papież Jan Paweł II mawiał: demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm. Jak wiadomo, rząd węgierski ma demokratycznie zdobytą większość, więc siłą rządzącej większości robi co chce. Nie liczy się z narodem, trzyma za gardło opozycję i dziennikarzy, nie słucha partnerów europejskich. Robi, więc co chce w swoim kraju i nikogo nie pyta o zgodę. Jak daleko zajedzie w tym stylu? Zobaczymy to niedługo.

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto