Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rzeź wołyńska widziana z lotu ptaka - O komentarzu Adama Michnika

Eugeniusz Możejko
Eugeniusz Możejko
Z okazji 70-lecia rzezi wołyńskiej Adam Michnik zaproponował nazwanie tego wydarzenia „antypolską akcją” czy „tragiczną wojną domową”, a termin „ludobójstwo” zastąpić wyrażeniami "zbrodnia wojenna" albo "krwawa czystka etniczna".

Z okazji 70-lecia rzezi wołyńskiej redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” Adam Michnik opublikował komentarz, w którym wypowiedział następujące myśli:

„70. rocznica antypolskiej akcji na Wołyniu ożywiła środowiska nacjonalistyczne po obu stronach granicy.”

„Historia stosunków polsko-ukraińskich pełna była niesprawiedliwości, wojen, zbrodni. Dwa narody walczyły o swoją wolność i niepodległość, widząc w dążeniu drugiej strony zagrożenie.”

„Polska w 1918 r. odzyskała niepodległość. Ukraina została podzielona, głównie między Polskę i ZSRR. Ukraińcy żyjący w Polsce czuli się narodem pod obcą okupacją.”

„Wybuch II wojny światowej przyniósł Ukraińcom nadzieję, że uzyskają niepodległe państwo. Wołyń i Galicję Wschodnią uważali za swoje ziemie. Dla Polaków było to nie do przyjęcia, stali na stanowisku powrotu do granic sprzed 1 września 1939.”

„Konflikt, chyba nieuchronny, przybrał formy wyjątkowo okrutne, jak wszystkie chłopskie rebelie. Mówiąc o "rzezi wołyńskiej", warto pamiętać o "rzezi galicyjskiej" czy o Jedwabnem; Ukraińcy nie mieli monopolu na okrucieństwo.”

„Z tej perspektywy spór o słowa nasuwa podejrzenie o działanie w złej wierze. Czyż nie można powiedzieć, że konflikt był tragedią obu narodów? Jeśli Wołyń był wspólnym domem Ukraińców i Polaków, to czyż nie można rzec, że była to tragiczna wojna domowa? Czy słowa "zbrodnia wojenna" i "krwawa czystka etniczna" nie są w potocznym odbiorze tym samym co "ludobójstwo"?”

„Jeśli my, Polacy, mówimy o potrzebie prawdy i rachunku sumienia, to czy nie jest uczciwiej zacząć ten rachunek od siebie?”

Nie jest tak, jest wprost przeciwnie!

Rzeź wołyńska, o której pisze w swoim komentarzu Adam Michnik, nie była po prostu „antypolską akcją”. Tak można by określić wiele akcji ukraińskich nacjonalistów; w tym przypadku nie o to chodzi – chodzi o akcję zupełnie specjalną, mającą na celu wymordowanie i wypędzenie ludności polskiej z Wołynia i Małopolski Wschodniej, a przeprowadzoną metodami, które trudno określić inaczej jak rzezią.

Historię stosunków polsko-ukraińskich trudno uznać za wzorzec harmonijnego współżycia narodów; jest to zresztą historia krótka. Gdyby redaktor Michnik, kreśląc jej ponury obraz, spojrzał na starsze mapy polityczne naszej części Europy, nie mógłby nie zauważyć, że nie ma na nich żadnej Ukrainy, jest natomiast ciągle rozrastające się imperium carów i sekretarzy generalnych, imperium prące nieprzerwanie – do sławnego roku 1989 – na zachód. Do jego ekspansji z pewnością niemały wkład wnieśli też Ukraińcy, od kiedy określili się jako naród. Mówienie o polsko-ukraińskich wojnach jest grubą przesadą: na taką kwalifikację nie zasługuje nawet kijowska wyprawa Piłsudskiego, która była tylko jedną nieudaną wyprawą wojenną. Zagęszczenie „niesprawiedliwości, wojen i zbrodni” jest Michnikowi potrzebne jako tło, na którym „antypolska akcja” na Wołyniu niczym się nie wyróżnia.

To samo można powiedzieć o przywoływaniu w tym kontekście rzezi galicyjskiej i zbrodni w Jedwabnem. Można porównywać tylko rzeczy porównywalne. A stawianie znaku równości między okrucieństwami, jakich dopuszczali się Ukraińcy (którzy „nie mieli na nie monopolu”) i Polacy na Wołyniu, nawet gdyby były tak samo okrutne (a nie były), jest równoznaczne z niedostrzeganiem różnicy między zabójstwem w obronie koniecznej a mordem dla rabunku.

Walcząc o niepodległość, Polacy i Ukraińcy byli zarazem przeciwnikami, ponieważ jedni i drudzy chcieli zakładać swoje państwa na ziemiach uznanych przez obie nacje za swoje. Polska nie podzieliła jednak nie istniejącej jeszcze realnie Ukrainy z ZSRR, ona wyrwała część spornego terytorium w walce z nacierającymi hufcami Budionnego i Tuchaczewskiego. Ale jej nie okupowała, jak chcą to widzieć Ukraińcy - co najwyżej podejmowała próby ich asymilacji, zresztą nierealne. Mordowani na Wołyniu Polacy nie „stali na stanowisku powrotu do granic sprzed 1 września 1939”. Oni nie stali na żadnym stanowisku - chcieli przeżyć.

Jeżeli konflikt był tragedią obu narodów, to nie był wojną domową, bo nie było wspólnego domu, zaś w domu, który chcieli budować Ukraińcy, dla Polaków miało nie być miejsca. Nie można też przeoczyć faktu, że ci co się tam ostali, nie są szczególnie mile widziani również w niepodległej Ukrainie, ani przyjmować bez mrugnięcia okiem opinii, że słuszne dążenie Ukraińców do posiadania własnego państwa, o czym chcą nas przekonać nasi ukraińscy przyjaciele, usprawiedliwia wymordowanie i wygnanie Polaków z Wołynia i Galicji Wschodniej. Zachęcając Polaków do robienia własnego rachunku sumienia - i to jako pierwsi - Adam Michnik nie dostrzega, że w polskim i ukraińskim rejestrze win niekoniecznie muszą być te same grzechy.

To nie są spory o słowa.

Filozofia, którą uprawia i zaleca innym Adam Michnik, istotnie leżała u podstaw polityki kolejnych polskich rządów i prezydentów w stosunku państw i narodów ukształtowanych na geopolitycznym fundamencie pojałtańskiego porządku. Paradoks tej polityki polega na równoczesnym potępianiu skutków nowego podziału Europy Środkowej, połączonego z gigantycznymi przemieszczeniami ludności, określanymi ostatnimi czasy jako surowo potępiane czystki etniczne i akceptacji, a nawet afirmacji dokonanego podziału jako rzekomo lepszej, sprawiedliwszej podstawy przyjaznych stosunków między tymi narodami. Miało temu służyć zdecydowane odcięcie się od kresowego dziedzictwa zgodnie z doktryną Giedroyca, wspomnianego z rewerencją przez autora komentarza. Wcielanie owej doktryny w praktyce politycznej oznaczało zgodę na budowanie nierównoprawnych stosunków, czego karykaturalnym przykładem są stosunki z małą Litwą, rozmawiającą z Polską z pozycji wielkiego mocarstwa (co nie przeszkadza litewskim politykom podnosić co chwila larum z powodu zagrożenia polską dominacją). Przymykanie oczu na dyskryminacyjne praktyki stosowane wobec pozostałych jeszcze na wschodzie grup ludności polskiej i schlebianie wybujałym ambicjom narodowym raczej sprzyjało wzrastaniu nastrojów nacjonalistycznych po obu stronach granic, zamiast je uśmierzać.

Nie bacząc na to, redaktor Michnik, w doktrynalnym zaślepieniu, proponuje nadal, z jeszcze większą konsekwencją, trzymać się kursu wyznaczonego w Maisons-Laffitte. Chciałoby się na to zakrzyknąć: Polacy, nie idźcie tą drogą! Doprowadzi ona nas do tego, że będziemy przepraszać nie tylko za okupację ziem naszych dzisiejszych wschodnich sąsiadów, za Żeligowskiego i Piłsudskiego, ale całą I Rzeczpospolitą. Michnik nie chce też zauważyć, że oparta na tym fundamencie tzw. polityka wschodnia poniosła, po dwudziestu paru latach jej uprawiania, totalne fiasko (zdaje się, że nie zauważa tego także polskie MSZ). Z Ukrainą, a zwłaszcza z Litwą mamy gorsze stosunki niż w latach wcześniejszych, kiedy wcale nie były tak dobre, jak utrzymywała oficjalna propaganda.

Oczywiście wycofać się z konsekwentnie realizowanej, utkanej z iluzji i chciejstwa, polityki wschodniej nie byłoby łatwo. Przede wszystkim należałoby zerwać z politycznym marzycielstwem pewnego naiwnego księdza, który chciał kupić sympatię wschodnich sąsiadów przyznając im wyłączne prawo do Wilna i Lwowa, oddanych im siedem lat wcześniej przez Stalina. Trzeba by więc czymś zastąpić projekty polityczne, snute na bazie tego pomysłu przez Mieroszewskiego i Giedroyca i uważniej przyjrzeć się realiom tego sąsiedztwa. Przyjąć do wiadomości, że polskie orły na Cmentarzu Łyczakowskm były, są i będą nie do przyjęcia dla zwolenników naszej przyjaciółki Julii Tymoszenko, a w litewskich szkołach antypolonizm jest i będzie integralną częścią programów nauczania. Trzeba by też zgodzić się z tym, że Ukraina, Białoruś i Litwa jako bariera chroniąca nas przed rosyjskim ekspansjonizmem byłaby ochroną iluzoryczną, gdyby w istniejących realiach politycznych nie stała się dziwacznym myślowym anachronizmem; że Rosja, jaką by nie była, jest i będzie wielkim krajem, który trudno izolować albo ignorować. I jest i będzie naszym sąsiadem, którego istnienie muszą uwzględnić koncepcje realnie pomyślanej polityki wschodniej, bez wyjątków.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto