Tego gorącego lata Wydawnictwo Pascal sprawiło czytelnikom miłą niespodziankę – 2 lipca ukazała się książka Martina Zöllera pt. "Rzymskie zauroczenie. Niecodzienne zapiski blondyna, który chciał poczuć się w Rzymie jak w domu."
Prawdziwy Martin Zöller to pochodzący z Monachium 34-letni dziennikarz, który w 2006 r. trafił do Rzymu jako korespondent "Badischen Zeitung". I choć w Wiecznym Mieście od dawna czuje się jak w domu, to, jak twierdzi, za prawdziwego rzymianina może uchodzić tylko wtedy, gdy jedzie na skuterze i jego jasne włosy są ukryte pod kaskiem.
Ponieważ książka jest w dużej mierze autobiograficzna, ten sam problem ma jego powieściowe alter ego. Przed wyjazdem do Włoch zaprzyjaźniony właściciel włoskiego baru w Monachium przestrzega entuzjastycznie nastawionego podróżnika: Z tą swoją blond-e czupryną jesteś w Roma obceee ciało. Ostrzeżenie okazuje się zasadne - jasne loki to dla Włochów sygnał, że mają do czynienia z zagubionym w rzymskich realiach cudzoziemcem, którego niewiedzę i bezradność można wykorzystać. Ba, wręcz należy to zrobić! Nie bez powodu oryginalny tytuł książki brzmi "Madonna, ein Blonder!"
Na kolorze włosów problemy się nie kończą. Cóż z tego, że Martin mówi płynnie po włosku, skoro nie zna tak istotnych słów jak eeech, ooho i boh. O zgrozo, nie wie też, co oznacza wiercenie palcem dziury w policzku czy pocieranie podbródka grzbietem dłoni. Bohater szybko dochodzi do wniosku, że w Wiecznym Mieście trudno się obyć bez znajomości trzech języków: włoskiego, rzymskiego i gestów.
Przekonuje się również, że rogalik z budyniem waniliowym może się okazać zagrożeniem dla życia, a przy suto zastawionym stole bardzo łatwo popełnić gafę i stać się w oczach Włochów kulinarnym barbarzyńcą.
Na szczęście nieszczęsny biondo może liczyć na przyjaciół - wspierają go barista Dino i jego młoda krewna, Elisa. Piękna Włoszka staje się dla naszego bohatera kimś więcej niż przyjaciółką - dla niej jest gotów wziąć udział w morderczym górskim biegu z figurą Maryi.
Dziennikarskim doświadczeniom autor zawdzięcza żywy i obrazowy styl, który w połączeniu z ciepłym humorem i autoironią sprawia, że powieść czyta się jednym tchem i z prawdziwą przyjemnością. Krótkie rozdziały łączy wspólny wątek, ale każdy z nich stanowi jednocześnie odrębne opowiadanie, ukazujące w anegdotyczny sposób któryś aspekt włoskiej rzeczywistości. Wyrazy uznania należą się również tłumaczce, dzięki której przekład zachował lekkość i wdzięk oryginału.
Zapewniam: lektura "Rzymskiego zauroczenia" jest orzeźwiająca niczym poranne cappuccino!
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?