W „Samemu Bogu chwała” Aleksander Kowarz stworzył postapokaliptyczną wizję świata. W tym przypadku cywilizacja nie zrobiła jednak kroku wstecz na wskutek bomby atomowej, wybuchu meteorytu czy najazdu kosmitów (jak to się dzieje w książkach science-fiction), a w wyniku starć fanatycznych przedstawicieli religii. Świat został na powrót dotknięty religijną ciemnotą. Każda myśl czy idea niezgodna z naukami Kościoła jest surowo karaną herezją. Abstrakcyjnie na tle intelektualnego marazmu szarych mas przedstawiciele kościoła (i wrogich sekt) władają nowoczesnymi technologiami. Chipy z GPS zawierające truciznę aplikowane do organizmu, elektroniczny „papież” z niemal dopracowaną Sztuczną Inteligencją i świadomością, innowacyjne sprzęty komunikacyjne – to narzędzia, które mają zapewnić Kościołowi jeszcze większą kontrolę nad bogobojnymi „owieczkami”. Ku zbawieniu ich dusz.
Główny bohater – Ateron - przez całe swoje życie był wykonawcą poleceń Kościoła. Młody gwardzista nigdy nie miał skrupułów ani wyrzutów sumienia. Zabijał bez mrugnięcia okiem, jeśli taki miał rozkaz. W jednej z akcji Ateron zostaje ranny a większość jego kolegów ginie. Gdy dochodzi do siebie, postanawia pomścić towarzyszy i przystępuje do Świętej Inkwizycji. Od tego momentu jego proste żołnierskie życie ulega zmianie. Wkrótce w wyniku intryg zwierzchnika, nowy adept - zbyt interesujący się sprawami, którymi interesować się nie powinien - zostaje skazany na śmierć. Życie ratuje mu... patriarcha Paryża. Młodzieniec znajdując się na krawędzi życia i śmierci zostaje „przejęty” przez Zakon Syjonu, największego wroga kościoła. Tam poznaje Franceskę, która o mały włos nie zabiła go w jego pierwszej akcji dla Świętego Officium. Były gwardzista jest zafascynowany piękną kobietą. W wyniku splotów różnych wydarzeń zapomina o zemście i staje do walki z instytucją, której bronił przez długie lata. Czy jednak zdaje sobie sprawę z rezultatów swoich działań? Czy ponownie przecenił swoje umiejętności i pozostaje marionetką sterowaną tym razem przez inne ręce?
W „Samemu Bogu chwała” motywy przeplatają się niczym w najlepszych książkach z „tłem” religijnym. I oczywiście nie brakuje wartkiej akcji, wielkich tajemnic ukrywanych przez Kościół, wrogich zakonów i wielowiekowej walki o władzę. Można odnaleźć coś z Dana Browna i Jacka Piekary, jednak autor raczej starał się wyznaczyć nowy trendy. Zaskakują kreacje bohaterów i zakończenie... Postacie nie są ani na wskroś dobre, ani złe (no może poza jedną) i ciężko kogokolwiek polubić lub znienawidzić. Każda z nich ma bowiem swoje racje i dopiero pod koniec książki wyłania się prawdziwy „mistrz zła”. To, co jedynie może nieco „niepokoić”, to dialogi bohaterów. Czasem ich słownictwo wydaje się nieadekwatne do sytuacji i nie pasujące charakterologicznie. Jest to jednak subiektywna ocena.
Zagłębiając się w lekturę i obserwując walkę na szczycie, Czytelnikowi ciężko obrać frakcję religijną, której mógłby „kibicować”. Wydaje się, że najlepiej odzwierciedla to powiedzenie, że najdłuższy i najgorliwszy konflikt powstaje tam, gdzie żadna ze stron nie ma racji.
Aleksander Kowarz po raz pierwszy dał o sobie usłyszeć prawie pięć lat temu, wydając „Rydwan Bogów”. Akcja debiutanckiej powieści odbywała się dwutorowo - w starożytnym Egipcie oraz w czasach współczesnych. W książce nie zabrakło ani symboliki, ani motywów religijnych. Teraz jest podobnie – autor studiujący religioznawstwo najwidoczniej nie mógł uciec od tego tematu.
„Samemu Bogu chwała” Aleksandra Kowarza może się podobać. Mankamenty są drobne, a całościowo książka intryguje i wciąga na długie godziny. Zaskakujący jest również fakt, że publikacja jest dostępna w formie elektronicznej, a nie papierowej. Bez wątpienia tytuł zasługuje, aby znaleźć się w tradycyjnej biblioteczce.
Self Publishing, 2014
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?