Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ściąga z ekonomii cz. 2

Michał Wójtowicz
Michał Wójtowicz
Tym razem postanowiłem obalić błędne opinie na temat istotnych spraw związanych z ekonomią, które często słyszę od znajomych albo rodziny, podzielanych przez, jak sądzę, sporą część społeczeństwa.

W przypadku bankructwa banku ludzie stracą wszystkie zgromadzone w nim oszczędności.

Bank zarabia głównie na pośrednictwie między tymi, którzy deponują w nim swoje pieniądze i biorącymi od niego kredyty. Przy zachowaniu pewnych standardów ta działalność jest w dużym stopniu bezpieczna, choć zdarzają się przypadki niosące ze sobą zagrożenie bankructwa.

Jedna z nich występuje, gdy dłużnik, który pożyczył od banku pieniądze, nie chce, albo nie ma z czego ich oddać, a złożone zabezpieczenia nie są wystarczające na pokrycie długu. Taka sytuacja miała miejsce w Polsce na początku lat 90., gdy państwowe przedsiębiorstwa nie radziły sobie w nowej, kapitalistycznej rzeczywistości i ociągały się ze spłatą kredytów.

Zagrożenie może wynikać także z innego rodzaju inwestycji. Dobrym przykładem jest historia bankructwa najstarszego angielskiego banku inwestycyjnego Barings. Doprowadził do tego swoimi spekulacjami na rynkach finansowych jeden z jego pracowników. Chcąc pokryć osiągnięte wcześniej straty złożył duże zlecenie, w którym założył, ze indeks japońskiej giełdy nie zmieni się w najbliższym czasie. Niestety, trzęsienie ziemi w Kobe pokrzyżowało jego plan a próby jej odrobienia nie odniosły skutku. Ostatecznie bank z powodu jednego pracownika stracił 827 milionów funtów, dwa razy więcej niż wynosił jego kapitał i musiał ogłosić bankructwo.

Takie sytuacje to jednak wyjątek, a nie reguła, a nawet, gdy wystąpią to nie powinny zagrozić drobnemu ciułaczowi. W przypadku bankructwa polskiego banku Bankowy Fundusz Gwarancyjny zwróci całą lokatę osobom, które miały na niej do 1000 euro, a dla depozytów powyżej tej kwoty gwarantowane jest całość z 1000 euro plus 90 procent z reszty aż do 22.500. Środki potrzebne na wypłatę pochodzą od innych banków, którym zależy, aby ich sektor uchodził za bezpieczny. Ryzyko istnieje, ale dotyczy tylko bardziej majętnych klientów. W Polsce ostatnie i najbardziej znane było bankructwo banku Staropolskiego w 1999 roku.

To niemożliwe, że inflacja jest taka mała. Przecież wszystko drożeje jak szalone.

Inflację tworzy się na podstawie wydatków deklarowanych przez losowo wybrane rodziny. Oczywiście każdy może odmówić udziału w badaniu, co zazwyczaj czynią bogaci i rodziny patologiczne, przez co informacja zostaje w jakiś sposób zniekształcona. Ze zdobytych w ten sposób danych tworzy się koszyk przeciętnego Polaka, który informuje nas ile z każdego tysiąca złotych taka nieistniejąca osoba przeznacza średnio na poszczególne grupy wydatków na przykład na żywność czy transport.

Niestety, to zestawie jest trochę sztuczne. Nie są nim uwzględnione wydatki inwestycyjne, przez co inflacja nie odzwierciedla między innymi wzrostu cen mieszkań. Poza tym sztuczność wskaźnika wynika z samej natury średniej. Załóżmy, że tworzymy koszyk dwóch osób, biednej i bogatej. Pierwsza nie wydaje na biżuterię ani grosza, druga przeznacza na nią trzysta złotych. W koszyku wydatki na ten towar wyniosą 150 złotych, co osoba biedna uzna za absurd.

W konstrukcji inflacji ważne jest, że dany towar wpływa na nią w stopniu zależnym od tego jak dużą część dochodu na niego przeznaczamy. Przykładowo podwojenie się cen zapałek nie miałoby tu zbyt dużego znaczenia. Istotne jest również to, że gdy jeden towar drożeje to często przerzucamy się na inny na przykład z masła na margarynę, więc wpływ podwyżki będzie wtedy mniejszy. Inflacja to wskaźnik zniekształcony i sztuczny, dający pewną przydatną informację. Nie należy się, więc dziwić, że rozmija się z naszymi obserwacjami i odczuciami.

Osoba, której dochód wpada w drugi próg podatkowy musi od niego odprowadzić trzydzieści procent w ramach podatku dochodowego.

Co prawda niektórzy twierdzą, że podatki są niesprawiedliwe, ale nie aż tak. Aby to lepiej przedstawić przyjmijmy na chwilę, że w Polsce są tylko dwa progi podatkowe: 10 procent i 20 przy dochodzie większym od 20 tysięcy złotych. Załóżmy, że Jan Kowalski zarabia 19 999 złotych, co oznacza, że odprowadza 1 999 złotych i 90 groszy podatku. Gdyby cytowane zdanie było prawdą to w sytuacji, gdy dochód naszego bohatera wzrośnie o złotówkę zapłaci on 20 000 * 20% = 4 000 złotych podatku, czyli aż o 2 tysiące więcej. Aby dostawać do ręki tyle samo, co przy starej pensji Kowalski musiałby zarabiać 22 500 złotych.

Sytuacja, w której wzrost dochodu pracownika powoduje, że otrzymuje on mniej pieniędzy jest niesprawiedliwa i byłaby nie do zaakceptowania przez społeczeństwo. W rzeczywistości przy dochodzie 20.000 złotych kwotę tę rozbija się na dwie: maksymalny dochód wpadający do pierwszego progu i resztę, przemnaża je przez odpowiednia stawki, a otrzymane wyniki sumuje, otrzymując należny podatek. W tym przypadku jest to 19 999 * 10% = 1.999, 90 plus 1 * 20 % = 20 groszy, czyli 2.000,10. Podatek do zapłacenie wyniesie, więc nie 4.000 złotych, a 2.000 złotych i 10 groszy, prawie o połowę mniej. Podsumowując w tym przykładzie od każdej złotówki dochodu wpadającego do pierwszego progu fiskus zabiera dziesięć groszy, a od reszty dwadzieścia. W rzeczywistości obliczenia są bardziej skomplikowane, ale reguła pozostaje ta sama.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: RPP zdecydowała ws. stóp procentowych? Kiedy obniżka?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto