Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sexy Suicide, nowi romantycy polskiej sceny wydali płytę "Intruder"

Krzysztof Mroczko
Krzysztof Mroczko
Nostalgia za latami 80. to już fakt. W powodzi różnych płyt ciężko wyłowić coś, co wyróżnia się z całej masy innych. Debiutancki album grupy Sexy Suicide pozwala na oddanie się nostalgii w bardzo przyjemny sposób.

Epigoni to w mitologii greckiej „późno urodzeni”, którym przyszło pomścić śmierć starszych wojowników. W sztuce przyjęło się natomiast rozumienie tego słowa w znaczeniu dość pejoratywnym, oznaczającym zazwyczaj dokonania uczynione na dawny wzór i charakteryzujące się słabością wykonania. W dzisiejszym świecie, w którym muzyka nawiązująca swoją stylistyką obecna jest niemalże wszędzie, podobnych nieudanych nawiązań można liczyć w setki. Na szczęście w powodzi jednobrzmiących płyt można odnaleźć coś atrakcyjnego. Jednym z takich jaśniejszych punktów może być płyta polskiego duetu Sexy Suicide.

Estetyka lat osiemdziesiątych dwudziestego wieku na pozór wydaje się prosta, banalna wręcz. Syntezatorowe dźwięki zastępują właściwie każdy instrument, rytm jest zazwyczaj mało skomplikowany, muzyków nie potrzeba wielu. Podobnie jak miało to miejsce przed kilkoma dekadami, można tę muzykę tworzyć we własnym pokoju, z kolegą lub koleżanką do pary. Jak jednak uczy doświadczenie, nie wystarczy znanie zasad rządzących gatunkiem, potrzebne jest także to nieuchwytne „coś”, sprawiające, że zespół odniesie sukces, zarówno ten w wymiarze artystycznym jak i komercyjnym. Wydaje się, że Sexy Suicide jest na dobrej drodze do osiągnięcia tych dwóch zamierzeń.

Muzyka na płycie nie zaskakuje zbyt mocno, ale, wbrew utartym opiniom, nie jest to wadą, przynajmniej nie w tym konkretnym przypadku. Duet nie ma zamiaru tworzenia nowości, obalania dotychczas znanych kanonów czy powalania słuchacza awangardowymi rozwiązaniami. Para muzyków konsekwentnie porusza się w wybranej stylistyce, dostarczając słuchaczom muzyki już oswojonej, zapoznanej, noszącej przy tym mocno wyraziste autorskie piętno. Lista fascynacji i inspiracji mogłaby być długa, ale nie o to zupełnie chodzi. Miłośnicy tego rodzaju dźwięków bez trudu je odczytają, z kolei słuchacze nie obeznani z materią przekonają się, że muzyka sprzed trzech dekad wcale nie musi brzmieć jak kolejne odgrzewane kotlety Perfectu czy Kombi.

Kulinarne skojarzenia są w tym miejscu jak najbardziej stosowne. Sexy Suicide jest propozycją dla tych wszystkich, którzy chcą potrawy znanej, lecz przyrządzonej w sposób autorski, zdradzający artystyczny kunszt twórcy. Aby się o tym przekonać, wystarczy poświęcić chwilę na poznanie najbardziej, moim zdaniem, wyrazistego numeru na płycie. Szybko się przekonacie, jak smakowity jest to kąsek i pobiegniecie po cały zestaw w postaci płyty. Wystarczy na całą ucztę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto