Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

SILESIA CAFÉ czyli...

Konrad Staszewski
Konrad Staszewski
"Silesia Café" numer 41
"Silesia Café" numer 41 Konrad Staszewski
"Silesia Café" okazała się dla mnie bardzo gorzką i pełną fusów kawą.

SILESIA CAFÉ czyli...

Tytułowa SILESIA CAFÉ miała być z założenia regionalnym tygodnikiem Górnego Śląska, w którym miały się ukazywać informacje o najciekawszych wydarzeniach w takich miastach jak: Katowice, Bytom, Chorzów, Gliwice i Zabrze. Plusem pisma miała być nie tylko „zachodnia” szata graficzna, konkursy i horoskopy, ale również jego darmowość. Założeniem było finansowanie go z reklam sponsorowanych. Jak zapowiadał pan Maciej Skoczylas w wywiadzie opublikowanym w styczniu 2012 roku na łamach serwisu Mariacka.eu: „Planujemy usunąć konkurencję. ,,Metro”, ,,Nasze Miasto” i innych. To potrwa, ale uda się nam! (śmiech).”.*

Piękne założenia, tym bardziej, że pierwszy dwustronicowy numer miał premierę na początku 2012 roku. Dlaczego zatem piszę o nim tylko w czasie przeszłym? Bo pozostał śmiech.

Nadzieja dodaje skrzydeł

Jak dziś pamiętam pierwsze targi książki, na których byłem. Za namową przyjaciela zabrałem rodzinę i pojechałem w 2013 roku do katowickiego Spodka. Moim celem było nie tylko zobaczenie stoisk wydawców, rozmowy z pisarzami i zdobycie autografów. Miałem nadzieję, że moje dzieci miło spędzą czas i wezmą udział w zorganizowanych na Targach konkursach i zabawach. Nie zawiodłem się. Ale nie to było moim największym marzeniem. Chciałem nawiązać kontakt z wydawcami, zainteresować ich moją twórczością i być może zagwarantować sobie kontrakt na pisaną nową powieść kryminalną. To ostatnie nie do końca się spełniło, ale...

Właśnie, zawsze jest jakieś małe „ale”, które z czasem może dorosnąć do dużego „ALE”. I tak było w tym przypadku. Spacerując po głównej płycie i mając ze sobą kilka aktualnych CV pod kątem pracy dziennikarskiej, natknąłem się na stoisko pisma Silesia Café. Zainteresowała mnie nazwa tego tygodnika i jego potencjał. Zaryzykowałem. Podszedłem, przedstawiłem się, powiedziałem, że jestem pisarzem i dziennikarzem oraz zapytałem, czy mogę przesłać swoje CV (zapas, który miałem na ten dzień się wyczerpał). Na propozycję pozostawienia numeru telefonu i adresu mailowego od razu przystałem. Ponieważ jestem także DTP-owcem, jakiś czas później otrzymałem informację z siedziby redakcji z zaproszeniem na rozmowę.

Przyjechałem do siedziby Muzaj Media Sp. z o.o. w Chorzowie i pełen nadziei nacisnąłem dzwonek w domofonie. Przedstawiłem się, po czym udałem się piętro. Przywitało mnie dwóch mężczyzn. Pierwszym z nich był pan Maciej Skoczylas, a drugim mężczyzna, którego poznałem na Katowickich Targach Książki. Panowie przeprosili za skromnie umeblowane pomieszczenie z plamami na biurku, bo dopiero dostosowywali lokal do potrzeb wydawnictwa.

Rozmawialiśmy na temat składu tygodnika. Obejrzałem przykładowe numery i zaproponowałem swoje warunki. Ponieważ pracuję na legalnym, kupionym, własnym oprogramowaniu DTP, które jest konkurencyjne z innymi markami zaproponowałem niską stawkę. Pan Maciej był zaskoczony i powiedział, że liczył około 50 zł za numer. Uzgodniliśmy zatem stawkę 25 zł za numer. Po czym, zadowolony, wróciłem do domu.

Kilka dni później otrzymałem materiały do składu pierwszego mojego numeru Silesia Café. Pismo było tygodnikiem i moja współpraca z wydawnictwem zapowiadała się bardzo obiecująco.

Nadzieja umiera ostatnia

Jestem zodiakalnym Koziorożcem. Upartym i konsekwentnym w działaniu. Z zapałem składałem numery tygodnika, przysiadałem do tego nocki, poganiałem pana Skoczylasa i monitowałem o materiały. Z własnej inicjatywy reklamowałem pismo w mediach społecznościowych. Po jakimś czasie umówiłem się na spotkanie i przyjechałem do Chorzowa, aby podpisać umowę. Zaskoczyła mnie data jej zawarcia (23.09.2013 r.) i fakt, że zawierana była między mną a spółką Muzaj Media Sp. z o.o., która nie była w umowie przez nikogo reprezentowana. Ale nie to było dla mnie najważniejsze. Wyłapałem kilka błędów i nieścisłości w przedstawionej mi umowie i zaproponowałem zmiany. Wtedy pan Skoczylas poprosił swojego znajomego, żeby je zaopiniował i dopisaliśmy je długopisem do umowy. Umowę w imieniu Zamawiającego podpisał pan Maciej Skoczylas. Umowa opiewała na wykonanie przeze mnie „24. projektów DTP tygodnika Silesia Café w formacie pdf o rozdzielczości 300, 150 i 96 dpi każdy”. Termin obowiązywania umowy to: od 23.09.2013 do 27.03.2014 roku. Czułem się tą umową usatysfakcjonowany i nic nie zapowiadało problemów.

Po jakimś czasie poprosiłem o akredytację na krakowskie targi książki i dzięki panu Skoczylasowi na nie pojechałem. Byłem na nich jeden dzień i byłem umówiony ze znajomym pana Skoczylasa i moim z targów w Katowicach na częściową zapłatę wynagrodzenia za złożone numery pisma. I tu zaczęły się już pewne problemy. Pan, z którym byłem umówiony najpierw przez telefon powiedział mi, że nie pamięta na jaką kwotę się umawiał. Potem, że przyjedzie później. Później sobie zapomniał i w końcu nasze spotkanie odbyło się dopiero po kilku godzinach. Nie ukrywam, że było mi to nie rękę. Wtedy też zapaliła się w mojej głowie lampka ostrzegawcza.

Kolejne nasze spotkanie miało miejsce w Sosnowcu, w godzinach mojej pracy. Otrzymałem wtedy propozycję nawiązania współpracy graficznej z nowym portalem oraz współpracy z projektem SilesiaTicket.pl, który miał być bazą imprez. Powiedziałem, że się nad tym zastanowię. Swoją drogą napisałem relację z targów w Krakowie („Katowice kontra Kraków – okiem czytelnika”) i opublikowałem w portalu Silesia Café.

Otrzymałem także pocztą nową wersję zawartej Umowy, ponieważ pan Skoczylas wolał, żeby wszystko było w niej zapisane drukiem i naniósł zapisy, które dodaliśmy do niej ręcznie. Ale, gdy ją przeczytałem, okazało się, że się ze sobą nie pokrywają. Zadzwoniłem więc do pana Macieja, przedstawiłem sytuację i otrzymałem informację, iż Umowa zostanie poprawiona i ponownie mi przesłana. Ale tak się nie stało.

Mało tego. Wkrótce zaczęły się duże opóźnienia w przesyłaniu materiałów do numerów. Część moich monitów jeszcze działała. Okazało się, że tygodnik nie przynosi takich profitów jakie zakładano i zgodziłem się na przygotowywanie ich na przemian raz w wersji drukowanej (o rozdzielczości 300 dpi), a raz elektronicznej (150 dpi). Nawet zaproponowałem jeden z numerów elektronicznych w wersji trzy stronicowej, aby zmieścić materiały, które nie mieściły się w normalnym wydaniu. Ale to działało także tylko do czasu.

Opóźnienia były coraz większe i pismo stało się nieregularnikiem. Aż w końcu całkiem przestało się ukazywać. W związku z czym pisałem maile do pana Skoczylasa i drugiego z panów (znajomego z targów), dzwoniłem. Przepraszali, obiecali zapłatę za numery, które miały się ukazać, a nie przesłali materiałów i na tym się skończyło.

Nadzieja matką głupich

Później dowiedziałem się, że pan Maciej Skoczylas jest redaktorem naczelnym tygodnika, ale wszystko konsultuje ze znajomym. Tamten twierdzi, że jest zwykłym pracownikiem i od niego nic nie zależy. Po kilku nieodebranych telefonach pan Skoczylas poinformował mnie, że jest chory, a potem nagle telefonicznie powiedział, że pismo zostało zawieszone.

W związku z taką działalnością obu panów poinformowałem ich o odstąpieniu od umowy i zażądałem wynagrodzenia. Bez rezultatu. Wysłałem rachunek. Cisza. Zagroziłem sądem i też nic. Wysłałem kolejny rachunek z informacją o żądaniu zapłaty także za niezłożone nie z mojej winy numery. Nic. Jakby tego było mało, gdy dzwoniłem do obu panów otrzymywałem informacje o wyłączeniu numerów telefonów. Do dnia dzisiejszego nie otrzymałem reszty wynagrodzenia. Mógłbym iść do sądu, ale stwierdziłem, że lepsze będzie spełnienie dziennikarskiego obowiązku i zainteresowanie mediów tematem niż batalia sądowa.

Od tego czasu i ostatniego wysłanego przeze mnie pisma odradzam wszystkim współpracę z panem Maciejem Skoczylasem i Muzaj Media Sp. z o.o. Tym bardziej, że prowadzone przez tą spółkę radio, strona Silesia Café i SilesiaTicket.pl nadal funkcjonują.

Silesia Café okazała się dla mnie bardzo gorzką i pełną fusów kawą.

W niniejszym artykule przedstawiam pisma, które wysłałem do Muzaj Media Sp. z o.o. na maila pana Macieja Skoczylasa (rachunków nie załączam).

Konrad Staszewski.

***

*Żródło: Zniszczymy ,,Metro”!, www.mariacka.eu, 23.01.2012 r.

od 12 lat
Wideo

Stellan Skarsgård o filmie Diuna: Część 2

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto