Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Skażone i zepsute mięso na naszych stołach. Kto jest temu winny?

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Po głębokiej zadumie nad tym, jak wredny i ohydny może być człowiek wobec drugiego człowieka, należy pamiętać, że są tacy, którzy karmią nas: solą drogową, "odnawianym" kurczakiem, cuchnącymi kulinariami, zielonymi od pleśni wyrobami mięsnymi, "pucowanymi" olejem spleśniałymi wędlinami, itp.

Od niedzieli media informują, jak polski rynek spożywczy, głównie wyrobów mięsnych, nasycano w produkcji przez kilkanaście lat tonami soli przeznaczonej dla przemysłu chemicznego i energetycznego oraz do zimowego utrzymania dróg. Proceder rozszyfrowuje Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. W ostatnich dniach zatrzymano pięć osób z trzech firm wprowadzających do obrotu niejadalny środek chemiczny. Nie wiemy jeszcze, jak szkodliwa jest ta sól. Wypowiedzą się o tym biegli. Wiadomo, że proceder trwał od 1999 roku. Osoby zatrzymane, od kilkunastu lat współpracowały z firmą z Włocławka, która produkuje i sprzedaje, m.in. "niejadalną sól wypadową, stosowaną w przemyśle chemicznym".

Jak podaje portal mieso - "w zawartej z tymi trzema firmami umowie było jasno określone, że nie nadaje się ona do celów spożywczych. Kupowana po 140 zł za tonę sól była przepakowywana i sprzedawana m.in. firmom branży spożywczej po 440 zł za tonę. Ustalamy teraz firmy, które kupiły tę sól jako sól spożywczą" - powiedziała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, Magdalena Mazur-Prus. Polskie Radio podało dziś, że sól drogowa i dla przemysłu chemicznego szła przez kilkanaście lat do wszystkich zakładów mięsnych w kraju.

To nie pierwszy ujawniony przypadek podtruwania ludzi przez firmy przemysłu spożywczego czy sieci handlowej. Rok temu prasa pisała, że w różnych sklepach spożywczych prowadzi się niemal powszechnie "renowację" kurczaków, przy pomocy płynów do mycia naczyń. Metody "odnawiania", psujących się lub nadpsutych produktów spożywczych pochodzenia mięsnego, to w Polsce codzienna norma. "Odnawianie" kurczaków, surowych szynek, karkówek, schabów, kiełbas, czy kabanosów stanowi podstawę oceny pracy personelu ekspediencko-kasowego.

Kulisy takiego procederu przedstawiła anonimowa była ekspedientka i kasjerka, pracująca kilka lat w sklepie renomowanej firmy handlowej, dysponującej siecią kilkudziesięciu sklepów mięsnych, w Łodzi i województwie. Przez ręce byłej pracownicy - podał "Dziennik Łódzki" - "tygodniowo przechodziło kilka kilogramów starych i zepsutych wędlin i mięsa, które po odświeżeniu z powrotem lądowały w chłodniczych ladach, a następnie lodówkach klientów. Ze schabu, który trzy tygodnie wcześniej powinien trafić do śmieci, musiała przyrządzać "świeżą" pieczeń, a nieświeże jajka i stare mielone doskonale nadawały się do przyrządzenia klopsów".

Właściciel sklepów płacił ludziom za miesiąc pracy 1 250 złotych brutto, i do tego 200-300 zł premii. Premia była istotną częścią wynagrodzenia, bo bez niej było niewiele ponad 800 złotych na rękę. Należało nieźle się natrudzić, aby zdobyć premię i ewentualnie deputaty w postaci bonów towarowych: na Boże Narodzenie, Wielkanoc, Dzień Kobiet. Na bony też trzeba było zasłużyć. Trudno uwierzyć, jak bardzo mocno pracownicy sklepów są w stanie narazić na niebezpieczeństwo zdrowie klientów, byleby tylko nie stracić premii - powiedziała dziennikarce była ekspedientka.

Właściciel sklepów, hardy i twardy jak kamień, wymagał od wszystkich stale i niezmiennie kamiennego zdrowia. "Nie było mowy o zwolnieniu lekarskim, katar, wysoka gorączka, kaszel to żadne usprawiedliwienie" - opowiadała była pracownica sklepu. Wystarczyło "jedno zwolnienie lekarskie i z bonami można się było pożegnać" - napisał "Dziennik Łódzki". Przy niskich zarobkach nikt tego nie chciał ryzykować. Nierzadko za ladą stały, kichające i zasmarkane ekspedientki, kaszlące w towar lub w twarz klientów. W mgnieniu oka zarazki rozchodziły się po sklepie i towarze.

Nie było szans na wykrycie sklepowych zarazków czy choroby. Doskonale dbał o to firmowy lekarz. Bez badań okresowych pracowników wydawał systematycznie podstemplowane książeczki zdrowia z poświadczeniem badania. Nie miał zwyczaju ruszyć się z firmy do prawników w sklepach, ani przyjmować ludzi u siebie, w gabinecie. Żadna kontrola nie była w stanie tego zakwestionować. Za wszelką cenę należało pracować dla właściciela, czasem kosztem zdrowia i narażania zdrowia, klientów sklepów. Jak podkreśla była pracownica - trzeba było walczyć o premię i zatrudnienie. Dotyczyło to i kierownictwa i sprzedawczyń. Premia była, gdy sklep nie miał zwrotów towaru, a zwłaszcza przeterminowanego mięsa i wędlin. Pod silną presją dyrektorki, wędliny i mięso musiano moczyć i odświeżać.

Wypracowano metodę w tym procederze, że klient nie był w stanie rozpoznać "odświeżonego" mięsa, a tym bardziej produktów z niego. Największy pech dopadał smakoszy rolad drobiowych, zwłaszcza z żurawiną. Każda ekspedientka wiedziała, że po "odświeżeniu" mięsa czy rolady - przeterminowaną roladę nawet o miesiąc - będzie można sprzedać, jeśli umyje się ją w wodzie z solą. W ten sposób znika cuchnący zapach i uzyskuje się pożądany efekt, a rolada ponownie nabiera właściwego koloru. Woda z solą, zapewnia była ekspedientka, "pomaga też szynce i innym wędlinom". Przy "odświeżaniu" kabanosów i suchych wędlin używa się oleju. Olej nadaje ładny wygląd - kabanosy się świecą i wyglądają zdrowo.

Nieświeże i nadpsute mięso przeważnie podlega przeróbce. Po zmieleniu służy do wyrobu klopsów. Nieświeże mięso mielone, miesza się z przeterminowanymi jajkami, starą bułką tartą i odpowiednio dobranymi w należytej dawce przyprawami, m.in. ziołowymi, które niwelują wygląd oraz każdy zły zapach i smak. Do klopsów często trafiają także fragmenty wędlin, którym zwykle nie pomaga nawet mycie, bo są zielonkawe, cuchnące i wycieka z nich lepki śluz. Tego typu wędliny wyjmowane są z folii, mielone i wrzucane do klopsów, po czym znów foliowane. "Bardziej syfiastego produktu niż klopsy nie ma w całym sklepie, a klienci i tak chętnie go kupują, zwłaszcza, gdy czasami je podgrzewamy i wówczas po sklepie unosi się ładny zapach" - mówi była pracownica.

I jeszcze jeden kwiatek z zielonej łączki barwnych opowieści byłej ekspedientki. Otóż świetnie sprzedają się nieświeże kotlety i krokiety. Jakim sposobem? Po wyjęciu z opakowań są odsmażane i sprzedaje się je na sztuki. Czasem bywają oferowane "na ciepło po 1,50 zł za porcję". Wtedy trzeba je - radzi rozmówczyni dziennikarki - "podsmażyć, gdy ludzie głodni wracają po pracy. Mało, kto się temu oprze, zapach i głód zrobią swoje". Każdego tygodnia sprzedaje się około trzech kilogramów starych wędlin, mięsa i kotletów.

Nie tylko Polacy są zdolni do opisanych świństw w handlu i produkcji. Przytoczę ohydny obrazek z Włoch. Otóż przed ponad trzema laty, prasa europejska informowała o aferze na wielką skalę w znanej wielkiej fabryce przetwórstwa rybnego. Przez kilka lat, w pewnej włoskiej przetwórni ryb, która wytwarzała konserwy na zaopatrzenie rynku Unii Europejskiej, podjęto "odświeżanie" przeterminowanych, a nawet zepsutych konserw rybnych. Następnie "odnowione" i "odświeżone" produkty rybne ponownie wysyłano na sprzedaż w sklepach różnych krajów Europy.

Najwięcej tych pachnących świeżością "smakowitych smakołyków" morza szło na rynek angielski, francuski, niemiecki i oczywiście wewnętrzny - italski. Podobno żadna konserwa tego typu nie trafiła na rynek Polski. Nie mam wiedzy jak została zakończona ta afera. W każdym razie była przedmiotem zainteresowania prokuratury. Po tej cuchnącej informacji rybnej, prywatnie uważam, że żadnych konserw produkcji włoskiej, nie należy kupować w Polsce, ani gdzie indziej.

W ramach głębokiej zadumy nad tym, jak wredny i ohydny może być człowiek wobec drugiego człowieka, dla zdobycia za wszelką cenę brudnym kosztem pieniędzy, których ciągle mu mało - wypada walnąć głębszego drinka dla odskoczni od tematu i wybicia z pamięci wszystkich opisanych negatywnych obrazków. Alkohol w malutkich dawkach, nie tylko zabija niektóre zarazki, ale i według lekarzy specjalistów, walczy z chorobami raka.

Rozpoczął się konkurs Dziennikarz obywatelski 2011 Roku.
Zgłoś swój materiał! Zostań najlepszym dziennikarzem 2011 roku. Wygraj jedną z ośmiu zagranicznych wycieczek.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto