Tie-break. 12:10 prowadzą gospodarze, 4 tys. kibiców na warszawskim Torwarze wiwatuje tak głośno, że nie powstydziłaby się tego publiczność zasiadająca po drugiej stronie Łazienkowskiej, na stadionie Legii. Będzie wygrana, będzie trzeci mecz, a skoro i trzeci to czemu nie czwarty i piąty, ten już znowu w Bełchatowie - pewnie nie jednemu co bardziej optymistycznemu obserwatorowi urodziła się w głowie taka myśl.
Ale właśnie wtedy, w ostatnim momencie na odwrócenie losów meczu, Skra zerwała się - jak się okazało - ostatni raz w sezonie. Najpierw Mariusz Wlazły, który tym razem nie wyszedł w wyjściowym składzie, kończy piłkę po kapitalnym rozegraniu Dante Boninfante, potem Paweł Siezieniewski przyjmuje zagrywkę na drugą stronę, a kto jak nie Daniel Pliński i Michał Winiarski potrafią wykorzystać takie okazje. Kolejna akcja - Pliński blokuje Dawida Dryję w bezpośrednim pojedynku. Iskra nadziei wśród Inżynierów tli się jeszcze po udanym ataku Macieja Pawlińskiego, ale zaraz gasi ją potężnym zbiciem Wlazły.
- Ten mecz to kopia całego sezonu. Zaczęło się od kontuzji pleców Bąkiewicza (był awizowany w pierwszej szóstce, ale tuż przed pierwszym gwizdkiem zmienił go Cupković - red.), potem mozolnie budowana gra, choć bardzo falowaliśmy - mówił trener Skry Jacek Nawrocki. Dla Bełchatowa to pierwszy sezon od lat bez trofeum. 5 miejsce w lidze (daje kwalifikacje do Challange Cup), ćwierćfinał Pucharu Polski i 1/8 Ligi Mistrzów w świetle niedawnych 7 tytułów z rzędu i podium europejskich pucharów trudno uznać za sukces. Złożyło się na to kilka czynników: kontuzje Winiarskiego, Bąkiewicza i Atanasijevicia, które wybiły zespół z rytmu w kluczowym okresie sezonu, nietrafione transfery - Cala i Vincić rozwiązali kontrakty w środku sezonu, kiedy najtrudniej o wartościowych następców, wymuszone krótką ławką roszady kadrowe. - Przesunięcie Wlazłego na przyjęcie to ryzyko, dla niego samego było trudne, ale musieliśmy wzmocnić siłę ataku - tłumaczył swoje posunięcia szkoleniowiec Skry, który w trakcie rozgrywek na pozycji atakującego wystawił w sumie aż pięciu zawodników (Atanasijević, Wlazły, Cupković, Kooistra, Muzaj).
Gdyby nie świetna seria na zagrywce w końcówce drugiego seta Pawła Adamjtisa, który wyprowadził ze stanu 19:23 (Nawrocki ze stresu aż zdjął klubową bluzę), gospodarze pewnie nie marzyliby o nawiązaniu równorzędnej walki. - Zrobiliśmy co do nas należało, sprawiliśmy wiele niespodzianek. Wiele osób skreślało nas już przed sezonem, ale udowodniliśmy, że stać nas na dobrą siatkówkę - podsumował Krzysztof Wierzbowski. Nieco więcej sportowej złości wykazał trener Bednaruk, który żałował, że mimo dwóch tie-breaków w ostatnim akcie rozgrywek jego ekipa nie wygrała choć jednego meczu.
AZS Politechnika - Skra Bełchatów 2:3 (25:18, 25:23, 17:25, 17:25, 13:15)
Stan rywalizacji o 5 miejsce (do 3 zwycięstw): 0:3
AZS: Drzyzga, Szymański, Zajder, Dryja, Pawliński, Siezieniewski, Potera (l) oraz Adamajtis, Wierzbowski, Stefanović
Skra: Woicki, Atanasijević, Pliński, Kłos, Cupković, Winiarski, Zatorski (l) oraz Wlazły, Boninfante
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?