Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Slim Cessna's Auto Club w wiedeńskiej Arenie - relacja

Natalia Skoczylas
Natalia Skoczylas
27 stycznia, spokojny wieczór, kolejne świetne miejsce odkryte na alternatywnej mapie Wiednia, a w jednym z jego sal koncertowych - amerykańscy muzycy z przedziwnym przedstawieniem sprowadzającym sakrum do cynicznych dowcipów.

Trudno się w nich nie zakochać po takiej godzinie z okładem. Mieli doskonałą oprawę: postindustrialna, czerwona cegła byłej rzeźni(!) wymalowana graffiti zaprasza do środka. Dziedziniec naturalnie prowadzi nas do różnych miejsc poukrywanych wewnątrz tej gigantycznej budowli, w których stworzono warunki na różnego rodzaju przedsięwzięcia artystycznej. W Dreiraum, małej sali koncertowej z barem, obowiązkowo czarnymi ścianami wymalowanymi graffiti i oklejonymi lewackimi wlepkami, rozmościli się na małej scenie muzycy Slim Cessny - kontrabasista, pianistka odpowiedzialna też za kluczowy w amerykańskim folku lap steel, malutki perkusista gdzieś w kącie za Munlym Munlym i Slimem, no i gitarzysta z narzędziem dwugryfowym, któremu występ zawdzięczał wiele pikanterii. Ich bliskość publiczności - scena była rozstawiona na końcu sali, bez standardowych specjalnych wejść i wyjść, więc za każdym razem musieli zmierzyć się z tłumem, jeśli chcieli z niej zejść - pozwoliła na zbudowanie bardzo intymnej relacji i włączenie nas w swój przedziwny teatr rodem z dziwnego kościoła protestanckiego.

Zaczęli od przysiąg - takich na całego, z klękaniem, zdejmowaniem kapeluszy, wznoszeniem wzroku i takimi tam atrybutami ceremonii. "Americadio" z impetem otworzyło występ, w którym nie brakowało aktorstwa, kpiny, cynizmu i oczywiście tańca. Mroczna, potężna warstwa muzyczna przypomniała ich najlepszych braci po fachu - 16horsepower czy Wovenhand. Zasłużenie apokaliptyczny folk pokazujący prawdziwą twarz zepsutej amerykańskiej rzeczywistości. Slim pobłyskujący złotym zębem, z charakterystycznym seplenieniem, uzupełniony niejako wychudzoną, niepokojącą postacią Munlyego - uch, cóż to jest za widok na koncercie. Potem było "32 Mouths Gone Dry", z wstępem a'la Dire Straits (gdzieś mi tu "Calling Elvis" pobrzmiewało) i roztańczoną atmosferą beztroskiego rodeo gdzieś na słonecznym, suchym południu Stanów. Koncert zaczynał nabierać niesamowitego tempa - "Jesus in My Body - My body has let me down" zostało opatrzone dziwnym, mrocznym teatrem, w którym Munly grał "tego złego", a Slim niewątpliwie obrazował drugą część tytułu tegoż utworu. Opatrzony w rzeżące, przesterowane riffy i metalową perkusję utwór mógłby stanowić najlepszą próbkę ich możliwości. Przeskakiwali z bardziej taneczno-country nastrojów ("That Fierce Cow..." czy hymniczne "This is How We do Things in The Country") z beztroskim banjo i chórkami w wykonaniu bez wyjątku wszystkich w punkowe właściwie spektakle wykpiwające kościół - "He, Roger Williams" na koniec był właśnie takim wymarzonym zwieńczeniem.

Po pierwszej, godzinnej, niezwykle punktualnej części koncertu, muzycy usiedli na brzegu sceny (nie było backstage) i popijali piwo przez około pół minuty, by wrócić i obwieścić, że słyszeli z backstage, że chcecie jeszcze. Więc wrócili. Zagrali jeszcze dwadzieścia minut. Okrasili całość kilkoma zabawnymi, czarnymi dowcipami na temat tego, że "cieszą się, że są w takim pięknym miejscu, po raz drugi, że wszystko jest takie piękne, i miasto jest piękne, i ludzie są piękni", że "jesteśmy z Denwer w Kolorado i mamy daleko do domu, więc wszyscy cudownie nas traktują, dostaliśmy cudowny posiłek, ziemniaki, z cebulą, mamy teraz cebulowy oddech, och naprawdę jest nam dobrze" i takie tam drobne urocze uszczypliwości. Byli fenomenalni - muzycznie petarda, wizualnie świetnie przygotowany, spójny spektakl. Ubaw po pachy dla cyników, ironików, lewaków, sceptyków, ateistów i innych dziwaków, którym romans z tym nieznośnym country nie przeszkadza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Slim Cessna's Auto Club w wiedeńskiej Arenie - relacja - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto