Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Słomiani wdowcy, czyli "Kiedy kota nie ma..." w Teatrze Capitol

Weronika Trzeciak
Weronika Trzeciak
Jacek Lenartowicz (George Roper), Vola Arlak (Mildred Roper)
Jacek Lenartowicz (George Roper), Vola Arlak (Mildred Roper) Teatr Capitol
Sztuka Johnniego Mortimera i Briana Cooke'a pokazuje zawiłe relacje damsko-męskie, oparte na zdradzie i oszustwie. Bo kiedy kota nie ma, myszy harcują.

Spektakl "Kiedy kota nie ma..." w reżyserii Andrzeja Rozhina to zabawna komedia sytuacyjna, która opisuje relacje dwóch małżeństw z wieloletnim stażem - Roperów i Pomfrey'ów.

Z okazji 20. rocznicy ślubu Mildred (w tej roli Viola Arlak) przygotowała niespodziankę dla George’a (w tej roli Jacek Lenartowicz). Wymyśliła wyjazd do Saint Tropez, który ma być ich drugim miesiącem miodowym. Jednak jej plany krzyżuje pojawienie się jej siostry Ethel (w tej roli Anna Gronostaj), która pokłóciła się z Humphrey'em (w tej roli Piotr Zelt) i postanowiła wprowadzić się do Roperów.

Choć siostry nie mają ze sobą zbyt dobrych stosunków, gdyż jedna zazdrości drugiej, postanawiają wyruszyć razem do Saint Tropez. I zostawiają niewdzięcznych panów samych w domu. A wiadomo, że kiedy kota nie ma, to myszy harcują. Czy słomiany wdowcy dotrzymają wierności małżeńskiej, a może postanowią sobie pofolgować? Jedno jest pewne, będzie zabawnie.

Jeśli chodzi o grę aktorską, to najbardziej spodobały mi się panie Viola Arlak jako Mildred Roper, znudzoną życiem żonę, która uwielbia kwiatowe dekoracje i motywu z parą królewską oraz Anna Gronostaj jako Ethel Pomfrey, zmanierowaną kobietę, która jest załamana po rozstaniu z mężem. Bardzo dobrze poradzili sobie także Piotr Zelt jako Humphrey Pomfrey, kobieciarz, który oszukuje swoją żonę i Jacek Lenartowicz w roli George'a Ropera, trochę fajtłapowatego męża Mildred.
Najmniej przekonały mnie do siebie Marta Wierzbicka jako Jennifer, kochanka Humphreya oraz Aleksandra Grzelak jako Shirley, jej depresyjna koleżanka. Obie aktorki zagrały młode dziewczyny, dla których liczy się dobra zabawa - bez względu na to, czy mężczyzna jest żonaty czy wolny.

Warto wspomnieć także o scenografii, przedstawiającej dom, w którym przeważają meble z kwiatowymi obiciami oraz podkładki z wizerunkiem królewskiej pary, a także o wymyślnych kostiumach aktorów. Wszystko to zasługa Joanny Pielat-Rusinkiewicz.

Spektakl "Kiedy kota nie ma..." może nie jest wysokich lotów, ale farsa powinna być lekka, łatwa i przyjemna. Dlatego nie brakuje zabawnych sytuacji, np. próba zabójstwa mrożonym łososiem czy stany depresyjne Shirley, przez które pozostali bohaterowie podejrzewają ją o dziwne pomysły na popełnienie samobójstwo. Dzięki tej sztuce można się pośmiać i zapomnieć o problemach. Polecam ją miłośnikom komedii.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto