Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śpij, śpij, to chyba jakieś zakłócenia…

Jolanta Paczkowska
Jolanta Paczkowska
Niecały rok po studiach mąż dostał wezwanie do pełnienia służby w Szkole Podchorążych Rezerwy. Miał ją zakończyć w grudniu 1981 roku. Dwunastego grudnia przyjechał na ostatnią, jak wtedy sądził, przepustkę.

Rankiem trzynastego obudziłam się pierwsza, włączyłam telewizor i wpadłam w panikę. Budzę męża, mówię, co widzę i słyszę, a on mi na to: - Śpij, śpij, to chyba jakieś zakłócenia... Po trzecim komunikacie sam się zaniepokoił. Wstał, pospiesznie zjadł śniadanie, ubrał się i pobiegł na dworzec. Dramaturgii dodawał fakt, że była to "lewa przepustka".

Przez kilka dni chodziłam jak struta. Żadnej wieści. Strach, niepokój, przygnębienie, bezsilność... I "pocieszenie" od znajomego, który widział, jak o tej porze, gdy mąż powinien być już na stacji, obok dworca kolejowego przejeżdżały czołgi z jego jednostki. - Pewnie wsiadł?

Mieszkałam w obcym mi wtedy mieście, sporo oddalonym od rodziny. Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Wyjazd do innej miejscowości nie był prostą sprawą. Zgodnie z procedurami musiałam zwrócić się z pytaniem do szefa, czy udzieli mi pozwolenia (musiało być na piśmie) na wyjazd na święta. I co? Otrzymałam odpowiedź odmowną:
- Jest pani pracownikiem funkcyjnym, nie wolno - usłyszałam. Nie pomogły tłumaczenia, że opłatkiem będę się chyba dzielić sama z sobą. Dodam, że rozmowy telefoniczne też nie były łatwe (rozmowy kontrolowane), no i telefony nie były tak dostępne jak dziś. Na szczęście przełożony mojego szefa okazał więcej zrozumienia.

Do spokoju potrzebna mi była tylko wiadomość od męża. Dostałam ją kilka dni przed świętami. W dwóch zdaniach pisał, że wszystko skończyło się dobrze. I życzył... zdrowych świąt.

Wigilię i sylwestra spędziłam w rodzinnym gronie, ale dalekie one były od radosnych. Dzięki zapobiegliwości mojej mamy, na stole mieliśmy tradycyjne potrawy. Mąż na Wigilię jadł kiełbasę na ciepło, a sylwestra spędził na wartowni.

Służba przedłużyła mu się o kilka długich miesięcy. Dziś można powiedzieć, że i tak miał dużo szczęścia. Fakt, że feralnego trzynastego był na "przepustce", uratował go przed licznymi "przygodami", jakie przeżywali jego koledzy, a które zaczęły się od alarmu o 4.00 i wyjazdu czołgami w nieznane. Zanim jednak dotarł do jednostki, strachu najadł się co niemiara. I im było bliżej, tym trudniej. Gdy znalazł się na miejscu, był wieczór. W koszarach ciemno. Wielka niewiadoma. W tym chaosie nikt na szczęście o nic nie pytał. Szybko okazało się, że bardzo przyda się w opustoszałej jednostce.

Dostałam wtedy od męża mnóstwo wzruszających listów (przechowuję je do dziś). Czasem udało mu się zadzwonić. Patrole mieli w różnych miejscach. Pamiętam, jak kiedyś w pracy zawołano mnie do telefonu. Dowiedziałam się, że będzie do mnie rozmowa zamiejscowa. Słyszę w słuchawce: - Proszę czekać, Suchy Las na linii. I po chwili głos męża: - Nie mogę ci powiedzieć, skąd dzwonię...
- Hahaha! Przecież wiem! - przerwałam.
I dalej: - Rozmowa kontrolowana, rozmowa kontrolowana...

Najtragiczniejsze przeżycie męża miało miejsce przed kolejnym wyjściem na patrol. Siedzieli w sali na łóżkach, w pełnej gotowości. Czekali na rozkaz (młodzi mężczyźni, krótko po studiach). Jednemu z nich przyszło do głowy, aby załadować broń. I stało się! Zastrzelił siedzącego na sąsiednim łóżku kolegę. Mieszkali w tym samym mieście, w tym samym bloku, w tej samej klatce. Brakowało miesiąca do końca służby...

Dużo zabrały tamte trudne miesiące. Dziś to jedynie wspomnienia. Pamiętam, jak w mojej głowie cały czas kołatała się jedna myśl: Kiedy to wreszcie się skończy?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto