Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Społeczeństwo w zwisie. Nowa książka prof. Marcina Króla

Jerzy Cyngot
Jerzy Cyngot
Są autostrady, Pendolino, stadiony, a nade wszystko wolność i demokracja.Tylko frekwencja wyborcza, pokazuje, że społeczeństwo jest w zwisie.Mało kto dzisiaj wierzy we wspólny projekt o nazwie Polska.Zatem dryfujemy.Gdzie popełniono błąd?

Książek, które diagnozują obecną kondycję Polski i Polaków nie brakuje. Z pewnością do rzetelnych analiz należą Prześniona rewolucja Andrzeja Ledera, jak i wydana ostatnio Inna Rzeczypospolita jest możliwa Jana Sowy. Kolejną, która ukazała się kilka tygodni temu jest nierozlewny esej profesora Marcina Króla pod wyrazistym tytułem Byliśmy głupi. Wraca autor w tej książce do początku III Rzeczypospolitej, czyli do lat transformacji, której był jednym z kreatorów - by dokonać samokrytyki. Wskazuje, co można było zrobić lepiej. Gdzie popełnione zostały błędy. Z jakimi konsekwencjami ówczesnej głupoty budujących Polskę po 1989 roku mamy dzisiaj do czynienia.

Dlaczego dryfujemy?
Wystarczy podać jeden przykład. Jak to możliwe, że w budownictwie okres, kiedy dofinansowania unijne płynęły szerokim strumieniem, zakończył się nie zbudowaniem potęgi polskich firm, jak to miało miejsce na przykład w Hiszpanii, ale szeregiem bankructw. To nie tylko wina wad w prawie zamówień publicznych. Przyczyną jest brak wspólnoty, myślenia o dobru wspólnym, łączącej wizji przyszłości. Są pojedynczy Polacy, ale nie ma Polski. Dlatego nie potrafimy współdziałać. Oto wynik 25 lat wpajania neoliberalnej doktryny, zgodnie z którą każdy ma liczyć na siebie. Jej propagatorem był też autor książki.

Nie zbudowaliśmy zatem wspólnoty duchowej, czy jak określał to Andrzej Leder w Prześnionej rewolucji - wspólnego imaginarium. Brak zarówno autentycznej treści, jak i formy dla tego co współcześnie moglibyśmy nazwać polskością. Ale istnieje jeszcze jeden problem, równie poważny. Jest nim bieda, czyli permanentne życie na krawędzi absolutnego minimum. Kiedy ledwo starcza i nie widać perspektyw. To pozbawia nadziei, w konsekwencji prowadzi do obojętności. Biedy tego rodzaju jest bardzo wiele, może mniej w miastach, ale wystarczy pojechać na tzw. prowincję. Oto odpowiedź, dlaczego w wyborach bierze udział 40-50%.

Prawdziwym niebezpieczeństwem jest jednak to, że społeczeństwo uformowane w ten sposób, czy też nieposiadające formy jest rządzone przez ludzi, którzy nie uprawiają polityki, ale administrowanie krajem. Przez "polityków", którzy nie mają wizji, jak miałaby wyglądać Polska, którzy co najwyżej małpują zachodnie wzory albo prowadzą politykę "pamięci historycznej", która jest lukrowaniem polskiej historii, jako sposób budowania polskiej tożsamości. Najbliższe wybory raczej nie przyniosą wyłamania z tej dwubiegunowości. Dryfujemy zatem. A jeśli już idziemy wybierać w wyborach, to jest to wybór negatywny - mniejsze zło.

Wypijmy za błędy
Pomimo wielu pozytywnych przemian na przestrzeni ostatnich 25 lat, konsekwencje pewnych błędów popełnionych na samym początku, około 1989 roku, ciągną się za nami po dziś dzień. O tych kardynalnych błędach pisze właśnie, bijąc się w piersi, Marcin Król, jako jeden ze współodpowiedzialnych za nie. Pierwszym było dopuszczenie do tzw. wojny na górze. Przede wszystkim doprowadziła ona do roztrwonienia kapitału politycznego, zakumulowanego przez Solidarność i niewykorzystania zarazem potencjału Komitetu Obywatelskiego, który mógł stać się zaczynem silnej partii. Zamiast tego zapanowała w pierwszych latach III Rzeczypospolitej istna anarchia - liczba partii przekroczyła półtorej setki. Rozdrobnienie umożliwiło także powrót do władzy niedługo potem komunistom.

Kolejnym błędem, czy też nieudolnością osób, które próbowały uchwycić ster transformacji, był brak rozeznania, z jakim społeczeństwem mają faktycznie do czynienia, jakie są jego preferencje. Świadczy o tym chociażby wynik, jaki uzyskał w wyborach Tymiński - kandydat właściwie znikąd. Tamten wynik to jednocześnie rys ówczesnego społeczeństwa, zupełnie niewyrobionego politycznie.

Co więcej po 45 latach komunizmu społeczeństwo to, mocno wyniszczone przez poprzedni system, paradoksalnie zostaje pozostawione same sobie. Projektujący nową Polskę, na fali entuzjazmu, wychodzą z założenia, charakterystycznego dla nurtu neoliberalnego, że uzyskana wolność będzie mechanizmem samoregulującym. Trzeba tylko poczekać. Nic takiego ostatecznie się nie stało i jak przyznaje profesor Król, pozostawienie ówcześnie ludzi samym sobie było jednym z największych błędów. Powinny zostać stworzone warunki, wykreowane okoliczności, dzięki którym lepiej można byłoby wykorzystać ówczesną szansę.

Na dokładkę w pierwszych wolnych latach żywa jest w Polsce fobia nacjonalistyczna. Obawa nie przed nawrotem komunistów, ale odrodzeniem się ruchów endeckich. Pisał o tym rozlewnie w książce Michnikowszczyzna. Zapis choroby Rafał Ziemkiewicz. Była to jedna z przyczyn, dla których nad pojęciami takimi jak patriotyzm czy idea narodowa nie mogła się dokonać głęboka refleksja. A są one, jak uważa autor książki, kluczowe. Bez nich nie ma społeczeństwa, nie ma wspólnoty.

Nihil novi
Marcin Król przybliża jeszcze wiele innych błędów. Zastanawiam się jednak, co daje przeczytanie takiej książki komuś takiemu jak ja, dla kogo czasy transformacji, to nie był jeszcze moment świadomego uczestnictwa w życiu politycznym czy społecznym z uwagi na wiek. Po pierwsze większą świadomość tego, co zostało spartolone i w jaki sposób po raz kolejny w dziejach nie wykorzystaliśmy swojej szansy. To niepodręcznikowa, ale opowiedziana przez świadka wydarzeń historia, o tym jak powstawała Polska, w której dzisiaj przychodzi mi żyć. Gorzka lekcja, ale jednak lekcja.

Pytam się jednak, co praktycznego wnosi. Odpowiedź brzmi - niewiele niestety. Król pisze o braku wizji przed ćwierćwieczem, ale czy proponuje jakąś wizję dzisiaj, drogę wyjścia z impasu? O rozpadających się więziach, katastrofalnym braku wspólnoty wiemy nie od dziś. O słabości polityki i wykluczeniu obywatelskim również. Dlatego potrzeba raczej konstruktywnego myślenia, konkretnych rozwiązań, jak ten impas pokonać. Oddolnie nie brakuje inicjatyw. Prężnie działają stowarzyszenia, fundacje, ruchy miejskie. Nie brakuje aktywistów. Ale to kropla w morzu, bo nie ma wielu inicjatyw odgórnych, które sprzyjałyby budowaniu obywatelskiego społeczeństwa. Tego mi niestety brakuje w książce człowieka, intelektualisty, od którego oczekiwałbym nie tylko ogólnych wynurzeń, czy dobitnej samokrytyki w stylu "byliśmy głupi", ale przede wszystkim pragmatycznych propozycji. Czekam na bardziej konstruktywny ciąg dalszy.

od 12 lat
Wideo

Stellan Skarsgård o filmie Diuna: Część 2

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto