Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stan wojenny oczami zwykłego obywatela

Patrycja Cychner
Patrycja Cychner
Gen. Wojciech Jaruzelski
Gen. Wojciech Jaruzelski screen z YouTube
Kiedy się urodziłam było już po stanie wojennym. Od ośmiu lat Polska próbowała się odbudować, ludzie uczyli się żyć od nowa. Ale są i tacy, którzy wciąż pamiętają tamte czasy. Jednymi z nich są moi dziadkowie.

Kiedy 13 grudnia 1981 roku Wojciech Jaruzelski ogłaszał w telewizji wprowadzenie stanu wojennego, moja babcia była tuż po imprezie imieninowej. Rano, po całonocnym balowaniu, wyszli znajomi, a gospodyni zaczęła sprzątać. Aby zagłuszyć ciszę chciała puścić jakąś muzykę. Włączyła radio, a tam cisza. Włączyła telewizję, a tam cisza. Podniosła słuchawkę aby zadzwonić, a tam cisza. Pierwsza myśl – wojna, wybuchła wojna. Jako że jej mąż nie był za bardzo wstanie odpowiedzieć na jakiekolwiek pytanie, babcia kompletnie nie wiedziała co się dzieje. Po chwili w telewizji pojawił się komunikat. „Rada państwa w zgodzie z postanowieniami konstytucji wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju” - usłyszała. Natychmiast pobiegła (trochę chwiejnym krokiem) do znajomych, z którymi jeszcze godzinę temu balangowała. Powiedziała im co się dzieje. Po jakimś czasie wróciła do domu i najzwyczajniej w świecie poszła spać.

Ironia losu. Kiedy wprowadzono stan wojenny, w domu moich dziadków trwała zabawa w najlepsze.

Mój dziadek studiował wtedy w Łodzi. Jeździł z Tomaszowa na zajęcia i za każdym razem musiał się legitymować. Kiedy przejeżdżało się z miasta do miasta należało mieć specjalne dokumenty. Pewnego dnia tradycyjnie ze znajomymi wybrali się na zajęcia. Był styczeń. Padał deszcz, śnieg. Na ulicy było ślisko W czasie podróży powrotnej zaliczyli wywrotkę. Wpadli do rowu. Na szczęście nic się nikomu nie stało, szyby w samochodzie też nie pękły, dlatego jedynie odwrócili samochód i pojechali dalej. Dojeżdżając do posterunku, gdzie zawsze każdego sprawdzano, milicjant tylko dziwnie się popatrzył i przepuścił studentów bez zatrzymywania. Chyba po raz pierwszy i jedyny w całej swojej „karierze”. Wszystko przez to, że Syrena 104, którą podróżowali miała wgnieciony dach i posterunkowy nie wiedział co to jedzie. Kilka dni później z Syreny 104 stał się nowy, możliwe że jedyny taki samochodów w swoim rodzaju, Syrena 104/105 ze względu na brak elementów ze starszego modelu.

Ironia losu. Wypadek samochodowy sprawił, że studenci obyli się bez stresującego, niepewnego legitymowania się.

A tymczasem w innej części Polski...

- Niedziela rano, dzieci śpią. Włączyliśmy radio, a tam informacja o wprowadzeniu stanu wojennego. Włączyliśmy telewizję, a tam informacja się potwierdza. Spikerzy w mundurach wojskowych. Niepokój, strach, że wybuchnie wojna. Obawa, że życie rodzinne legnie w gruzach - zaczęła opowieść moja druga babcia. - Na szczęście w naszym małym, powiatowym miasteczku nic złego się nie wydarzyło.

- Godzina policyjna, patrole, sprawdzanie dokumentów. Kiedy chciało się wyjechać z miasta trzeba było mieć przepustkę. Kiedyś wujek trafił do szpitala w Łodzi dlatego za każdym razem kiedy chcieliśmy go odwiedzić musieliśmy mieć na to pozwolenie. W autobusach kilkakrotnie nas przeszukiwano. Mężczyźni z bronią w ręku przepytywali nas, sprawdzali nam dokumenty i bagaże. Ich widok był przerażający - kontynuowała z trwogą w głosie.

- Pewnego dnia odwiedzili nas znajomi. Nawet nie zauważyliśmy kiedy czas minął, tak się zagadaliśmy. Była 23. Od godziny po ulicach chodziły patrole. Lepiej nie ryzykować. Znajomi zostali aż do rana, kiedy to już bezpiecznie mogli wrócić do domu. Cała noc zleciała na pogawędkach - zakończyła.

Dziś wydaje się to niewyobrażalne, aby tak wcześnie wracać do domu, zamiast piątkowy wieczór spędzić w pubie ze znajomymi gadając i tańcząc do późna. Szczególnie dla młodych ludzi wydaje się to niemożliwe. A jednak kiedyś trzeba było się z tym pogodzić.

Tylko po co?

Na początku nikt nie wiedział co to wszystko oznacza. Co stan wojenny zmieni? Co będzie się działo? Pierwsze co „przeszkadzało” to godzina policyjna. Również częste legitymowanie się. Ta niepewność jutra.

Ale najważniejsze, że była rodzina. W dwóch różnych miejscach Polski, nie zważając na wszystko, rodzice i ich dzieci trzymały się razem. Rodzice robili wszystko aby ich podopieczni mieli to co im było potrzebne. Kilkanaście lat później te dzieci się spotkały i dziś one dbają aby ich dzieci były szczęśliwe.

Teraz 13 grudnia to dzień jak każdy inny. Chcąc się wyspać po ciężkim tygodniu, wstałam dopiero około 12, wyszłam z psem, zjadłam śniadanie. Aż trudno sobie wyobrazić, że dwadzieścia siedem lat temu ten dzień zmienił historię Polski.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto