Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stan wojenny z "tamtej" strony

MichalTyrpa
MichalTyrpa
W niedzielę, 25 lat temu, nie mogłem się pogodzić z brakiem Teleranka. Za to ucieszyłem się, gdy tata przyszedł do domu z karabinem..

Dla ośmiolatka, którym wówczas byłem i jego o dwa lata
młodszego brata widok prawdziwej broni był nie lada atrakcją. Inaczej, niż dla
naszego ojca, trzydziestojednoletniego inżyniera, porucznika Wojsk Obrony
Powietrznej Kraju, który w Ludowym Wojsku Polskim znalazł się
tylko dlatego, że zawsze pasjonowała go elektronika. Ponieważ Wojskowa Akademia
Techniczna miała opinię jednej z najlepszych uczelni w kraju, ojciec zdecydował
się zostać zawodowym żołnierzem.

Na marginesie, w latach 70. stopień „uwojskowienia”
ówczesnych słuchaczy WAT pozostawiał wiele do życzenia. Pamiętam opowieści o
porannej zaprawie podchorążych w lasku na Bemowie. Odziani w dresy znalazłszy
się w zagajniku, poza zasięgiem wzroku tzw. sierżanterii, przerywali bieg,
wyciągali ekstra mocne i niespiesznie spacerując, oddawali się rozważaniu
nurtujących ich problemów. Nie brakowało oryginałów. Jeden z nich, zdolny
informatyk, niejaki Rysio (dziś wysoki rangą oficer NATO) stał się bohaterem
wielu anegdot. A to sprawą szczególnego stosunku do regulaminu. Otóż skłonny do
popadania w zadumę podchorąży nie za bardzo przejmował się takimi drobiazgami,
jak sposób noszenia munduru, trafne dopasowanie guzików i dziurek itp. W
konsekwencji pewnego pięknego dnia władze uczelni poczuły się zmuszone
wymierzyć mu karę aresztu za – jak głosiło uzasadnienie – „całkowity brak wyglądu
zewnętrznego”. Takie to było wojsko...

Jeżeli chodzi o morale, przyjaźń ze Związkiem Radzieckim i
tym podobne święte zasady przodującego ustroju, ojciec mój wydawał się na nie odporny. Być może zawdzięczał to tradycyjnemu, katolickiemu wychowaniu,
jakie odebrał w rodzinnym domu. Z pewnością 
zaważyły tu i wspomnienia z wiosny 1968 r., kiedy jako uczeń technikum
widział na krakowskim Rynku po raz pierwszy armatki wodne i chłopców z ZOMO,
pałujących 
długowłosych studentów. Bez
wątpienia na kształtowanie jego postawy wpłynęły informacje na temat tego,
jak wyglądała „bratnia pomoc”, której państwa socjalistyczne udzieliły
Czechosłowacji. Z tych powodów ojciec nie garnął się do PZPR-u. Nie
przeszkodził żonie zapisać się do „Solidarności” i posyłał dzieci na -
nieobowiązkową wówczas - naukę religii. W konsekwencji, „przewodnia siła
narodu” uważała go za „element niepewny”. Resztki zaufania ze strony towarzyszy
utracił, kiedy w 1980 r. okazało się, że jego starszy brat ośmielił się prysnąć
do Stanów. Za niepoinformowanie o tym fakcie swoich zwierzchników, otrzymał
ojciec naganę i – jako potencjalny szpieg CIA – został odsunięty od projektów,
nad którymi pracował.

13 grudnia 1981 nasza czteroosobowa rodzina mieszkała w
Bydgoszczy, niedaleko wojskowego lotniska tuż obok jednostki, w której pracował
ojciec. Padał śnieg, po ulicy Szubińskiej 
jeździły SKOT-y, osiedle Błonie sprawiało wrażenie wymarłego. Jaruzelski
powtarzał w telewizji swoją mantrę, z której ja i brat rozumieliśmy tylko tyle,
że jest wojna, a nasz tata jest żołnierzem. Ale z kim ta wojna? Polskie wojsko
prowadzi wojnę z Polakami? To nie mieściło się w naszych głowach i wywoływało
tym większy niepokój. Byliśmy głęboko przekonani, że kto, jak kto, ale akurat
nasz tata nie mógłby do nikogo strzelać. A już na pewno nie do Polaków. Miałby
strzelać do naszych sąsiadów..?

Kiedy po długim dyżurze ojciec pojawił się w domu ubrany w
polowy mundur i z przewieszonym przez ramię pistoletem maszynowym oraz bronią
osobistą w kaburze, byliśmy zachwyceni. Tym bardziej, że tata pozwolił nam
dotknąć i obejrzeć z bliska „prawdziwy karabin” i „prawdziwy pistolet”. Do
dziś ojciec dziękuje Bogu, że nigdy nie był zmuszony przeciw komukolwiek użyć
broni.

Jakiś czas później – ale jeszcze przed 1989 r. – ojciec
opowiedział nam o koncepcji „obronnej” państw Układu Warszawskiego (jej
szczegóły dopiero niedawno ujawnił minister Radosław Sikorski). Otóż w
przypadku wybuchu III wojny światowej „naszą” pierwszą linię obrony stanowić
miała linia ciągnąca się od Pirenejów po Bretanię... Podkreślam: pierwszą
linię 
o b r o n y . Bo przecież chyba
nie trzeba nikogo przekonywać, że w roli agresorów mogli wystąpić wyłącznie
imperialiści Zachodu... Ojczyzna pokoju - Związek Radziecki i jego bratni
sojusznicy mieli się tylko bronić.. Co ciekawe procedury na wypadek wojny
zakładały przejęcie pełni dowodzenia nad naszą armią przez towarzyszy
radzieckich. Inaczej mówiąc: w razie wojny, polscy oficerowie de facto nie
mieli nic do powiedzenia w zakresie obrony kraju. W wojnie „socjalizmu” z
„imperializmem” Polska nie była podmiotem. Była jedynie polem walki... Nasza
armia miała pełnić rolę mięsa armatniego, a społeczeństwo skazane było na
zagładę. W przypadku użycia broni atomowej przewidywano, że na terytorium PRL
(gdzie znajdowały się także bazy Armii Czerwonej) w pierwszym uderzeniu spadnie
kilkadziesiąt rakiet. Każda z nich wielokrotnie przekracza mocą bomby, jakie
zrzucono na Hiroszimę i Nagasaki.

13 grudnia 2006 r. mój ojciec, dziś emerytowany major WP,
zachodzi w głowę, jak to możliwe, że w wolnej Polsce znaczna część opinii
publicznej za opatrznościowego męża uważa Jaruzelskiego, który całą swoją
karierę zbudował na przeciwstawianiu się polskiej racji stanu. Funkcjonariusza
Informacji Wojskowej - formacji najściślej związanej z NKWD. Człowieka, na
którym spoczywa odpowiedzialność za śmierć wielu osób i przetrącenie kręgosłupa
całemu społeczeństwu. Mój ojciec ma nadzieję, że z czasem większość rodaków
zrozumie, że prawdziwym bohaterem, który w stanie wyższej konieczności potrafił
pójść drogą godną polskiego oficera był pułkownik Ryszard Kukliński.

od 7 lat
Wideo

echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto