Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strefa X (The Monsters) – Recenzja jak najbardziej subiektywna

Redakcja
Materiał promocyjny: Best Film
Materiał promocyjny: Best Film Marek Bachorski-Rudnicki
Strefa X to film sci-fi, który spodoba się dziewczynie i historia miłosna, którą chciałby zobaczyć facet. W taki oto sposób producent zachęca do obejrzenia i tu właśnie nie jestem za bardzo pewny - czego?

Jeżeli ten film miałby spowodować, by kobiety polubiły kino sci-fi, a mężczyźni tłumnie garnęliby się do oglądania filmów miłosnych, to w moim odczuciu skutek byłby odwrotny od zamierzonego.

Prosta aczkolwiek chwytliwa fabuła

Muszę przyznać, ze pomysł filmu bardzo mi się spodobał, postanowiłem więc zobaczyć ten obraz na dużym ekranie. Wszak fascynującym może być fakt, że reżyser wybrał za miejsce akcji Meksyk i Amerykę Środkową. Smaczku dodaje ta katastrofa sondy kosmicznej badającej pozaziemskie formy życia.

I teraz się zaczynają prawdziwe emocje: Andrew-fotograf, który robi zdjęcia na miejscu katastrofy, dostaje polecenie, by zorganizować córce swojego szefa o wdzięcznym imieniu Sam bezpieczny powrót do domu. Nic nie jest takie proste, gdy okazuje się, że jedyna droga prowadzi przez skażoną, pełną dziwnych stworów, odizolowaną dla ludzi strefę. Od tej pory ta dwójka zdana jest tylko na siebie i siłę amerykańskiego dolara. Jeśli chcą przeżyć, jak dowiadujemy się z opisu dystrybutora, będą musieli poznać prawdziwe zagrożenie. Moja ciekawość została niezwykle rozbudzona.

Prosty sposób na film

Pomyślałem sobie, że to może być fascynujący obraz, gdy film nie daje się łatwo klasyfikować.
Dystrybutor umieszcza go w gatunku typu: thriller, romans, sci-fi. W dodatku nie robią go Amerykanie tylko Brytyjczycy, słynący raczej z racjonalizmu i „twardego” podejścia do życia i świata. Na uzupełnienie należy wspomnieć, że reżyser Gareth Edwards jest ponadto zarówno scenarzystą, jak i scenografem. Ba! Zdjęcia do filmu to również jego zasługa. Wnioskować można, że facet ma wizję i tylko on sam najlepiej wie, jak ją przekazać całemu światu. W dodatku budżet filmu jest bardzo skromniutki, nie przekracza 800 tysięcy dolarów, aktorzy znani są z drugoplanowych ról serialowych więc można mniemać, że film niesie ze sobą przesłanie długie jak Amazonka. Moja ciekawość sięgnęła zenitu.

Jak długo delfin wytrzymuje pod wodą bez powietrza?

Po prawdzie, "Avatara" się po tym filmie nie spodziewałem. Widoczki były nawet ładne. Ameryka Środkowa w pełnej krasie, trochę obrazków po powodzi lub tornadzie wkomponowanej na potrzeby filmu i wpisanej w charakter tych niedobrych obcych. Obcy, a w zasadzie kałamarnice na sterydach, to nie agresorzy, tylko raczej ofiary. Obcy się znaleźli tu przypadkiem i próbują jakoś egzystować. Sfrustrowani Amerykanie dostrzegają jednak zagrożenie dla demokracji i wysyłają tych, co najpierw strzelają, a potem myślą. Gdzie tu Science, gdzie Fiction to zapewne wie tylko reżyser. Rozbawiło mnie pytanie bohatera "co to?", gdy wędrują przez teren pełen obcych i nagle słychać ryk w dżungli. Pewnie Andrzej Lepper blokuje drogi, bo cóż innego? Drugi raz się ubawiłem, gdy podczas wędrówki bohaterów w strefie, gdzie biegają w tą i z powrotem stada potworów, śmigłowce latają jak oszalałe, czołgi jeżdzą i strzelają i same są niszczone, pada pytanie do eskorty: "Po co wam broń"? Bo pewnie chcemy żeby nam jakiś pomysł "strzelił" do głowy. Trzecia dziwna sprawa to te maski przeciwgazowe, zakładane i ściągane nie wiadomo po co. Nie ma to jak dobra maseczka na twarzy z rana i wieczora. Czwarta sprawa to taka, że niby wszystko się dzieje w Ameryce Południowej i Meksyku. A strefa X to jak byk wyrysowana Ameryka Północna. Panie reżyserze, Pan zmniejszy sobie dawkę tego lekarstwa, co Pan zażywa. Delfin natomiast wytrzymuje pod wodą 12 minut - dowiedziałem się z filmu i to chyba było najciekawsze. Obiecałem sobie nie być już więcej za bardzo ciekawy.

Co my tu mamy? Co ja robię tu?

Efekty specjalne w filmie są, ale na kolana nie rzucają. Reżyser sam je sobie zrobił, więc wstydzić się nie ma czego. Szkoda tylko, że nie mógł się zdecydować o czym ma być ten film. Z całą pewnością jest to moim zdaniem melodramat podbudowany elementami sci-fi, a nie żaden thriller czy inne wynalazki. Film prawie jak polskie seriale z cyklu „Z jak zazdrość”. O wszystkim i o niczym. Widz ogląda prawie rodzący się wątek miłosny między bohaterami i zastanawia się po co w tym filmie ci obcy? Napisałem „prawie rodzący się”, bo on się tworzy jak zatwardzenie ten cały miłosny związek. Film się skończył, a ten tzw. związek się nawet nie zaczął. No, wielka szkoda, że reżyser chciał za jednym zamachem nakręcić dwa różne filmy, w dwu różnych gatunkach naraz, bo żaden mu nie wyszedł. Jedyne co wyszło to kilka osób z sali podczas seansu. Czego w tym filmie nie ma? Nie ma efekciarskich akcji, głupkowatych dialogów (oprócz pytań rodem z Monthy Pythona) i podniosłego do granic patosu. Nie ma tu również ani drugiego, ani trzeciego, ani innego dna, czy ukrytych przesłań. Nie ma tu również żadnej trzymającej w napięciu akcji, więc miłośnicy dreszczyku srodze się zawiodą. Z ekranu wieje nudą i to jest cały thriller i dramat w jednym. Ech, ta moja ciekawość. Faktycznie ciekawość może być przyczyną wielu groźnych dla zdrowia chorób.

Warto czy nie warto?

W moim odczuciu to niezwykle uboga wersja (umówmy się, że) Avatara. W napięciu trzymały mnie tylko reklamy pojawiające się przed ekranizacją. W zasadzie to nawet żałuję, że ktoś mi takie fajne reklamy takim kiepskim filmem zepsuł. Film, można by rzec, idealny dla ludzi, którzy idą do kina, a nie na film. Po prawdzie, mógłbym napisać, że bardzo dobre widowisko dla osób, których rażą kiczowate amerykańskie produkcje o krwiożerczych obcych i dla osób, które wystrzegają się tandetnej szmiry rodem z Hollywood. Mógłbym napisać, że to film dla osób emocjonalnie dojrzałych, smakoszy sztuki, koneserów kina. Jednakże jest to kino nie dla mnie. Do kina chodzę jedynie i tylko na filmy, a jak mówi w reklamie Marek Konrad, zawsze żałuję, gdy moje pieniądze są niepotrzebnie wydawane. Love story bez ładu i składu, kino tak zaewoluowane i metaforyczne, że sam twórca zapewne zastanawia się o co w tym chodzi i które dno osiągnął. Posługując się metaforą mogę z całą stanowczością stwierdzić, że to prawdziwie subtelny, doskonale błyskotliwy i niezwykle przerażający obraz, który powinien zostać objęty kwarantanną tak jak strefa X w filmie.

Polecam do obejrzenia tylko w brzydki deszczowy dzień wyłącznie z nudów.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto