Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szczęście walnięte młotkiem

Michał Hodurek
Michał Hodurek
Najpierw są rozpalone do czerwoności, by w efekcie stać się zimne jak lód...i jeszcze na dodatek mają przynieść nam szczęście. O tym jak się robi szczęście i o tym, że każdy jest z zawodu kowalem, rozmawiam z nikim innym jak z... kowalem właśnie.

I tu pocieszenie dla studentów, nie tylko oni muszą kuć! Grzegorz Grubel kuje całe życie, chociaż do szkoły nie chodzi. Nie narzeka. Spotykam go na krakowskim rynku, podczas wielkanocnego kiermaszu. W prowizorycznej małej kuźni widać rozpalony żar. Słychać stukot metalu o metal...

Jest pan szczęściarzem? W końcu tyle podków pan w życiu już zrobił...
- Nie narzekam i z tego co widzę jestem jedną z niewielu osób, która jest optymistycznie nastawiona do życia. Chyba jestem szczęściarzem...

W domu też ma pan rozwieszone podkowy?
- Szczególnie w kuźni, ale i w domu się wszędzie przewijają, więc to jest nieodłączny element mojego życia, tym bardziej, że zajmuję się kuciem koni i stąd się wzięła ta przygoda z podkowami.

Pewnie rodzina i przyjaciele też są nimi obdarowywani przez pana?
- Wszyscy w rodzinie i wszyscy przyjaciele już mają. A jeśli ktoś już ma, to głupio mu drugi raz dawać (śmiech). Dlatego robię im przeważnie jakieś świeczniki, wieszaki i inne gadżety. Ogólnie myślę, że podkowa jest miły prezentem, tym bardziej jeśli się jeszcze na niej wypisze jakieś życzenia czy cokolwiek, to jest to miłe. To jest tak naprawdę symbol, który obowiązuje na całym świecie. Tak się składa, że nie ma kawałka ziemi, dla którego bym nie robił podków. Dla czarnoskórych, Azjatów, Lapończyków itd.

To przychodzę do pana i proszę o wyrobienie mojego imienia na podkowie, ile by to trwało?
- Szybko. Tak do pięciu minut. Samo zrobienie podkowy to jednak proceder bardziej złożony. Od małej podkowy, której zrobienie zajęłoby 10-15 minut, do dużej, z którą trzeba się potłuc dobre pół godziny.

Od zawsze się pan tym zajmuje?
- Nie ma tak od zawsze. Trzeba najpierw skończyć szkołę (śmiech). Właściwie to wojsko mnie zetknęło z końmi. Tam byłem w klubie sportowym, zrobiłem wojskowy kurs podkuwaczy i tak poszło. To już trwa około 20 lat.

Jest sporo zamówień na tego typu produkty?
- Ogólnie nie narzekam. To co robię sprzedaję i nie mam jakichś zapasów podków. Czasem nawet bywa tak, że nie mogę się z wyrobić z zamówieniami. Teraz jest popyt na ręczną pracę, wykonywaną przez człowieka, a nie przez maszynę. Niestety tych ludzi, którzy chcą pracować ręcznie, fizycznie, jest coraz mniej. Każdy woli sobie kupić automat czy maszynę, niech ona robi za niego, bo lepiej sprzedać 10 sztuk za cenę mniejszą niż jedną sztukę robioną ręcznie. Jest to proste, bo dużo łatwiej nacisnąć guzik.

Czy zatem ta praca jest trudna?
- To jest tak jak z nauką w szkole. Jedni chodzą, mają same piątki i twierdzą, że jest bardzo fajnie, a inni chodzą do tej samej klasy, mają te same warunki i mówią, że jest bardzo kiepsko. Mają same jedynki. Jak się ma jakikolwiek dryg do tego, to jest to łatwe, a jak się nie ma tej chęci, to jest po prostu trudne.

Czy wobec tego zgodzi się pan z tym, że każdy jest kowalem własnego losu?
- Jak najbardziej. Bezapelacyjnie. Jeśli chodzi o kowalskie przysłowia, to chyba to jest najbardziej trafione. Jak sobie wykujemy życie, tak będzie ono wyglądało.

Święta spędzi pan w domu?
- Właśnie nie. Tutaj na krakowskim rynku. Jesteśmy do lanego poniedziałku, ale część rodziny tu przyjedzie do pomocy, więc sam nie będę.

W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć szczęścia….
- Dziękuję. Wzajemnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto