Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szlak z Aj Petri do Jałty – nie idź tędy, jeśli nie lubisz przygód

Michał Wójtowicz
Michał Wójtowicz
Widok z dołu kolejki
Widok z dołu kolejki Michał Wójtowicz
Jeszcze kilkanaście lat temu droga z góry Aj Petri do Jałty była opanowana przez bandytów. I choć pod tym względem szlak jest już bezpieczny, to po pokonaniu tej trasy nie narzekałem na brak wrażeń.

Fenomen popularności Jałty pozostaje dla mnie zagadką. Pełno tu ludzi, nie ma żadnego zabytku, ani innej atrakcji wartej obejrzenia, ceny są wysokie, a plaże kamieniste. W porównaniu z resztą ukraińskiego wybrzeża Jałta przegrywa prawie na każdym polu. Jej jedyny plus to to, że jest dobrym miejscem wypadowym do okolicznych atrakcji. Wśród nich najbardziej znana to pałac w niedalekiej Liwadii, w którym Churchill, Roosevelt i Stalin ustalili kształt powojennej Europy. My jednak jedziemy dziś do położonej nad Morzem Czarnym, liczącej 1234 metry góry Aj Petri.

Góra nad morzem

Łapiemy marszrutkę z Jałty do Mischoru, skąd kolejka liniowa zawozi turystów na górę. Według przewodnika ma to być niezapomniana wyprawa. Wrażeń dostarcza wiszenie wysoko nad ziemią w pamiętających Związek Radziecki, wyeksploatowanych wagonikach. Trochę się boję, że przy moim lęku wysokości dawka adrenaliny może być dla mnie zbyt duża.

Jazda jest podzielona na dwa odcinki. Pierwszy mija gładko, bo posuwamy się w miarę nisko nad ziemią. W połowie drogi zatrzymujemy się na platformie, gdzie przesiadamy się do następnego wagoniku. Podróż nadal odbywa się w sennej atmosferze. Nagle zaczynamy wznosić się coraz wyżej nad ziemią i przysuwamy się blisko ściany góry. Wyobrażam sobie jak utrzymująca nas lina pęka, a my staczamy się po skale w przepaść. Kolejny metr w górę, kolejny katastroficzny scenariusz odegrany w głowie i coraz większy lęk w sercu. Żeby nad tym zapanować odrywam oczy od ziemi i patrzę w niebo. Na szczęście chwilę później zatrzymujemy się na szczycie góry.

Wychodzę z wagonika i w pewnym oddaleniu od przepaści podziwiam widoki. Z góry rozpościera się panorama Jałty i Mischoru, za którymi rozlewa się niebieska plama Morza Czarnego.

Ponieważ powrót kolejką jest drogi i sądzimy, że Mischor musi być blisko, postanawiamy zejść do niego z góry na piechotę, a dalej podjechać transportem publicznym do Jałty. W międzyczasie kierowca taksówki oferuje się nas podwieźć. My jednak wolimy się przejść. Kierowca śmieje się, że to będzie całkiem długi spacer, bo droga w dół ma aż 20 kilometrów. Jesteśmy pewni, że zmyśla, żebyśmy wzięli u niego kurs. Żartujemy z bujnej wyobraźni tutejszych taksówkarzy i ruszamy dalej.

Po drodze dołączamy się do grupy czterech Białorusinek, które też wybierają się pieszo do miasta. Najładniejsza z nich, Wiktoria, studiuje polonistykę i dobrze mówi po polsku, więc ucinamy sobie z nią długą pogawędkę.

Na bandyckim szlaku

Schodzenie z góry idzie nam jak krew z nosa. Wszystko przez to, że szosa nie leci ze szczytu prosto do miasta, tylko rozlewa się na boki długimi, pozakręcanymi serpentynami. W takich warunkach zejście kilku metrów w dół jest rozłożone na przejście sporego odcinka w bok. A później zakręt, znowu kilkanaście metrów w bok, następny zakręt… Z włożonego wysiłku wnioskujemy, że zrobiliśmy spory odcinek, tymczasem posunęliśmy się lekko w dół.

Kierowcy samochodów też nie mają tu lekko. Chwila nieuwagi może skończyć się wypadnięciem z niezabezpieczonej szosy w przepaść. Na początku lat 90. wykorzystywali to mafiosi, którzy czyhali przy drodze na podróżnych, by wymusić od nich okup. Napadnięci kierowcy nie mieli dużych szans. Z jednej strony pionowa ściana, z drugiej przepaść, a naprzeciw gangsterzy.

Rozmowa z Wiktorią pozwala uciec nam od monotonii marszu. Po kilku godzinach dopada nas jednak zmęczenie. Stawianie obolałych stóp na twardym betonie staje się coraz większym wysiłkiem. Najwyraźniej droga rzeczywiście ma 20 kilometrów, a może i więcej. W każdym razie już dawno powinniśmy zobaczyć Mischor. Tymczasem zamiast do Mischoru dochodzimy do wodospadu, który zwiedzaliśmy już dzień wcześniej.

Wodospad widmo

Dziś jedziemy zobaczyć wodospad Uczan-Su. Jego wyjątkowość kryje się w tym, że liczy aż 98 metrów i jest najwyższy na Krymie. To musi być dopiero widok! Potoki wody spadające na ziemię z tak dużej wysokości. Ciężko mi to sobie wyobrazić.

Na dworu autobusowym okazuje się, że właśnie uciekła nam marszrutka na wodospad, a następna będzie dopiero za półtorej godziny. Mocno nas to dziwi, bo na Krymie na trasach turystycznych kursy odbywają się co kilkanaście minut. Przed wejściem do wodospadu kolejna niespodzianka - bilet wstępu jest śmiesznie tani.

Dochodzimy do przepaści, zza której wyrasta wysoka góra. A gdzie jest ten wodospad? Turyści wskazują nam na strumyczek z którego ledwie kapie woda. I to jest ten największy wodospad Krymu? Śmiechu warte. Turyści tłumaczą nam że trzeba było przyjechać na wiosnę, kiedy strumyczek zamienia się w rwący potok.
Zawiedzeni wracamy na przystanek. Marszrutkę mamy dopiero za godzinę, a według przewodnika od Jałty dzieli nas 7 kilometrów. Proponuję żeby wrócić piechotą, ale pomysł upada, po tym jak Arek i Przemek uznają, że odległość jest zbyt duża.

Nocna wędrówka po szosie

Cóż za ironia losu. Wczoraj te kilka kilometrów wydawało nam się zbyt długą trasą, a dziś musimy je przejść świeżo po czterogodzinnym marszu. Nie mamy innego wyjścia, bo ostatnia marszrutka już odjechała. Szczęście w nieszczęściu, że droga nie prowadzi do Mischoru tylko do Jałty, gdzie wynajmujemy kwaterę.
Zbieramy siły i po dwóch godzinach doczłapujemy na przedmieścia. Radość mija, gdy dowiadujemy się, że do dworca autobusowego, koło którego jest nasza kwatera, została jeszcze godzina marszu. Dziewczyny boją się, że spóźnią się na ostatni autobus do Ałuszty, gdzie mieszkają, i łapią marszrutkę do centrum Jałty. Żegnamy się i ruszamy dalej. Skoro już porwaliśmy się na tak długą trasą to, choćbyśmy jutro nie mieli mieć siły wstać z łóżka, nie poddamy się na samym końcu.

Chwilę później zapada zmrok. Na dodatek kończy się chodnik i pozostaje nam tylko szosa. Boimy się, że maszerowanie w nocy po nieoświetlonej, pełnej samochodów jezdni może się dla nas skończyć tragicznie. W trosce o swoje życie przechodzimy przez barierkę i przedzieramy się wzdłuż szosy przez gęsty las. Jakby mało było problemów jezdnia co jakiś czas rozdziela się na kilka najczęściej nieopisanych odnóg, co stawia nas przed trudnym wyborem w którą stronę powinniśmy iść. Żeby się nie zgubić zaczepiamy wszystkich napotkanych ludzi, którzy zapewniają nas, że podążamy w dobrym kierunku.

Tak blisko i tak daleko

W końcu dochodzimy do centrum Jałty. W oddali majaczy nam znajoma płyta dworca autobusowego. Niestety jedyna prowadząca do niej droga biegnie przez długi, pozbawiony chodnika wiadukt. Gdyby w czasie przechodzenia po nim wyjechał na nas samochód to jedyną szansą na ucieczkę byłby skok przez barierkę na położoną kilka metrów niżej jezdnię. Nie możemy się z tym pogodzić. Jesteśmy już tak blisko od upragnionego domu, a rozsądek nie pozwala nam zrobić kroku by się do niego dostać.

Pozostaje nam się trochę cofnąć i spróbować przebić się przez las. Co prawda przy samym wiadukcie łączy się on z jezdnią wysokim spadem, ale liczymy na to, że dalej będzie bardziej dogodne zejście. Po kilku minutach przedzierania się w ciemnościach przez krzaki trafiamy na opuszczoną chatkę. Pół żartem, pół serio mówię do Arka, że pewnie mieszkają w niej narkomani albo sataniści. Rzedną nam miny, gdy wychodzi z niej mężczyzna, który zaczepia idącego z przodu Przemka. No to wpadliśmy. Opuszczona chatka na uboczu, w środku nocy, pełna wygłodzonych narkomanów albo wyznawców fanatycznej sekty – to musi się źle skończyć. Dobrze jeśli stracimy tylko pieniądze.

Tymczasem po krótkiej rozmowie z Przemkiem niedoszły narkoman zapala latarkę i wyprowadza nas zapuszczoną ścieżką na płytę dworca. Chwilę później jesteśmy już w naszej kwaterze.

To był ciekawy dzień. A ja się martwiłem, że w Jałcie można się tylko wylegiwać na plaży.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto