W oczekiwaniu na dojrzewającą moroszkę, inaczej hjortron, tkwiliśmy w głębi szwedzkiego lasu, około dwudziestu kilometrów od najbliższego miasteczka, którym było Storuman. Obozowisko rozbiliśmy nad jeziorem Skarvsjoby. Dzięki temu mieliśmy gdzie się myć, czerpać wodę do picia i gotowania, a przede wszystkim wzbogacać naszą dietę o świeże ryby.
Wreszcie moroszka (odmiana maliny) zaczęła nabierać pomarańczowego odcienia, co oznaczało, że można ją było zacząć zbierać. Któregoś dnia rano zwinęliśmy więc namiot, spakowaliśmy klamoty i zamierzaliśmy opuścić koczowisko. Niestety, czekała na mnie przykra niespodzianka. Włożyłem kluczyk do stacyjki, przekręciłem i... klops. Silnik nawet nie zarzęził, a kontrolki pozostały tak samo ciemne jak poprzednio. Odezwał się jedynie alarm, który samoczynnie przełączył się na własne zasilanie. Było jasne, że padł akumulator. Jego całkowite wyładowanie - jak się później okazało - nie było spowodowane żadną usterką, lecz faktem świecenia się przez kilka dni i nocy żarówki w lampce pod sufitem. Nikt tego nie zauważył, gdyż od 10 dni nie korzystaliśmy z auta...
Na szczęście niedaleko nas znajdował się namiot innych zbieraczy runa leśnego. Jednak ani oni, ani my nie mieliśmy żadnych przewodów, którymi można byłoby połączyć akumulatory. Mówi się jednak, że Polak potrafi... Istotnie, dzięki prowizorycznemu połączeniu klucza francuskiego, śrubokręta i kawałka drutu udało się odpalić moje auto. Gdyby jednak w sąsiedztwie nie było innego samochodu, to czekałby mnie bardzo długi spacer...
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?